Detekty Wąs. Sprawa Druga
aczy złota”. Przypomniał też sobie praktyki na oddziale urologicznym gdzie podchodząc do pacjenta mawiał : „ Jak leci? ” a oni odpowiadali „Ciurkiem, panie doktorze, ciurkiem!”. Ehh to były czasy.
Wąs natomiast przypomniał sobie ten dzień kiedy rozwiązał swoją pierwszą zagadkę. Miał wtedy jedynie 15 lat. W domu zaczęły znikać słodycze. Nikt nie wiedział co się z nimi działo. Wtedy młody Wąs postanowił przeanalizować fakty po raz pierwszy. Do niczego nie doszedł. Jednak kiedy przeanalizwał fakty po raz drugi: znalazł winnego. Długo przepraszał pozostałych domowników za podbieranie ciasteczek. W prawdzie w pierwszej sprawie sam był głownym podjerzanym, jednak pasja i cukrzyca pozostała z Wąsem na kolejne lata. Tak oto nadszedł pamiętny dzień promocji na detektywa. Pamiętał jak dziś, kiedy stał w pokoju ówczesnego komisarza Widliszka Pałeczniaka, który właśnie degradował innego detektywa Flądrusa ( złapano go jak strzelił z kielicha i w pysk - na służbie) „Oto teka uznania drogi Szemroku” powiedział wręczając mu symboliczną tekę. „A dla pana...” tu zwrócił się do Flądrusa „a dla pana; kara-teka” powiedział wręczając wymówienie służby. Pierwszą sprawą Szemroka było posadzenie za kratki pewnego znanego krzyżówkowicza, który wraz ze znaną piosenkarką Marleną Wytrych, zapoznał na zjeździe AA – w Żelazowej Woli – inna „gwiazdę” świata przestępczego; rosjankę Nimfomankę która pracowała w Men-nicy. Wkrótce dołączył do nich jeden z najokrutniejszych mafiosów ówczesnego świata przestępczego. Mówiono iż na sam jego widok, gangsterzy dostawali zimnego potu na ciele. Tak, był to legendarny Al Poccino.
Wspólnie cały gang planował napad na pewnego tokarza – o którym mawiano że go łatwo obrobić - ale okazało się, że ma węża w kieszeni, jako że handlował pokątnie używanymi zwierzątkami egzotycznymi.
Padał deszcz....
Posterunkowy kogut, właśnie coś grzędził o podwyżkach w policji, chodziło mu o półki dla wysokich policjantów, kiedy Wąs zwrócił się do Frytosława;
- Tylko bez żadnych pomyłek! Pamiętajcie, czekać na mój znak!
Miał rację, bowiem kilka pomyłek się zdarzyło jak wtedy gdy zamierzali aresztować pewnego Irlandczyka oskarżając o zamach... jak się okazało na polu golfowym. Albo kiedy aresztował ks. Leopolda wraz z grupą przedszkolaków pod zarzutem zamiaru utopienia Marzanny. Ks. Leopold stał, zaskoczony, milcząc na amen, nie wiedząc co się święci. Po kilku długotrwałych procesach, wszystkich uniewinniono gdyż sekcja zwłok wykazała iż Marzanna miała siano w głowie i stwardnienie niezasiane. Krążyły pogłoski iż była posłanką, również posłaniem dla innych posłów. Co robiła w sejmie? Któż by mógł powiedzieć, zresztą, diabeł tam wie kto ją posłał...
Padał deszcz...
Powóz zatrzymał się w ciemności przed starym dworem Stanleyów. To tu podobno skrywał się fałszerz.
- Przydało by się więcej światła... – Rzekł Frytosław.
- Dobrze że zabrałem ze sobą lodówkę... – Westchnął Kokoshka.
Ruszyli przed siebie. Posuwali się pośród strug deszczu i sosen, ściętych tam lata temu (i owemu...). Hrabia Stanley, który zmarł śmiercią tragiczną; ten sam który wynalazł resory, kiedy to obserwował pysk swego ogiera gdy wzięta po drodze na gapę baba, schodziła z wozu...
Deszcz ustawał....
W pierwszych promieniach słońca weszli do środka pałacu. Jak się okazało pustego... choć intuicja ( i doświadczenie Wąsa ) nakazało sprawdzenie strychu. Szli więc po niebezpiecznych schodach, które pewien narąbany drwal wyciosał z p