BRACTWO: zaprzysiężona #6
ROZDZIAŁ VI
Czasami gdy się budzę we własnym łóżku przechodzi mnie lodowaty dreszcz. Jakby zapowiedź nadchodzącego śmiertelnego niebezpieczeństwa. Tak było właśnie dzisiaj. Wstałem więc z łóżka o wiele szybciej niż zazwyczaj. Nie mam zamiaru męczyć się z tym ciężkim odczuciem że w pobliżu mogą być nieśmiertelni. Ale ich nie ma, jestem pewien. Gdyby byli, Dominik już dawno nie spałby. Ada tak samo.
Gdy patrzę na swoje odbicie w lustrze widzę tylko twarz zmasakrowaną zmęczeniem i burzę czarnych włosów, których nigdy nie potrafię ułożyć. Podszedłem więc do umywalki i stanąwszy przed lustrem, nabrałem sobie dość obfitą ilość żelu do włosów. Układając fryzurę zacząłem się zastanawiać, czy tym razem też szybko zmieni ona swoje pierwotne ułożenie. Tak jak to się dzieje za każdym razem gdy tylko trafię rano na Dominika w kuchni. Ja czeszę się jak chcę i on tak samo. Ja jednak nie czeszę się tak jak on tego chce.
Ktoś kiedyś powiedział, że to z kobietą trudno wytrzymać, gówno prawda. Mieszkanie z facetem pod jednym dachem, a tym bardziej dzielenie z nim jednego łóżka to dopiero wyczyn. Nie mniej to nie ja łykam kapsułki na uspokojenie.
Po ponownym sprawdzeniu stanu fryzury i wciągnięciu na siebie czegoś, co względnie nada się do szkoły, schodzę na dół. Jak można by się domyśleć, Caterina już zdążyła zaparzyć w dzbanek kawę.
– Salve Caterina.
– Marcin, Buongiorno – dziewczyna była wyraźnie zdziwiona. Nie codziennie zastaje mnie tak szybko w kuchni.... praktycznie to nigdy.
Siadam na moim miejscu przy stole i nie spieszę się z wypiciem kawy. Czekając na resztę rozmawiamy z Cateriną o jakiś pierdołach. Jakoś nie specjalnie przywiązuję do nich wagę. Znajomi, szkoła, przyszła sobotnia domówka, a nawet to jak bardzo ona podoba się Rafałowi, ale nie chce robić mu przykrości dlatego zwleka jak może z randką. To tematy o których rozmawiamy codziennie rano. To po czasie staje się nużące dlatego słucham jej jednym uchem, a drugim wychwytuję wiosnę za oknem. Oczywiście jest zima, więc sprawia mi to większy problem niż może się wydawać. Ja jednak nie rezygnuję. Wystarczy kilka ptaków i już czuję nadchodząca wiosnę.
Po kilku minutach do kuchni wbiega Ada. Zabiegana jak zwykle, chociaż starannie stara się to ukrywać. Nie ma faceta, więc nie wiem co jej zajmuje cały wolny czas. Nie szkoła, a już na pewno nie praca. Zawsze wydawała mi się niezwykle piękna, chociaż każdy inaczej interpretuje piękno. Kocham ją, jej oczy, to jak się porusza i rozmawia, a przede wszystkim to jak się uśmiecha. Kocham ją, ale tylko jak siostrę i wiem że ona mnie tak samo. Jak ktoś może powiedzieć że przyjaźń damsko-męska nie istnieje, skoro ja jestem zajęty od dwóch lat, a ona jeszcze dwa miesiące temu też była w szczęśliwym związku i mimo wszystko przyjaźniliśmy się jak zawsze.
Neron. To przez niego Ada jest ciągle zdołowana i twierdzi że będzie singielką do końca życia. Po jego odejściu stwierdziła że zostanie starą panną z dwoma kotami i nazwie je kolejno Nero i Neron. On nie odszedł od niej w tym sensie że z nią zerwał. On odszedł dosłownie. Nie umarł, ale trafił do piekła, z którego nie da się wydostać, a to w zasadzie na jedno wychodzi. Jej chłopak był nieśmiertelny i za stanie się nazbyt dobrym, został ukarany piekielnymi kajdanami.
– Marcin, oby dwie wiemy że i tak nie słuchasz, ale może byłbyś łaskaw mi pomóc? - z zadumy wyrywa mnie trochę już podirytowany głos Ady.
– W czym problem?
– Razem z Cateriną mamy zamiar jechać do galerii handlowej, no wiesz tam gdzie zwykle – tłumaczyła dziewczyna w mi