Architekt nad architekty
Człowiek wiele potrafi zrozumieć lecz są na tym świecie rzeczy niepojęte, których nigdy nie zgłębi.
Tylko bogowie wiedzą jak trudno buduje się świat, a ten ma przecież mieć miliony mostów.
Przemysłowa drukarka dopiero co napełniona świeżym i gęstym tuszem – wielokolorowym podobno choć gdy nań spojrzeń to trudno uwierzyć – skończyła swą dzisiejszą pracę po godzinach. Bóg wyciągnął z niej stos papierów i począł oglądać. „To jeszcze nie to” - powiedział do siebie a słowa wybiegły z trudem z zaciśniętego ze stresu ostatnich miesięcy przełyku. Narkotyk leżał na stole gotowy do użycia. Nikt przecież nie patrzał a kamery nie potrafiły odgadnąć jego obecności. Jeszcze chwile poleży. Jest bezpieczny a praca nie będzie przecież czekać do następnej zmiany. Palce drętwiały nieprzywykłe do współistnienia z inną materią choć podobną wzrostem i wagą to jednak bezsprzecznie różną.
Stół kreślarski stał w półmroku zgaszonego światła, w kącie, choć kto inny mógłby powiedzieć, że raczej przy wyjściu. Organy przywykłe do walki z trucizną miały dziś mieć dzień wypoczynku. Koniec końców praca przecież musi zostać wykonana perfekcyjnie, a kto inny mógłby ją wykonać. Odepchnięte krzesło przejechało kilka metrów na swoich czterech, nieogumowanych kołach, a siedzisko już po starcie zaczęło się kręcić w kółko tak całkiem bez przyczyny. Obiekt wreszcie się zatrzymał. Bóg cieszył się, że wreszcie nowe technologie pozwalają mu kończyć swoje dzieło, które jeszcze przecież nie dorosło. Etap wstępny był jednak zakończony sukcesem. Nie obyło się bez strat, ale nie wszystko przecież można z góry zaplanować.
Plany już po raz trzeci zostały zatwierdzone i roboty przebiegały bez zarzutu. Coś jednak nie dawało mu spokoju. Nie zapalił światła. Położył świeży druk i przeglądał szkice. Natłok obowiązków nie pozwolił mu zająć się tym wcześniej. Odpocznie gdy to wszystko się skończy. Wtedy będzie miał czas dla swoich najbliższych.
Zaczął rysować lecz ręka po kilku prostych kreskach rysowanych bez użycia przyrządów kreślarskich zaczęła się trząść i mylić ścieżki. Obiekt, który wybrał był bardziej odporny niż sądził. Gazety pisały o projekcie jak o mało istotnej rozbudowie infrastruktury, która w tym mieście radzi sobie przecież bez zarzutu. O ile cokolwiek pisały.
„Coraz więcej takich opornych”. Wolna wola była jego największym przeciwnikiem, ale sam wolał o niej myśleć raczej jak o niewielkim błędzie w programowaniu, a najważniejsze sprawy załatwiał przecież osobiście. Ten mały błąd pozwalał mu przecież na zajęcie się tylko istotnymi sprawami. Jedną z nich była ta budowa, na którą jednak spóźnił się dwa miesiące. Sam załatwił przecież już dwukrotnie wstrzymanie prac budowlanych by załatwić ważniejsze sprawy ale odwiedzając inne miejsca - poza naszą galaktyką - nie wziął pod uwagi różnicy czasu. Wszystko zawsze miał pod kontrolą ale czas wymykał mu się i przelatywał jak mąka między palcami. To nieraz zmuszało go do podejmowania drastycznych działań.
Musiał skupić całą swą siłę na tej jednostce by wykonać zadanie. To jak zwykle spowoduje kilka drobnych problemów jak minimalnie dłuższe okrężne drogi niektórych z planet czy oderwanie się asteroidy z długo analizowanych i skrzętnie wyznaczonych torów na pasie wokół nie tylko tego słońca. Naprawi to później.
Odezwał się dzwonek telefonu komórkowego. Wyciągnął telefon z kieszeni. Dzwoniła Ania. „Pewnie żona” - pomyślał i odebrał telefon. Gdyby tego nie zrobił ktoś pewnie przyszedł by sprawdzić czy nie ma go na górze.