Dziewczyna która ci nie da
Okej, powróciłem po chwilowej przerwie. Byłem chory, przez co niezdolny do czegokolwiek. Wyobraźcie sobie coś, co wnosi jeszcze mniej niż trup w domu (tak byłem gorszy od trupa). Nieboszczyk nie śmieje się ze śmierci swojej i otaczających go pobratymców. Nie trzeba być wybitnie mądrym człowiekiem, żeby powiedzieć, że mogło to być z lekka irytujące. Ależ ja ich wkurwiałem… Zawsze podczas choroby wyostrza mi się żart, jest naszpikowany jak prowizoryczna bomba.
Dziś niedziela. Pisałem już o niej, więc nie będę się rozpuszczał nad tym nieszczęsnym zjawiskiem.
Otóż zajmę się czymś jeszcze bardziej przygnębiającym, zjawiskiem naturalnym i przez niektórych wymarzonym. De la muerte – na nią właśnie nastał czas w mojej głowie. Myślałem, że za temat zabiorę się o wiele później. Wszystko jednak zmieniło wielkie arcydzieło –
„Ostatnia Rodzina” – film o włodarzach śmierci, o Beksińskich. W dokładnym sprostowaniu chodzi tylko o Beksińskich.
Ludzie, którzy jak nikt zdawali sobie sprawę z towarzystwa Pani z kosą. Ich losy zawsze piętnowały mój pogląd, ten metafizyczny bełkot o tej damulce. Kiedyś rzadko myślałem o niej, była niedostępną dla mnie osobą, nie odzwierciedlała się w moim życiu codziennym, była migawką. Zdarzało się myśleć, zostawała jednak w pamięci bardzo krótko, jak te panienki z pornoli, niby śliczne, ale po zamknięciu strony wcale nie podobne do siebie. Poza tym, jaki dzieciak przejmuje się swoją metą, kiedy jeszcze nawet nie wystartował? Dorastałem, a ona się mną zainteresowała (A może to ja jej zacząłem szukać? Sam nie wiem). W każdym razie, widziałem i trawiłem ją częściej, z bliższej odległości. Zaczęła pokazywać się w książkach które czytałem, w mediach, muzyce, świecie mnie otaczającym. Powiem jeszcze, powracając do lat berbeciowania, że raz, ale tylko raz spotkałem ją fizycznie, jakbym umówił się z nią na randkę. Kiedy umierała moja prababcia widziałem ją z bliska. Siedziała, jak gdyby nigdy nic przy babci – zupełnie jak najlepsza przyjaciółka. Tylko babcia nie była tego świadoma, z jej oczu wtedy znikły iskry życia. Mówię to tylko po to, by podkreślić, że znam ją bardzo platonicznie. Z widzenia. Nic więcej. Chodź czuję ten stan, kiedy widzisz się z kimś w komunikacji miejskiej, daleki znajomy, ale na tyle daleki znajomy, aby podejść i zacząć dyskusję o niczym. Mimo wszystko jednak, mało o sobie wiemy, chodź powinienem powiedzieć: „Ja wiem!”, jednak nie chce wiedzieć jak długo mnie obserwuje. Dopiero niedawno nastąpił krok milowy, to ja ją zacząłem obserwować kiedy ta nie patrzy. Znaczy to tyle, że zastanawiam się nad tą metafizyką życia i rolą śmierci w całym teatrze lalek. Nie mamy się co oszukiwać tylko pod kilkoma względami dotyczącymi jej. Na przykład takimi, że wszyscy użyźnimy glebę po trochu (O ironio!). Albo to, że ona przyjdzie nad mogiłę czasu.
Jak to jest być śmiercią, hę? Myśleliście o tym jaka to musi być ciężka harówa, zabierać życia, każdej jednostce zbudowanej z atomu? Syzyfowa praca jakby nie patrzeć. Ona wie o nas wszystko, a mimo to chowamy się przed nią, jak nietrzeźwy nieletni przed patrolem policji. Mamy to wpisane w kod genetyczny i tyle, musimy przywyknąć do własnego tchórzostwa. Powinniśmy zająć badaniem się samej zainteresowanej. Byli i będą ludzie, którzy świadomie czy też nie, zostali wybrani do pełnienia tych funkcji. Beksińscy musieli spełniać wszystkie kryteria, bo nad ich życiami unosiła się mgła śmierci. Oni do niej przywykli, traktując ją naturalistycznie. Właśnie, naturalizm, ostatnimi czasy skłaniam się do tych poglądów. Traktować ją, jak nic nie znaczący proces. Przejście tak oczywiste, że smutek jest zbędną emocją zaplątaną w cały ten labirynt neuronów. Nastawienie ciekawe, niecodzienne, ale w jednym nie dające oczywistej odpowiedzi. Czemu jednak ten człowiek, tak smutny, czemuż tyle cierpień w chwilach śmierci? Sam nie traktuje jej jak smutnej i wyrytej w naszych historiach, kropką kończącą długi zapis wędrówki. Poważny ten tekst, a wcale taki w założeniach nie miał być. To wszystko zepsuła ona. Lubi jak się o niej mówi, skromnisia zasrana. Jestem za brzydki na jej zaloty, dlatego tak szydzę. Nie uważam też za poważną sprawę ludzi martwych. Człowiek jak człowiek, sztywny bo sztywny, ale człowiek. Ciężko mi mówić o niej więcej teraz. Znamy się słabo, ale będę ją studiować z całą zaciekłością pedofila, kiedyś może się nawet z nią umówię na jakieś rande vu, ale kto to wie. Może nie pije, i wtedy zostanę na lodzie z całą długością swojego życia? Zgaduję że nie jest łatwa, pewnie wcale nie daje, kurwidołek.