Boski umysł rozdział 4
-
Taato! Auto! Uważaj! – Zakrywał oczy by nie patrzyć jak umieram. Tata wrócił
momentalnie do rzeczywistości i próbował nas uratować od zderzenia samochodu w
inny. Ręce trzęsły mi się jak galareta a na czole pojawił się cieknący zimny
pot. Wyminąć auto nie wyminął ale wpadliśmy cali i zdrowi do rowu. No, auto ucierpiało.
-
Przepraszam cię, to nigdy mi się nie przytrafiło. O matko mogłem cię zabić!
Boże wybacz mi proszę! – Błagalną miną tata zaczął histeryzować
-
Przecież żyjemy! Gdyby nie twoja szybka interwencja to byśmy w tym samym
miejscu wylądowali tylko w trumnach. Wtedy zauważyliśmy auto, które zatrzymało
się by sprawdzić chyba czy nic nam nie jest. Tata wpadł w szał wyszedł z
samochodu i nie wiedział czy przeklinać na człowieka czy prosić o wybaczenie.
Gdy lewą dłonią otworzył drzwi, można powiedzieć że wyleciały. Jego auto a w
sumie teraz wrak nie było w stanie użytku. Wysiadł i trzęsącymi się nogami
doszedł do ulicy. Auto zatrzymało się do drugiej stronie więc szybkim krokiem
przeszedł. Kierowca obcego mi pochodzenia auta także wyszedł.
-
Przepraszam pana bardzo ale auto mi się zepsuło. Nie umiałem nad nim zapanować.
Nie wiem co się z nim stało.
-
To także moja wina. Zamyśliłem się. Przepraszam- Odparł tata. Dalej bardzo się
zamartwiał tym co się stało i pewnie tym, o czym tak głęboko myślał.
Postanowiłam
wysiąść z samochodu by spytać się jak dojedziemy teraz do domu. Tata wziął
papierosa a ja zauważyłam cieknącą benzynę.
-Niee
!! – Krzyczałam żeby nie zapalał papierosa lecz było za późno i na dodatek
ojciec się przestraszył i upuścić palącą się fajkę na ziemie. Zdążyłam tylko
krzyknąć a ogień dostał się pod samochód. Samochód wystrzelił w powietrze.
Momentalnie odrzuciło mnie do tyłu uderzając się w głowę o jakiś przedmiot. Nic
nie widziałam lecz jeszcze ukradkiem świadomości usłyszałam czyjeś krzyki, poczułam
okropny zapach unoszący się wysoko w przestworza. Scena jak z filmu urwała się.
Koszmar. Palący się ludzie gdzie był także mój ojciec. Wszędzie części
samochodu i ten smród. Gdyby nie ja nie doszłoby do tego. Boże, jaka ze mnie
kretynka.