Dagmara
-Dagmara! - Jego mocny głos przepełnił całą ulicę, odbił się od murów Kościoła, który wcale nie stał tak blisko i wrócił. -Dagmarrra! -Pozwolił zawyć sobie raz jeszcze.
-Już idę! Jestem na terenie! -Odpowiedziała zmęczona Dagmara.
Szłam dalej, lecz stanęłam na chwilę by móc delektować się widokiem beztroski dzieci. Dookoła nich leżały metalowe łyżki oraz pudełka po margarynach. Wszystkie siedziały skulone i dotykały pył, który po zmieszaniu się z powietrzem tworzył gęstą mgłę. Jak w horrorze. Czułam jakby zaraz miało stać się coś niedobrego, jednak to nie wchodziło w grę, bo stała nad nimi najstarsza dziewczynka o wielkich ustach. Wyglądała troszkę jak łosoś norweski albo pstrąg tęczowy, ale nie miałam zamiaru się z niej śmiać. Być może miała starcie z Jezusem i taki był tego efekt.
Ruszyłam dalej, minęłam schludne białe okna, w których siedziała mała blondyneczka i gryzła jogurt. Nieco dalej, w tunelu siusiało jakieś dziecko, natomiast ósemka oszczędziła mi ekscesów, ponieważ z niej wyszła tylko pani Słoikowa.
-Dzień dobry!
-Dzień dobry...