BRACTWO: zaprzysiężona #3
Nagle usłyszałam najpierw trzaskanie drzwiami, a potem ktoś wparował do mojej sypialni. Otworzyłam oczy i zobaczyłam przerażonego Marcina, ze sztyletem w prawej dłoni i komunikatorem w lewej. Odetchnęłam z ulgą, czyli to był tylko sen. Podniosłam się i usiadłam. Byłam zlana potem i roztrzęsiona. Przyjaciel podszedł i zajął miejsce na skraju łóżka, obok mnie. Złapał mnie za rękę i z troską w oczach pogładził po włosach.
– Co się stało? - spytał, a jego głos był niezwykle spokojny.
– To tylko sen. - odpowiadając wysiliłam się na słaby uśmiech i starałam się powstrzymać drżenie rąk.
– Chcesz o nim porozmawiać? - w tym momencie spuściłam głowę w dół. - Dobrze, to może innym razem. To był tylko sen mała, nie rzeczywistość. Możesz iść dalej spać. Nie przyśni ci się drugi raz.
– Nie jestem pewna czy dam radę usnąć. Ale spróbuję, dziękuję.
– Może przynieść ci coś do picia ? - spojrzałam w stronę dobiegającego mnie głosu. W drzwiach stał Dominik oparty o framugę drzwi. Patrzył na mnie z troską, taką samą jak w jego aucie zaledwie kilka godzin temu. On jeden może domyślać się co mnie dręczy.
Wtedy to zrobiłam. Spojrzałam mu w oczy. Te błękitne, dzikie oczy. Od razu przypomniał mi się chłopak z łomem, który odmówił mi pomocy i tylko z boku przyglądał się jak ci się do mnie dobierali.
Teraz wiedziałam że tej nocy już na pewno ponownie nie zasnę.