Czech z pomarańczy.
Czym są moje cierpienia tutaj w tej surowej naturze zmysłu mego, kto pozostawił mnie światu bez łaski chrztu. Dlaczego wybrałeś mnie, abym świat zmienił. Kim się stałeś w piekielnym ogniu , kiedy Lucyfer ziemię piekłem nazwał. Jakim prawem stoisz nade mną i patrzysz wisząc na krzyżu w progu tej ściany?...
Zamilkł!... Uniósł się z ziemi, na podłodze zauważył leżące kartki, schylił się i podniósł jedną z nich. Wzrok skierował ku górze wpatrując się w tekst, który napisał. Dłonią otarł zapłakane oczy, wzdychając zaczął czytać, czytać nagłos.
Ziemio tyś ciemności zabarwiła cieniem,
Ziemio nasza zawsze będziesz karmić sobą, tchnieniem
dzieląc się zielenią i słoneczną porą...
Pomyślał: przecież jestem tutaj sam, a jednak czuję obecność Jego. Pomrukując do siebie popatrzył na lustro wiszące w cieniu przedpokoju, nie zastanawiał się długo. Podszedł stąpając gołymi stopami po zimnej posadzce i stanął naprzeciwko siebie. Patrzył milcząc, w dumie wzrok jego skierował się ku ziemi. Pryzmat własnej postury odbijający się od zwierciadła stał się dla niego spełnieniem. Dziwnie się poczuł, bowiem nagość jego stała się obnażającym się zaciekawieniem.
Ciemności nastały, wiatr stał się zimny, poprzez uchylone okno wdzierał się chłód. Październikowa noc nastała pochłaniając swym cieniem komnaty w których przebywał. Gwałtowne odruchy stały się zrozumiałe. Wypełniający cichy podmuch powietrza poruszył płomień świecy która płonęła, a spływający po blacie stołu wosk wyglądał niczym rzeka wyrywająca się ze swojego koryta. I wszystko się stało nagle oczywiste, zrozumiałe, tylko skórki pomarańczy pachnący zapach uwalniały powoli, wypełniając pokój słodką wonią. On zniknął!... W końcu obudził się nagle przytulony w ramionach ukochanej, a sen spłynął z powiek.
Rozdział II.
Wszystko stało się rzeczywiste nawet myśli, które zadawały wszelakie pytania, były jasne, oczywiste znajome, bowiem stał się cud. A życie, dla którego poświęcił swą istotę, stało się piękne. Miłość obiecująca ciepłą, subtelną przygodę, stała się granicą, granicą przed którą stanął, aby przekroczyć brzegi swej świadomości. Dziedzictwo swej natury objawiło prawicę stwórcy. Więc oddał swe życie Bogu, w modlitwach spiżowych pochwalał Jego imię!... Rano, w nocy i nawet w południe subtelnie się modlił, a na to Bóg wysłuchał jego słów i objawił tajemnicę stworzenia. I czyny stały się błogosławieństwem, a lot ponad swe wyobrażenie był przykładem, przykładem poruszającym istnienia. To człowiekiem jednak był, a nadto czynił swą powinność, dla której znalazł czas, poświęcając się w całości ... I cóż powiedzieć można jak sen obudził zmysły, poruszając duszę i serce, po to, aby być wybrańcem losu. W końcu skierował swój wzrok ku stojącej na środku pokoju lampie, którą wcześniej postawił właśnie w tym miejscu. Jej światło objawiało cienie, cienie, które spływały z ciała i ruszały się w tańcu wraz z nim. Wszystko wokół wydawało się wyraźniejsze, a kiedy światło swą naturą majestatycznie wyostrzało kolory, to piękno objawiało swój urok i bawiło zmysły. Pokój stał się subiektywnym odzwierciedleniem jego natury. Wszystko przypominało figuralne jakże piękne złudzenie ładu. Jednak, że brakowało Panny, którą zapragnął nagle, to i tak myślał zastanawiając się nad przypadłością losu, ofiarną jemu… Miłości płomienie w sercu rozpaliły namiętności i wyobrażenie, które przed oczyma objawiła w przebłyskach nagle Piękno o którym nie wspomnę. Wszystko staje się obiecujące gdzie złudzenia budzą sens w sobie.