Do M...
Pusta kopuła.... nad moim niebem. Zabiera gwiazdy, zasłania księżyc, nie wpuszcza światła. Dźwięk w niej ginie. Każda ściana taka sama. Ocieka kłamstwem i oszustwem. Każde wyznanie w pustkę podąża. Wszystko zarośnięte... kilometrowe bagna i smród nienawiści. Patrzy na mnie... i zabiera to co mogłam mieć... Trzyma coś w dłoni.. mówi że to jest to czego potrzebuję. Jeżeli ją dogonię i zabiję odbiorę swój skarb, a dłoń okaże się pusta i tak naprawdę nic dla siebie nie zrobiłam, tylko zostawiłam kolejny wilgotny ślad krwi na swoim policzku. Trzymając ogień w lodowatej dłoni... wypuszczam światełka sygnałem SOS, ale odbijają się od zakrytego nieba i spadają z krzykiem na ziemię. Nie potrafię się wydostać... nie mam klucza... nie mam i znaleźć nie mogę. Nigdy go nie widziałam. Nie wiem czy jest, złoty, srebrny, czy żelazny... czy w ogóle jest. Im bliżej jestem swojego nie istniejącego w tym mroku cienia, tym gęstsza staje się mgła. Szczypie i piecze...A gdy uciekam ktoś mi podkłada nogi i kradnie marzenia.. które nie są już tylko moje. Ucina mi język, zakrywa oczy, zasłania uszy... wydziera serce. Nie słyszę, nie widzę i nie czuje a już na pewno nie mogę nic powiedzieć...