"Anielska poczta"
A gdyby tak, napisać do niej list. Nie długi. Dosłownie kilka krótkich zdań. Pamiętam przecież, że nie lubiła czytać.
Ona by mnie zrozumiała, jak zawsze. Pojęłaby więc również mój smutek, o którym nikomu nie mogłem powiedzieć. I nie wściekałaby się. Nigdy tego nie robiła.
Nie była na mnie zła, gdy dostałem jedynkę z matmy, bo z czystego lenistwa nie nauczyłem się na sprawdzian. Ani gdy Michałowi z 3B piłką pobiłem okulary. Nie specjalnie oczywiście, zwyczajnie przez nieuwagę. Nie krzyczała, gdy upadłem na betonie i potargałem nowe spodnie. Albo kiedy zgubiłem dziesięć złotych, za które miałem kupić chleb w osiedlowym sklepiku. Nie zezłościłem jej nawet wtedy, gdy pobiłem się z Jankiem i podbiłem mu oko. Patrzyła tylko smutnymi oczami, biorąc się pod boki i z niedowierzaniem kiwała głową.
Tak więc teraz też nie byłaby zła, że zawracam jej głowę błahymi sprawami jak babcia Halinka (nią o niczym nie można porozmawiać!). I zrozumiałaby mnie lepiej niż ktokolwiek inny.
To może jednak napisać ten list? Ale za nim przejdę do konkretów, muszę zapytać o bardzo ważną rzecz. Bez odpowiedzi na to pytanie, pisanie listów nie ma najmniejszego sensu.
"Mamusiu - zaczął - Mateńko moja kochana, czy w niebie Aniołki roznoszą pocztę?