Blaski i cienie życia. Uważna.
Blaski i cienie życia. Uważna.
Pani redaktor Uważna zręcznym ruchem ręki i jakoś tak, po prostu, z niesłychanym wdziękiem poprawiła okulary na swoim nosie. A one, okulary naprawdę wysokiej klasy, z wrodzonej a raczej wyprodukowanej złośliwości bez chwili zwłoki przesunęły się w dół, w nieodpowiednie miejsce. Pani redaktor Uważna poczuła, że krew zaczyna w niej przyspieszać zgodnie z pewnym wzorem z fizyki którego, choć tak bardzo chciała nie mogła sobie przypomnieć w tej chwili. "Jeszcze tego mi tylko brakuje, żeby krew szybciej krążyła w moich żyłach" - Uważna w pełni zdawała sobie sprawę z wagi spraw, którymi się właśnie zajmowała. Całym swym dziennikarskim jestestwem czuła znaczenie chwil, które jak wściekłe osy z bzykiem uciekały w przeszłość pozostawiając po sobie tylko bolesne zaczerwienienia po ukłuciach. A ona ciągle tkwiła spóźniona w tej przeklętej teraźniejszości próbując ująć złożone chwile w proste i zrozumiałe dla czytelników słowa. Sięgnęła renkom (a może ręką, dzisiaj niczego już nie była taka pewna) ku okularom. I w tym to momencie usłyszała wibrujący dźwięk szybkich ruchów skrzydełek niezbyt lubianych przez nią insektów, które niczym błyskawice po niebie krążyły wokół zastanawiającego profilu jej nosa. Krążyły w sobie wiadomym, raczej dość nieprzyjemnym celu. I stało się! Po markowych, drogich, choć co by tu nie powiedzieć bardzo złośliwych okularach wszelki ślad zaginął. Za to pojawiły się niezliczone ślady po jakże markowych, bolesnych choć już nie tak drogich ukłuciach kilkudziesięciu wściekłych bo głodnych małych, wyjątkowo wrednych komarzyc. Ból, ten przejmujący ból po stracie cudownych szkieł i niezwykłej piękności oprawek - dopiero, gdy nagle dotarło to w pełni do umysłu Uważnej - był po prostu nie do opisania.