Anioł
serce?? O wypalonych od chemii żyłach, które nie dają mu spać?? O kolejnej nieprzespanej nocy, pomimo, że leki odstawili mu tydzień temu?? Nie…. Nie powie jej tego. „Po co martwić mojego Anioła?”.Wyszeptał:
- Od paru chwil nic mi nie dolega…- zawiesił głos, lecz nie stracił pogodnego tonu.- Bardzo cieszę się, że przyszłaś. Martwiłem się o moje kwiatki… Ja niestety nie umiem tak pięknie do nich śpiewać i uśmiechać się do nich.- zobaczył to. Zobaczył uśmiech, lecz to był uśmiech skrywający łzy. „To nic… Ważny uśmiech… Choćby miał być ostatni…”. Mocniej ścisnął rękę Aniołka.
- Bardzo się cieszę, że mogę Ci pomóc…- Aśka już z trudem powstrzymywała łzy.”Będę silna, dla niego…” Dławiła w myślach strach i niepokój. Ten przerażający lęk… - Nie potrzeba Ci niczego??
Mogę przynieść herbatę, czy sok?? Tylko powiedz…
- Pomóż mi wstać.- powiedział cicho. Aśka spokojnie chwyciła go za ręce i pomogła podnieść się z łóżka. Czuła, że opadał z sił. Nie był już tak silny jak przedwczoraj… Z ledwością przebierał nogami. Dopiero teraz zobaczyła jak choroba zniszczyła w nim całe życie. Staś otępiały i zawstydzony za swoją słabość podparł się o szafkę. Anioł wziął go pod rękę i powoli prowadził go do okna.
Przez ten cały pobyt nigdy to szare i brudne podwórze nie było dla niego takie piękne. Po raz pierwszy czuł tak wielką tęsknotę to świata „ zza szyby”. W głębi serca wiedział, że nie będzie mu dane jeszcze raz stąpać tamtą zieloną trawą… Wejść w kałużę na przekór mamie… Nie poczuje smaku krwi, gdy znowu deskorolka okaże się silniejsza…
- Wiesz- powiedział- będzie mi brakowało tego wszystkiego… Lecz najbardziej będzie mi brakowało tych pięknych oczu. Tych dłoni, które otulały mnie swym ciepłem. Ocierały mój pot, gdy chemia zamieniała życie w piekło. Teraz wiem, jaki skarb miałem tuż obok siebie…- głos mu się załamał. Łzy naznaczały mokry ślad na pozbawionym barw policzku. Nie umiał powstrzymać smutku. – Wiesz…- mówił dalej.- Domyślam się, że to mój ostatni poniedziałek… Więc może powiem to teraz, gdy i tak nie mam nic do stracenia…- spojrzał Aniołowi prosto w oczy. Tonął w błękicie. Nie chciał nawet myśleć, że już nigdy nie spojrzy w te oczy… Nagle zapragnął skosztować tych ust… Przytuliła go. Tak prawdziwie, nie ze współczucia, lecz z … „Miłości??”. – Kocham Cie…- wyszeptał do ucha. – Kocham od tamtego poniedziałku… Kochałem w każdy wtorek, środę, czwartek… Piątek i sobotę. Ale najbardziej kochałem w niedzielę… - mówił zadławiony łzami.- Bo nie było tego światełka w moim pokoju…. W moim sercu… Proszę, nie mów nic, jeśli uważasz, że mówię głupio. Chcę myśleć, że ty również to czujesz.- Osunął się na ziemię. Nie miał siły nawet patrzeć na swojego Aniołka… Tak bardzo bolało… Aniołek otulił go swoim ciałem.
- Wiem, że nie mogę milczeć. Wiem, że Cie kocham. Nie tylko dziś, nie tylko wczoraj. Cały ten czas….. Będziesz zawsze w moim serduszku, a teraz połóż się spać…- Położyła Stasia do łóżka… Gdy widziała go konającego pod tą białą kołdrą serce łamało jej się i nachodziły łzy. Była silna. Złapała go znowu za rękę. Przysunęła swoje usta do jego ust. Wreszcie to poczuła! Oddała mu całą miłość jaką nosiła w sercu…. Spojrzała w nieprzytomne oczy… Nie było w nich nic, poza miłością…. Uścisk Stasia powoli słabł. W końcu osłabł zupełnie…
Kochał ją…. Widział, czuł…. Swojego Anioła... Odleciał na jej skrzydłach.