Brześć (fragment, cz.2)
Rozejrzałem się po napisach umieszczonych na ścianach hali dworcowej. Nigdzie jednak nie znalazłem informacji, której szukałem. Na szczęście zauważyłem człowieka w kolejarskim mundurze. „Koniec języka za przewodnika – podszedłem i zapytałem się, gdzie mogę znaleźć naczelnika stacji. Szkolna nauka języka rosyjskiego nie całkiem wywietrzała mi z głowy, właściwe frazy i zwroty szybko sobie przypominałem. Miejscowy kolejarz zrozumiał i pokazał mi drogę. Pilnując jak oka Sławusia, dotarłem do biura naczelnika stacji.
Zapukałem i weszliśmy do środka. Za biurkiem siedział mężczyzna w średnim wieku. Spojrzał na mnie pytająco. Podszedłem bliżej i przedstawiłem się:
– Zdrastwujtie. Jestem komendantem hufca młodzieży z Polski. Miały być dla nas tutaj przygotowane bilety na podróż do Moskwy.
– A witam, witam. Tak wiem o was, powiadomiono mnie.
Uff, co za ulga. Niepotrzebnie się denerwowałem. Czyżby naprawdę koniec problemów?
– Ulżyło mi, bo różnie się zdarza. Jesteśmy długo w podróży i nie miałem już kontaktu z moim szefostwem. Gdzie mogę odebrać bilety i o której mamy pociąg?
– Tawariszcz kamiendant, przykro mi, ale biletów jeszcze nie ma. Próbuję je dla was załatwić, ale to nie takie proste.
– Jak to?! Miałem obiecane przy wyjeździe, że bilety będą na nas czekały w Brześciu – słowa naczelnika stacji momentalnie ściągnęły mnie z obłoków na ziemię. Kurde! Jak dojedziemy do Moskwy?!
– Musicie czekać. Na dwa najbliższe pociągi do Moskwy nie ma najmniejszych szans, wszystkie miejsca wykupione. Staram się dowiedzieć, jak wygląda z następnymi pociągami.
Przyzwyczajony do naszych polskich warunków w podróżowaniu pociągami, spróbowałem jeszcze nacisnąć:
– Towarzyszu naczelniku, moja młodzież nie jest taka wybredna. Gdybyśmy dostali bilety, to jakoś pomieścimy się w wagonach. Możemy stać w korytarzach, to nie jest takie złe miejsce. Byleby już jechać.
Spojrzał na mnie dziwnie: