BOHATER?
W taki dzień, jak dziś można się upić bez wyrzutów sumienia i pozwolić wyobraźni ponieść się w inny wymiar. I właśnie to chcę zrobić: odlecieć myślami z piórem przyklejonym do kartki. Piszę więc do siebie tekst z zaświatów. Jutro go przeczytam przy dziennym świetle i zdziwię się, że powstał. Najpierw wymyślę bohatera, który będzie robił rzeczy, których sama nigdy nie zrobię. Będzie silny i pewny siebie, będzie realizował każde, choćby najobrzydliwsze pragnienie. Będzie także posiadał magiczne zdolności, z poruszaniem się w czasie na czele. Albo i nie. Potem wymyślę mu świat, w którym będzie żył. Będzie tam mnóstwo cudownych zjawisk, niezwykłych zdarzeń i symbolicznych miejsc. Wszystko dla zawziętych krytyków, biednych czytelników i schizofreników. Mój bohater nazywać się będzie po prostu Mastodont. Dlaczego? Bo taką mam ochotę. W dodatku będzie producentem pasty do zębów o nazwie: MustDent, co niektórzy będą interpretować jako zangielszczone: „musisz być dentystą!” Ale będzie to oczywiście nieprawda, bowiem Mastodont nie będzie znał angielskiego. W ogóle angielskiego nie będzie. Tylko wszechogarniający język polski. Wszystko będzie miało w świecie Mastodonta polską nazwę. Nie będzie żadnych sexshopów, tylko sklepy z artykułami pobudzającymi erotycznie. Nie będzie też samego seksu. Zastąpi go stosunek płciowy. Nic nie będzie sexy, tylko „płciowe”. Ludzie będą zadowoleni, a Mastodont – sąłwny i bogaty. Będzie występował w telewizji i udzielał wywiadów takim czasopismom jak: „Bawiący się chłopiec”, „Prażona kukurydza”, „Tydzień Wiadomości”. Będzie idolem wszystkich grup wiekowych i społecznych, bo będzie piękny idealną urodą pasującą każdemu. Jednym słowem: będzie nudny. Więc nie napiszę już o nim ani słowa.