Czekam
Widywaliśmy się często. Czasem rozmawiając, czasem tylko siedząc obok siebie w gronie znajomych. Znałam go od lat, ale nie dostrzegałam żadnych oznak zainteresowania, tych słów kluczy, które od razu trafiają do serca. Ja należałam do tych nieśmiałych, biernych istot, które nie potrafią odezwać się pierwsze, on królował w towarzystwie. Dopiero jego oczy wzbudziły we mnie niepokój, te ciemne iskierki, które przenikały mnie do głębi. Ale odpychałam jeszcze myśl, że może on, albo ja jego…
Po kolejnym przypadkowym spotkaniu, już wieczorem, ujrzałam go znów przed sobą. Wyraźnie przypomniałam sobie wszystkie te mało znaczące słowa wtedy, a teraz najważniejsze, bardziej niż całe moje życie, bo to życie było do tej pory puste, zapełnione niczym wystawa sklepowa atrapami. Jeszcze raz oddaliłam się od rzeczywistości i pobiegłam dalej, w to, co mogłoby się zdarzyć, gdybym tylko miała dość odwagi.
Zapędziłam się, więc w pierwszy pocałunek, tak bardzo oczekiwany, tak naturalny i piękny, gdy spotykamy się w połączeniu naszych ciał. Dotykam jego twarzy, z której mogę wyczytać już wszystko, co czuje, wplatam mu palce we włosy, a sama zachłannie otwieram się na wszystko, czego chce on. A chce coraz więcej, nie przestaje, gdy łagodnie mu się opieram, szepcze wciąż nowe żądania, które jak modlitwa łagodzą mą duszę. Te ręce ciekawe wszystkiego wędrujące raz w górę, raz w dół, odkrywają nieznane dotąd obszary, potrafią pieścić, ale także sprawiać ból, gdy oddalą się, chociaż na chwilę. Czekam aż wrócą, o już są i od nowa zaczynają swoją wędrówkę, teraz już po znanych im miejscach, więc nie są już takie nieśmiałe jak na początku. Coraz natarczywiej domagają się, chcą jeszcze więcej. A ja zdążyłam już je pokochać za tę siłę, której muszę się poddać. Kocham też usta, które wchodzą we mnie coraz głębiej, do samego środka, do pierwszego krzyku… Nie widzę oczu, ale i tak wiem, że pożerają mnie po kawałku, aż wreszcie nie zostaje nic, czego by nie znał. A ja leżę ciągle głodna jego gładkich ramion, zręcznych palców, palących prawdziwym żarem warg. Wdycham cierpki zapach miłości, którym pachnie jego skóra, ale także pomarańcze, cukierki i lemoniada. Czekam na ten najważniejszy moment… gdy nagle kawa rozlewa mi się na książkę.
Ktoś właśnie dzwoni do drzwi. Nie ktoś – ON! Usiłuję pokryć zmieszanie kręcąc się niespokojnie po pokoju. Zaparzając mu herbatę w kuchni pozwalam ulecieć ostatnim marzeniom. Przed lustrem poprawiam włosy i zmywam ślady pocałunków. Już nie mogę zachowywać się jak ostatnim razem, ani nawet jak przed godziną, bo wszystko się zmieniło. Jakaś zasłona opadła mi z oczu i zrozumiałam, że go kocham.
Ale tym razem nie wydarzyło się nic, ani nawet następnym. Odległość między fotelem, gdzie siedzę ja, a kanapą, gdzie zwykle on, jest olbrzymia. Nie czuję się na tyle silna, aby przebyć ją pierwsza.
Więc czekam.