Budka z pocałunkami cz2
Budka z pocałunkami
Opowiadanie 18+
2
Cory zrobił to.
Wreszcie odważył się, sięgnął po to czego pragnął i dostał dokładnie to po co poszedł. Był z siebie dumny. Nie ważne jak bardzo dygotał w środku, a jego serce waliło w piersi, sprawiając, że czuł się jakby było mu słabo.
Pocałował Connora.
Mężczyznę, którego pragnął od tak długiego czasu, że to już nawet nie było śmieszne. Za którym głowa odwracała mu się sama, do którego porównywał każdego z kim się umówił na randkę. Z kim chciałby być i o którym marzył, bez względu na to jak idiotyczne i nierealne to było marzenie. Któremu chciał pokazać, że w życiu liczy się coś znaczniej więcej niż tylko stalowy kręgosłup i efektywność obojętności z jaką traktował ludzi. Którego chciał nauczyć się śmiać, skosić z nóg i przekonać, że warto go kochać.
Pocałował Connora St. Charlesa!
I teraz mógł… mógł…
…eee… mógł?
Co właściwie mógł?
Udawać, że jest szczęśliwy? Że nic się nie stało? Ruszyć przed siebie z wysoko uniesioną głową pomimo pośmiewiska, które z siebie zrobił przed tłumem swoich współpracowników? Mógł, zapomnieć o nim?
Pięć najważniejszych minut jego życia zdarzyło się i minęło…
…i nie pozostało z niech nic, oprócz podrażnionych policzków zarostem tamtego mężczyzny i dziury w sercu Cory'ego, jak jeszcze nigdy, wypełnionej po brzegi pustką.
Co miał właściwie teraz robić? Pocałunek okazał się wszystkim czego się spodziewał i jeszcze więcej. Każdy wcześniejszy przy tym jednym bladł i znikał, jakby nigdy nie miał najmniejszego znaczenia w życiu Cory'ego, nie żeby miał jakieś szczególe doświadczenie w tym departamencie. Dotyk, smak, zapach Connora przylgnął do niego, towarzysząc mu na każdym kroku w ciągu wczorajszego, zamglonego emocjami dnia, i nie opuszczając w ciągu samotnej, zimnej nocy.
Co tylko przyprawiało go o jeszcze większą wściekłość. O rozczarowanie własną głupotą i naiwnością. O dławienie w gardle.
Może i oszukiwał się, ale do samego końca wierzył, że tym pocałunkiem wyleczy się z uczucia do faceta, którego generalnie nie lubił jako człowieka. Że sprawdzi, przekona się na własnej skórze i będzie mógł zacząć resztę swojego życia już uodporniony. Connor miał zbyt wiele zalet i jedną główną wadę. Brak serca.
Teraz czy Cory chciał, czy nie, musiał stawić czoła rzeczywistości.
Jego uczucia nie zmienią się, bez względu na to jak bardzo by tego pragnął. Bez względu na to co będzie sobie wmawiał. Będzie wzdychał za tamtym palantem, aż jego głupie serce nie pójdzie po rozum do głowy, po przez naiwność, złudzenia i tłuczone szkło. Tylko jak to osiągnąć?
Zdenerwowany i smutny, Cory usiadł z westchnieniem przy kuchennym stole. I jak na największego wroga spojrzał na tost leżący tuż przednim. Miał zamiar go wmusić w siebie choćby miał się udławić! Będzie jadł, będzie spał, będzie chodził do pracy jak każdego zafajdanego dnia swojego życia. Zmieni swoją ulubioną spraną koszulkę do spania i spodenki na białą koszulę i czarne na kant prasowane spodnie, i zacznie kolejny dzień. Taki sam jak wszystkie poprzednie. Nic się nie zmieniło, oprócz tego, że dostał to po co poszedł do budki.
Fakt, że jest gejem i teraz wszyscy o tym wiedzą, nie miał dla niego żadnego znaczenia. Prędzej czy później i tak by się to wydało. Choć logicznie rzecz biorąc, właściwie nigdy się nie ukrywał, to wszyscy wydawali się ślepi. Najwidoczniej nie był wystarczająco interesującą osobą, aby ludzie zwrac
Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora