Dom
To był ten pierwszy dzień, dzień kiedy zaczęłam podejrzewać, że już nigdy nie zbudujemy naszego własnego, wspólnego domu.
Obudził mnie długi, wysoki jęk. Moje ramiona wyciągnęły się ze strachu, próbując uchwycić marę, która dusiła mnie nieprzerwanie poduszką. W ciemności widziałam jedynie te dwa węgliki, tak wyraźnie uchwycone przez aparat. Nasz dom płakał. Patrzył na mnie, na to wszystko i płakał. Słyszałam jak parapety wyły pod ciężarem kropel, które, niczym grad, rozpłaszczały się na ich metalowych cielskach.
To nie ty przyszedłeś, to ona… Jak topielec dusiła mnie swoimi czarnymi, mokrymi włosami, niema, głucha, ze swoimi oczyma rozdzierającymi moją ciemność. Czułam, jak tracę siły. A więc to już! W końcu! – pomyślałam i poczułam niemal wdzięczność do tego ducha przeszłości, który zniszczył wszystko i w końcu przyszedł również po mnie.