Dłoń
Dłoń
Czuła, że nadejdzie
razem z jego myślami.
Czuła ją na sobie długa zanim ją poczuła naprawdę,
miedzy ramieniem a szyją.
Wiedziała, ze wrogiem jest jej wyobraźnia.
Zapisane setki poprzednich dotyków,
jego, na innej skórze,
odczytujace raz po raz nowe lądy,
nie raz, nie dwa, nie trzydziesci dwa.
Nie, wiedziała, że tego nie chce wiedzieć.
Nie chce wejść na cmentarz jego miłości,
wielkich, małych i tych złudzeniem podtrzymywanych przy życiu.
Nie chciała wiedzieć...
Pamietala co robią opowiśsci, niosła w sobie opowieści tamtego i innego, i jeszcze jednego.
Nie chciala słuchac tych zwierzeń, ale oni szeptali jej swe czarodziejskie słowa,
pewni, że ta otwartość i szczerość przyniosą wiele dobrego.
A one budowaly mur, z twarzami wszystkich poprzednich.
Opowieści, szczególnie Tego..ostatnio ją sobą naznaczajacego.
Te obrazy...
Zakradaly sie w jej podswiadomość,
w chwilach niewłaściwych.
Ich cień był miedzy nimi
nawet jesli on ich nie dostrzegał, zatracił pamieć o nich
one żyły w niej.
Bo rozumiła, że intensywność uczuć wygasłych
nie byla w nim samym pochowana.
Msza pożegnalna w jego sercu nie posypała popiołu zgody.
Był ciągle oddychający, półmartwy,
lecz nie nieżywy Cień.
Widziala jak w zamyśleniu wpadał w stan apatii,
gdy nie potrafił odpowiedzieć na pytania: co, gdzie i jak.
Tamtej nocy, nad ranem miała dziwny sen.
Niespieszny, delikaty, niczego nie oczekujący dotyk, nie dotyk, który zjawił sie
razem z jego nieistniejącym cieniem.
Przyszedł, usiadł i był.
Tuż obok jej nieświadomego snu.
Ona śniąc o obłokach,
nie czuła, że leży 10 cm od jej skoliozy uczuć.
Śniła, że ktoś zadawał jej pieszczotę rąk,
płynąc oceanem spokojnego uniesienia,
wśród fali włosów rozwichrzonych.
Gładził je, przeplatał, tarł nimi,
jakby usiłować wetrzeć opuszkami ich zapach,
w rodzacą sie pamięć o niej w nim.
Czuła, że opływające na ramie pasemko nie umknie jego uwadze,
że poprawi je
nieświadomie, celowo smagając jej skórę uśpioną.
Odkrywał jej gładkość, zawahanie śladów słońca, między brzegiem ramienia, a głebią linii włosów.
Nie posunął się dalej.
To wystarczyło.
Przebudzona poprosiła by ją sobą naznaczył.
By ustami sunął po nieidealnej lini kregosłupa,
jak stawiający pierwsze kroki narciarz amator,
zapamiętując każdą muldę jej skrzywienia.
Trwało to chwile, być może dwie,
....całą odwieczność zapomnienia.
Nie wie co sie działo
potem...
Kiedy?
..zaczął lub skończył sie sen,
a zaczeła rzeczywista,
kłująca lewostronnie
pewność?
Różne nagrania,
różne instrumenty,
róznorodność kompozycji,
umiejętności grajków.
Był doskonale przemyślaną, precyzyjną symfonią.
Tak złożoną technicznie, tak nieprawdopodobnie trudną do harmonijnego zagrania.
Nie miala uprawien nawet do wybicia prostych gam,
a mimo wszystko patrząc na nuty nad nim wiszące,
sie domyślała
słyszała
jak gra
ona sama ten dźwięk
tak czysty...
skąd to mogla wiedzieć?
I skąd tak?