Blaski i cienie życia. Gazeta.
Blaski i cienie życia. Gazeta.
W Dziale Strategicznego Planowania Lepszego Jutra pewnej poczytnej, opiniotwórczej gazety narastało, zwykłe o tej porze, napięcie. Napięcie, które jak wiatr potargane kartki niesie ze sobą życie, w różnych, czasami bardzo dziwnych, a nawet dziwacznych formach. Obszerny, dość elegancki pokój był przesycony smrodem mało szkodliwego dymu współczesnych papierosów, eleganckich perfum i tanich dezodorantów we wszelkich możliwych do pomyślenia kosmicznych woniach. Pokój nie był dostępny dla wszystkich głównie dlatego, że tak niewielu wśród tak wielu wiedziało o nim tak niewiele. Trochę zużyte już generatory geometryczne zakrzywiając czasoprzestrzeń sprawiały, że drzwi do niego nie tylko były niewidoczne, ale i sprawiały wrażenie typowej pokrzywionej brudnej ściany, czyli czegoś, na co w mądrości swojej nie warto po prostu zwracać ani grama uwagi. Zmęczone nieustannym czytaniem zwykłe oczy przeciętnych pracowników nieprzeciętnej redakcji prześlizgiwały się po tej ścianie z łatwością, której pozazdrościć by im mogli nawet uczestnicy przebojowego "Połamańca na lodzie".
Byli już prawie wszyscy. Ci dobrze widoczni, i ci co zwykle umiejętnie kryli się w cieniu. Niektórych można było zresztą nie tyle zobaczyć, co poczuć. Wielu łączyło się z tu obecnymi tak po prostu w duchu czyli mówiąc mądrze telepatycznie. Redddaktor podniósł swoje oczy, które dotąd leżały beztrosko na biurku, trzymając się z gracją długich, cienkich jak włos podzielony na czworo, zielonych wypustek. Zlustrował, hmmm, a ściślej mówiąc, przeanalizował otoczenie. Z grzeczności, ot kurtuazja, bonton, bonmot i bonżur, nie użył skanera świadomości nie chcąc brutalnie ingerować w jestestwa innych czyli wchodzić z brudnymi buciorami do cudzych wypucowanych głów. Odezwał się wiecznie zmęczonym głosem przypominającym chrobot mysich łapek na drewnie, który translatory natychmiast przekształciły były w zrozumiałe dla innych słowa. Ich wypustki, szypułki, cząsteczki i cała trudna do opisania reszta zadrgały niecierpliwie acz z radością. Ten głos koił ich nerwy i to co pełniło w tych dziwacznych ciałach rolę nerwów. Ten głos potrafił tchnąć w nich wiarę, nadzieję i tkliwość, której tak bardzo potrzebowali. A słowa Redddaktora zabrzmiały mnie więcej tak (w bardzo powolnym nieautoryzowanym tłumaczeniu): "Psze Państwa, Kosmos uratowany! Jutro znowu ukaże się nasza gazeta i prawda Galaktyki stanie się prawdą Wszechświata. Także tych małych, śmiesznych białkowych ludzików z tej nędznej planety Ziemia." Odpowiedziały mu pełne akceptacji wibracje łagodnymi falami uderzając w co tylko można było uderzyć. Udało się! Szmer radości potrafił poruszyć "kości" nawet najstarszych i najbardziej doświadczonych. Postęp wykonał kolejny krok naprzód. Redddaktor skupił się, a w jego umyśle wypełnionym po brzegi mieszanką czystej inteligencji i niewzruszonej dobroci pojawiły się nagle instrukcje opatrzone napisem "Sekretno". Ołkej, pomyślał ciepło, i spojrzał gdzieś tam w dal, w odmęty Kosmosu, skąd jego wierni towarzysze przysłali mu kolejne wytyczne. Tam, gdzie tysiące lat świetlnych od tego marnego ziemskiego padołu kryła się za bardzo ciemną materią jego własna planeta, Gruuuuuzzzelkhkhkhkha 20657beta1. Wzruszył się, znowu się wzruszył, i jeszcze raz się wzruszył, ale w końcu mu przeszło i znowu jak dotąd bywało wziął się do solidnej, ciężkiej choć tak nędznie opłacanej roboty.