Chłopiec w klatce
- Ona tam więzi chłopca!
Stali bywalcy baru (tak zwane pijaczyny), wstrzymali oddech.
- Jak miły mi Bóg, nie kłamie! W pokoju był murowany kominek, a obok ogromna klatka. Taka metalowa. W środku spał chłopiec! Pewnie biedak przypadkowo wybił jej okno, a ta wiedźma go zamknęła. Takie coś powinno być karane! Usłyszałam jakiś hałas i uciekłam bo by i mnie zamknęła.
Słuchacze chyba jednak nie uwierzyli w tą historię. Pani Misiakowa była w końcu największą plotkarą w okolicy. Wszyscy wiedzieli, że Stara Wariatka jest zwyczajnie świrnięta, ale opowieść o chłopcu w klatce, była naprawdę mało prawdopodobna (oczywiście nie przeszkodziło to w snuciu przerażających scen rozgrywających się w domu Starej Wariatki).
Kobieta rzadko wychodziła ze swojego małego świata. Może lubiła samotność, a może spostrzegała nieprzychylne spojrzenia i kpiące uśmieszki.
Los chciał, że kilka lat po przeżytej przygodzie pani Misiakowej, Wariatka udała się na zakupy. A, że była stara i chora, zasłabła. Wezwano pogotowie, które zabrało kobietę do szpitala. Nikt się specjalnie tym nie przejął.
- Jest czarownicą, a one nie umierają – mówiono ze śmiechem.
Ta jednak umarła. Na pogrzeb nie przyszło wiele osób – może było im głupio, że przez te wszystkie lata tak mówili, a teraz mają stanąć nad kopcem usypanej ziemi… Kilka miesięcy potem, po Starej Wariatce zostały tylko krążące anegdoty i opowiastki.
A kiedy dom kobiety kupiło młode małżeństwo, z myślą o remoncie, ze zdziwieniem odkryli pokój z książkami do samego sufitu. W kącie stało pianino, a obok pusta, metalowa klatka. Podłogę oprócz kurzy, pokrywał wzorzysty dywan. Klatkę wyniesiono na strych, co było dobrym krokiem, zważając na dociekliwość ludzi…