Drugie życie
***
To był zimowy, mroźny, ale słoneczny dzień, a ja biegałem po lesie. Moja ukochana pani nareszcie sobie o mnie przypomniała i chciała ze mną bawić. Zabrała mnie z ojcem do lasu i rzucała piłki, a ja biegałem po nie radośnie. Jedna z nich poleciała do małego zagajnika. Postanowiłem ją znaleźć i wyciągnąć za wszelką cenę, żeby uszczęśliwić moją przyjaciółkę. Zanurkowałem pomiędzy drzewa i szukałem. W końcu się znalazła. Radośnie wracałem, aby oddać piłkę i wtedy zobaczyłem, jak samochód, którym przyjechaliśmy oddala się. To niemożliwe, pomyślałem w tamtym momencie. Nie mogą mi tego zrobić, nie zostawią mnie. Musieli po prostu o mnie zapomnieć. Wypuściłem piłkę z pyska i puściłem się biegiem za nimi, z nadzieję, że ich dogonię. Biegłem, ile sił w łapach, ale moje próby zdały się na nic. Oddalili się, a ja pozostałem sam, w ciemnym i pustym lesie.
Ruszyłem przed siebie. Tułałem się po lesie kilka dni, aż w końcu trafiłem do małej wsi. Znalazłem stertę słomy, w której postanowiłem się schować. Było mi zimno, mój brzuszek burczał i domagał się jedzenia oraz wody. Moje powieki same opadały. Zasnąłem, przemarznięty i zmęczony.
– Mamo! Chodź tutaj! Leży u nas psiak i ledwo oddycha. Musimy zabrać go do weterynarza!
– Bierz go na ręce, a ja biegnę po kluczyki od samochodu.
Usłyszałam strzępek rozmowy. Nie mogłem otworzyć oczu, czułem się wyczerpany. Jedyne co pamiętam, zanim pogrążyłem się w błogi, kilkudniowy sen, to ciepło, które mnie otuliło.
***
Otworzyłem oczy i ujrzałem pochylającą się nade mną postać. Zamrugałem i zobaczyłem młodą dziewczynę. Czułem się o wiele lepiej, nie było mi już zimno, a moje powieki nie zamykały się. Niepewnie się poruszyłem.
– Spokojnie, malutki. Nic ci nie będzie. Zabieram cię do siebie, teraz już będziesz bezpieczny.
Nie wiedziałem, o czym ona mówi, przecież ja już mam właściciela. Dlaczego ona chciała mnie zabrać? Chciałem wstać i uciec, ale nie miałem tyle siły.
Kiedy dojechaliśmy i dziewczyna wyniosła mnie z samochodu, zobaczyłem budynek, w którym wcześniej zasnąłem. Nie skierowała się w jego stronę, zabrała mnie do domu, swojego domu. Postawiła mnie na podłodze, a ja na niepewnych nogach stanąłem. Brakowało mi sił, ale jakoś się utrzymałem. Postawiła przede mną miski z wodą oraz jedzeniem, a ja dopadłem się i łapczywie wszystko pochłaniałem.
– Hej, spokojnie, malutki. Nikt ci nie zabierze jedzenia, nie jedz tak szybko.
Ale ja nie słuchałem i jadłem, bo byłem głodny. Musiałem zaspokoić swoje pragnienia. Kiedy się skończyło, chciałem jeszcze, poprosiłem dziewczynę, ale nie słuchała.
– Kochany, nie dostaniesz więcej. Musisz stopniowo dostawać jedzenie. Dostaniesz później. –Podniosła mnie i zaniosła do legowiska, usłanego kocami. Było mi dobrze i ciepło.