Dagger- płatny sztylet cz.IV
Udałam sie prosto do biura Viktora del Daviver. Tam zakradłam sie do schowka z miotłami i różnymi innymi przyrządami do sprzątania. Wyjechałam z tamąd z wózkiem. Dobrze, że wcześniej rzuciłam okiem na plan budynku, dzięki czemu bez problemu znalazłam pokój dyrektora. Zapukałam i weszłam do środka. - Przepraszam, że przeszkadzam, ale chciałam umyć okna. Mogę?- nie uśmiechnałam się. Moja twarz była kamienna. Patrzyłam na mężczyznę siedzącego w fotelu. Mógł mieć najwyżej 25 lat. Młody, przystojny, opalony. O ciemnych oczach i włosach. Kobiety lgnęły do niego, a on tylko w nich przebeirał. Wpatrywał się we mnie. Jego oczy nawet nie drgnęły. Dopiero po chwili ocknął się. - Tak oczywiście.- spojrzał na leżące na biórku papiery i zaczął je nerwowo przeglądać, a ja zabrałam sie za mycie okien. To raczej nie jest z mojej krwi. Ciężko sie myje takie okna. Najpierw wodą musiałam przemyć wszystko. Ale warto było. Już po chwili do pomieszczenia weszła jego sekretarka. - Pan Martinez pyta się, czy może liczyć dzisiaj na spotkanie koło 20?- powiedziała piskliwym głosem, uderzając ołówkiem o notes. Viktor popatrzył na nią. - Odpowiedz mu, że dzisiaj to jest niemożliwe, ponieważ obiecałem zabrać moją siostrę do kina. - Rozumiem. Jeszcze jedno. Dzwonili z kwiaciarni i pytali się jakimi kwiatami przyozdobić kośćiół na ślub. Lilie czy konwalie? - Matyldo! Tym zajmuje sie moja przyszła żona! Nie ja! Ona chciała ślub i ona ma przygotowywać. Spytaj się jej. A teraz proszę daj mi spokój.- machnał ręką, a sekretarka wyszła. Spojrzał na mnie. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że nie myję okna tylko parzę na Viktora. Jezu! Ale wtopa. Gdzie mój profesjonalizm? Schyliłam się, pod pretesktem, wypłukania szmaty. - Nigdy wcześniej pani tu nie widziałem.- powiedział w końcu. - Jestem nowa. Dzisiaj mnie przyjęli. - odpowiedziałam nie przerywając wycierania okna. - Dziwne. Nie zostałem poinformowany o tym. A zresztą od jakiegoś czasu nie informuje sie mnie o poczynaniach firmy.- powiedział z wyrzutem. - Może nie daje pan pracownikom do zrozumienia, że interesuje pana firma. - Jezu! Przecież jestem dyrektorem tej zasranej firmy. Mam prawo wiedzieć wszystko co się w niej dzieje. A pracownicy mają obowiązek mnie o tym informować. - wyglądał na lekko oburzonego. - Niech się pan nie przejmuje. Szkoda nerwów. - Moje nerwy i tak są już na wyczerpaniu.- westchnął. - Przez ślub? - Po części tak.- powiedział obojętnie.- Chcę już przez to przejść, żeby normalnie pracować. Nina cały czas przybiega do mnie i pokazuje mi kolory, materiały, próbki i pyta się czy takie może być. A mi to już jest naprawdę obojętne! Co mnie obchodzi czy obrusy będa kremowe czy białe, co mnie obchodzi czy gości będzie 500 czy 1000? - Ślub to bardzo ważne wydarzenie w życiu.- oderwałam się od okna i spojrzałam na Viktora. - Nie chce pan tego ślubu? Nie kocha pan przyszłej żony? - Ślub jak ślub. Kiedyś trzeba się ustatkować. To dobrze wpływa na karierę. - wzruszył ramionami przerzucając kartkami. - Będzie pan miał straszne życie.- podsumowałam i wróciłam do pracy. Nie wiem czemu wdałam się w taką rozmowę z facetem, którego mam zamiar zabić. Po co to wszystko? I tak do tego ślubu nie dojdzie. Coś mi się wydaje, że dzisiaj będę miała okazję go zabić. Skoro wieczorem wychodzi z siostrą do kina, na pewno nie będą go pilnować ochroniarze. Więc droga wolna. Coś mi się wydaje, że szybko pójdzie. Sprzątnę go dzisiaj. Jutro zrobię sobie dzień wolny, a po jutrze wyjadę. Odczekam ten jeden dzień tutaj, aby podejrzenia nie spadły na mnie. Chociaż, nie sądzę, żeby podejrzewali sprzątaczkę. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk komórki. Myślałam, że to moja. Taki sam dźwięk. Odruchowo sięgnęłam do kieszeni, ale w tym momencie do moich uszu dotarła już rozmowa. - Tak. Rozumiem. - ten koleś ma taką sama komórkę jak ja. A to drań. - Nie. Tyle w zupęłności wystraczy.- cośw jego głosie mi się nie podobało. Niby starał się mówić normalnie, ale można było wyczuć lekkie poddener