Chłopiec w klatce
Mieszkała na końcu wsi, w bardzo starym i zniszczonym domu. Sąsiedzi uważali ją za dziwaczkę. Niektórzy za czarownice, ale nikt z pewnością się z nią nie przyjaźnił. Może bali się, że jednym skinieniem palca zamieni ich w proch? Przecież to ona spaliła kościół, gdy miejscowy ksiądz ją obraził. Może miała trochę racji, ale żeby posuwać się do takich czynów?! I choć nie było świadków ani dowodów jednogłośnie przyznano, że zgliszcza kościoła nie mogły być zwykłą złośliwością losu. Nie słuchano nawet elektryka, który stwierdził, że padła instalacja ogrzewania. Kościół spaliła Stara Wariatka.
Kobieta była również częstym tematem rozmów w pobliskim barze. Kiedy każdy miał dość ględzenia o polityce, rozpoczynano dyskusję ‘tej’ z ‘tego’ domu.
- Ciekawe, czy w swoim ogródku naprawdę pochowała męża? – dumał mężczyzna wyglądem przypominający Robinsona Crusoe po 20 latach pobytu na wyspie.
- Podobno tak. Ja kiedyś widziałem ją w czarnej spódnicy z łopatą w ręce – mówiła kolejna pijaczyna.
- Biedny facet… Taką babę mieć…
Chyba nikogo nie zainteresowałby fakt, że Stara Wariatka nigdy nie wyszła za mąż. Wszystkie pechowe wypadki (poczynając od przesolonej zupy, a kończąc na samobójstwie piekarza) przypisywano owej kobiecie. Ona sama, o ile była tego świadoma, ignorowała plotki i niemiłe zaczepki.
Była również postacią, którą straszyło się dzieci.
- Jeżeli nie zjesz tej zupy, Stara Wariatka przyjdzie i zabierze cię w nocy! – mówiły matki.
Ich metody skutkowały prawie zawsze.
Strach małych Marysi i Jasiów nasilił się po pewnym incydencie.
Pewnego dnia stara pani Misiakowa przybiegła z krzykiem do baru, bredząc od rzeczy.
- Co się stało? – pytali ludzie.
Kobieta miała obłęd w oczach i jąkała się. Barman podsunął kieliszek, dzięki któremu nieco się uspokoiła.
- Byłam u niej… drzwi były otwarte, to pomyślałam że wejdę…Zupa u mnie w domu gotowa, tylko soli brakowało, a chłop miał z roboty wracać lada chwila… Wchodzę do najbliższego pokoju i co widzę?!
Kobieta przerwała niczym w dramacie Szekspira.