Krwawy ślad
Leżał sztywno na łóżku wpatrzony w niewielką plamkę na suficie. Zaschnięta krwawa plama na nierównej i popękanej przestrzeni – jedyne co pozostało po komarze, którego zgładził bez mrugnięcia okiem. Może to jej krew, przeszło mu nawet przez myśl. Dłonią pogłaskał zimną przestrzeń prześcieradła. Już nawet nie czuł jej zapachu. Co to były za perfumy? Jak przez mgłę pamiętał delikatną nutkę wanilii. Po policzku spłynęły łzy, zostawiając na poduszce mokry znak jego rozpaczy. Tak bardzo chciał pamiętać.
Jak bardzo żałował, że pozbył się jej rzeczy. Kazali mu oddać ubrania potrzebującym, ale to on teraz potrzebował ich najbardziej. W łazience wciąż jednak stały jej kosmetyki – szampony, odżywki i kremy do cery mieszanej. Na półce z kafelek dumnie prężyły się dwa rzędy preparatów. Pierwszy szereg należał do niej – już na zawsze pozostawiony w stanie spoczynku, niczym weterani wojenni – drugi podlegał jego komendzie. Milcząca armia codziennego użytku. Otwierał każde pudełko i wąchał zawartość. Na palcach rozprowadził jej ulubiony krem intensywnie nawilżający i wsmarował go sobie w twarz. Osunął się po ścianie na zimną podłogę i zamknął oczy. Te zapachy nie budziły już wspomnień.
Kolejna samotna noc i kolejny poranek bez niej. Zapach kawy już go nie budzi na pięć minut przed budzikiem. Wszystko się zmienia. Wszystko przemija i bledną wspomnienia. Tylko krwawy ślad po komarze nie stracił jeszcze koloru.