Dom
Próba, że tak się wyrażę. Próba dla Eli.~
~
– Jacek, chodź! Nie cykaj! – krzyknął za bratem młody, rudowłosy chłopak. Jego bladą, pokrytą piegami twarz rozświetlał teraz złośliwy uśmiech, który kierował do swego bliźniaka. – No przecież idę! – odwarknął Jacek, poprawiając uchwyt dłoni na kawałku rury, który ukradł pewnemu złomiarzowi specjalnie dla tej chwili. Już od dłuższego czasu szykowali się z Łukaszem na zdemolowanie opuszczonego domu, stojącego przy ulicy Struga. Od wielu lat krążyły o nim dziwne opowieści - że niby w nim straszy, że jest niebezpieczny… Ojciec też ich zawsze przestrzegał przed zapuszczaniem się chociażby w jego pobliże. Dobrze wiedział, że nie mogliby się powstrzymać przed wkroczeniem do środka i zniszczeniem wszystkiego co się da, mali anarchiści. A wówczas mogło się coś wydarzyć… Jednak dla nich to wszystko było nieważne. Dla nich był to tylko stary, opuszczony dom - nowy plac zabaw.
Po uzbrojeniu się w rurki i kilka kamieni, pobiegli bocznymi uliczkami wprost do Starego Domu, pod którym - ku swemu wielkiemu zdziwieniu i niezadowoleniu - spotkali Sylwię Majewską: ledwo kilkuletnią dziewczynkę, która jakby przecząc swemu wiekowi wiedziała i rozpowiadała o wszystkim. Ku nieszczęściu każdemu… – Nie wyjdziecie – wychrypiała cicho, kiedy mijali ją ignorując ostentacyjnie.- Już stamtąd nie wyjdziecie! Gdy Łukasz ją usłyszał, odwrócił się szybko i pogroził jej rurką krzyknąwszy, by się wynosiła. Sylwia tylko lekko się uśmiechnęła i odwróciła na pięcie, wybiegając radośnie z posesji. Ona wiedziała i ta świadomość napawała ją radością, nadając jej ciału nieznanej dotąd lekkości. Wiedziała... I poza wiedzą nie zrobiła nic więcej.
Kiedy tylko dziewczynka zniknęła za zakrętem, Łukasz trzepnął lekko pobladłego brata przydługim rękawem koszulki. Z nieznanych przyczyn, ta mała dziewczynka zawsze biedaka przerażała. Może tym dziwnym spojrzeniem? – Idziemy – zakomenderował i - aby dać przykład - jednym szarpnięciem otworzył drzwi, wkraczając do pokrytego wieloletnim kurzem korytarza.– Widzisz, nie ma się czego bać – dodał po chwili spoglądając z odrobiną lęku w stronę wąskichschodów, prowadzących zapewne do piwnicy. Może jednak przyjście tutaj nie było ich najlepszym pomysłem?
Aby dodać sobie otuchy, zamachnął się mocno i jednym uderzeniem rozbił znajdujący się obok wejścia wazon, który dawniej służył zapewne do przechowywania parasoli. – Dalej! – zawołał stojący za nim Jacek i - wyminąwszy brata - ruszył w głąb domu, rozbijając po drodze stojący na stoliczku zbiór butelek. Już po kilku minutach, bliźniaki radośnie oddały się szałowi destrukcji tłukąc szyby, niszcząc wszystkie przedmioty nie przytwierdzone na stałe do ziemi i rwąc nadgryzione zębem czasu tapety. Żaden z nich już się nie bał. Ich strach pochłonęła adrenalina, która zawsze w takich momentach skakała niemożliwie wysoko.
Jacek był w trakcie łamania podpórek poręczy, kiedy przypadkowo kopnął zbyt mocno powodując, że noga zniszczywszy drewno przedarła się nawet przez stojącą tuż obok ścianę. Chłopak wyszarpnął ją niecierpliwie, odrywając przy tym duży kawałek sklejki i styropianu, z którego składała się ściana, odsłaniając tym samym zacienione lekko wewnętrzne schody. – Chodź tutaj! –zawołał brata i w czasie oczekiwania na niego podekscytowany powiększał ręcznie dziurę.
Chwilę po tym, jak dołączył do niego bliźniak, przeciskali się już oboje przez ciasny otwór, który udało się wytworzyć Jackowi . W ich głowach rozbijało się wiele myśli, jednak głównie skupiały się na jednym: tajne przejście! Skarb! Głuszyło to skutecznie instynkt, który kazał im w tym momencie brać nogi za pas i uciekać gdziekolwiek - byle jak najdalej. Fakt, iż oni nie wiedzieli nie oznaczał, że Krew nie pamiętała o swym Wrogu. I to właśnie jego wyczuwała dziewczynka, każąc im się wynosić.. Niestety żaden z nich nie usłyszał jej nawoływań… Z bijącymi szybko sercami stanęli w końcu pewnie na odkrytych właśnie schodach, które prowadziły w dół i łagodnie zakręcały odrobinę w prawo – zapewne omijając znajdującą się za ścianą kuchnię.