CYRK PRZYJECHAŁ
- Widzieliśmy ten cyrk. Właśnie ludzie idą na przedstawienie, ale ty nie pójdziesz. Będą tu tydzień. Masz szansę jak będziesz grzeczna, ale dzisiaj nie!
- A na podwórko mogę?
- Idź!
Pędem pobiegła do Maćka. Podwórko było puste. Zawróciła i zdecydowanie skierowała się w dół miasteczka, gdzie cyrk rozbił swój obóz.
Przedstawienie trwało. Rozbrzmiewała skoczna wesoła muzyka, przerywana okrzykami zachwytu publiczności.
Schylona przebiegła obok budki, która była kasą, w stronę krzaków, rosnących
tuż przy namiocie. W krzakach skulony czekał Maciek.
- Czekam tu na ciebie, bo ktoś musi patrzeć jak drugie tam włazi!
- To ja pierwsza, wchodzę!
Podniosła plandekę na tyle, że jej głowa zmieściła się w szparze. Kurz pomieszany z końskim nawozem i słomą nieprzyjemnie drażnił nos, ale kichnięcia nikt w tym hałasie by nie usłyszał. Reszta ciała już lekko weszła do środka namiotu. Znalazła się pod ławką, na której siedzieli ludzie. Przedstawienie huczało. Lusia stała zerkając przez szparę miedzy plecami widzów na arenę. Chwilę potem obok niej stanął Maciek.
- No i co udało się! Jutro też tu przyjdziemy! – szepnął jej do ucha.
Na środku areny stało podwyższenie, przykryte czerwoną tkaniną. Na nim niewielka skrzynia. Piękna dziewczyna w srebrnym kostiumie chodziła dookoła niej demonstrując swoją urodę i wdzięk. Za skrzynią stał wysoki mężczyzna w wysokim cylindrze i czarnym zamaszystym płaszczu z czerwoną podszewką. W ręku trzymał szpadę przyciśniętą do ciała. Miał skupiony wyraz twarzy i jakąś aurę tajemnicy wokół.
Dziewczyna otworzyła górne wieko skrzyni i weszła do środka. Werble zaczęły terkotać. Nagła cisza przerwała potęgującą grozę. Mężczyzna podniósł szpadę i wbił ją w wieko skrzyni, do której przed chwilą weszła dziewczyna. Jęk grozy rozległ się na widowni.
Lusia zesztywniała z przerażenia. Serce chyba przestało jej bić a oczy zamieniły się w dwa szklane paciorki.
Żeby było jeszcze straszniej, mężczyzna wyjął piłę do drewna i metodycznie ze skupieniem przepiłował skrzynię do samego dna!
Cisza zaległa jak mgła nad torfowiskiem. Nagle muzyka wyrwała wszystkich z przerażającego odrętwienia, wieko skrzyni otworzyło się, najpierw ręka a potem już cała i zdrowa dziewczyna z tym samym uśmiechem na twarzy, zgrabnie wyszła z jej wnętrza!
Publiczność biła brawo. Wszyscy cieszyli się, że nic się jej nie stało!
Noc pogrążyła miasteczko w czarnej mgle. Dzieci wracały trzymając się za ręce, aby było raźniej. Dopiero na rynku, stało kilka gazowych latarni i tu świat stawał się bardziej przyjazny. Jedna z latarni stała przy krzaku, pod którym Lusia pochowała mrówkę.
- Poczekaj Maciek, coś sprawdzę!
Pogrzebała palcem w piasku i delikatnie wyciągnęła coś małego, białego. Podeszła z tym do samej latarni.
Na białym kiedyś płatku kwiatu wśród odrobinek piasku leżała mrówka. Drgnęła. Niezdarnie przebierała nóżkami. Wyprostowała swoją maleńką trójkątną główkę z czułkami i wolno podeszła do czubka palca.
Lusia delikatnie położyła ją na wystającym korzeniu.