Dom i Czas
Nie mogłam odmówić i gdy znalazłam się przed bramą, zobaczyłam go – stał na swoim miejscu. Te wakacje były cichsze niż poprzednie, ale nie gorsze. Wyczekiwałam wszechobecnego smutku, ale go nie znalazłam. Ona ani razu nie dała mi do zrozumienia, że nie jestem już miłe widziana. Myślę, że potrzebowała naszej obecności; tak jak ja potrzebowałam znowu znaleźć się w tym miejscu. Było inaczej, to prawda, ale nie zmieniło się to, jak zawsze czułam się będąc tam – bezpiecznie. I jeszcze coś; w Domu byłam wystarczająca, ważna, zawsze otoczona miłością, którą rzeczywiście mogłam poczuć. Nie musiałam wierzyć jej na słowo i wyobrażać sobie, że gdzieś tam jest. Po prostu była.
Było nas wtedy w Domu pięcioro i chociaż wyczuwałam pustkę, nie czułam się opuszczona. Ta świadomość utkwiła w mojej pamięci i wszystkie zmienione meble, wycięte drzewa przestały mieć znaczenie. Mój Dom nie zniknął, moje poczucie spokoju nie było więc częścią komody czy gałęzi, ale czymś innym; niematerialnym, znacznie cenniejszym.
Gdy pod koniec 2017 roku zmarła moja babcia (czwartkowy poranek, odgłos telefonu, niedosłyszana rozmowa i zrozumienie) ponownie wybraliśmy się do Domu. Ja miałam szczęście widzieć Ją kilka tygodni wcześniej, a jednak żegnając się, nie sądziłam, że żegnam się naprawdę. A może to nie było ostatnie pożegnanie? Może miało ono miejsce właśnie kilka tygodni później, na cmentarzu, gdy niebo miało brzoskwiniowy odcień. Zwróciłam na to uwagę, bo ten kolor wydawał się odpowiedni; ten kolor kojarzył mi się z nią; był ciepły i miękki, gdzieniegdzie tylko muśnięty błękitem. Widząc te barwy, pomyślałam o Niej, oczywiście.
Dom po raz kolejny stracił cząstkę siebie. Przyjechałam tam zimą tego samego roku na kilka dni i ponownie meble zmieniły swoje położenie, pozbyto się specjalnego łóżka, fotela; pokój był jasny i przestronny. A Dom? Dom był Domem. Był nim lata temu, gdy nie znałam jeszcze śmierci i był nim nadal, po upływie lat, kiedy wszystko się zmieniło.
I myślę, że to właśnie oznacza dla mnie „dom”. W końcu udało mi się pojąć jego znaczenie; zawiera się w przeszłości; we wspomnieniach, które przywołują na myśl dziecięce zabawy, całą niewiedzę i wyobrażenia o przyszłości, ale też w stracie; w nieobecności. Dom był i wciąż jest dla mnie przede wszystkim ludźmi; tymi, którzy są, tymi, których nie ma – tutaj – bo może istnieje miejsce, w które tak usilnie chciałabym wierzyć. Dość egoistycznie, bo jedyne, na czym naprawdę mi zależy, to świadomość, że gdzieś można jeszcze usłyszeć ich głosy, zobaczyć ich sylwetki na tle dawnego świata. I jeśli potrzebna jest do tego wieczność, to niech tak będzie.
Zbieram więc leżące na podłodze kartki z kalendarza; daty, które przez te wszystkie lata starałam się usunąć z pamięci i odkładam je ostrożnie na półkę. Są ułożone chronologicznie, czas zadbał o to, aby nic się nie pomieszało. Nie wyrzucę ich. Potrzebuję, aby były w pokoju, na półce, gdzie czasem tylko dosięgnie mój wzrok. Bo potrzebuję pamiętać o tym wszystkim.