Angels pub

Autor: Whistler61
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

- Kochasz ją bardzo? – nieoczekiwanie zapytała Karolina.

Jej głos był spokojny. Żadnych scen, krzyków czy histerii. Nic. Kompletny spokój.

Ten spokój udzielił się Jerzemu.

- Tak. – odpowiedział – i to z wzajemnością i..

Położyła mu palec na ustach.

- Biegnij do niej głupcze skończony – wyszeptała patrząc mu prosto w oczy.

W tym spojrzeniu było coś co kazało mu natychmiast usłuchać.

 

Wybiegł z domu i chciał zdążyć. Nie chciał stracić ani minuty, ani sekundy. Biegł w kierunku przystanku tramwajowego.

-Tak będzie najszybciej – pomyślał

Przyśpieszył, bo usłyszał nadjeżdżający tramwaj.

- Cholera – zaklął pod nosem – czerwone dla pieszych. Tramwaj mi zwieje.

Postanowił pobiec na skrót przez jezdnię i tory.

- Tramwaj już hamuje to zdążę przed nim…

Zgrzyt hamującego tramwaju wdarł się w odgłos ulicy. Ktoś strasznie krzyczał, ktoś inny nerwowo dzwonił po karetkę.

Potem nastąpiła cisza, w której nie było słychać nawet przejeżdżających samochodów. Wśród gapiów stał ktoś, kto wyglądał inaczej. Biały anioł o długich śnieżnych włosach. Miał smutną twarz. Jego skrzydła były coraz bielsze. Minął go inny anioł w szarym starym prochowcu. Uklęknął na torowisku i podniósł wystające z kieszeni Jerzego białe pióro. Ze smutną twarzą powiedział:

- Nie zdążyłem. Nie miałem już wpływu. Wybacz.

W panującej ciszy było słychać tyko rytmiczne bum, bum. Coraz wolniej bum, bum. To biło jeszcze kryształowe serce bez zmarszczek.

Z zieloną murawą torowiska kontrastowały rozsypane białe bilety. Wszystko było pokryte czerwonym, wzorem krwi…

 

Piiii Bum, Piiii Bum, Piiii Bum, Piiii Bum, Piiii Bum…. Rozbrzmiewał w nocnej ciszy cichy komunikat aparatury szpitalnej.

Jerzy leżał nieprzytomny. Spomiędzy rurek i przewodów wystawała jego zarośnięta twarz. Obok na fotelu spała Annabelle. Siedziała tak już kilka dni i trzymała czule dłoń z której wystawał velfron. Na jej policzkach widać było zaschnięte ślady łez.

- Proszę pani – odezwał się cicho młody blondyn z lekką bródką.

- Proszę pani, może się pani na chwilę położy? Tu obok jest wolne łóżko. – lekko potrząsnął ją za ramię.

Annabelle nagle się wybudziła i z przerażeniem zapytała – Coś się stało?

- Nie proszę pani, ale jest pani przemęczona i powinna trochę wypocząć. Tak nie można… Jestem lekarzem prowadzącym. – powiedział jakby dla usprawiedliwienia.

- Pani jest z rodziny? – zapytał młody człowiek

- Tak! – powiedziała trochę zbyt gorliwie Annabelle i zaraz zawstydziła się swojego kłamstwa.

- Nie, ale on ma tylko mnie. - dodała szeptem i popatrzyła na Jerzego.

- Ale rodzina..? – spytał zdziwiony lekarz.

- Syn… syn zagląda tu codziennie, bardzo to przeżył. Nawet przyniósł mi jakieś kanapki… - napływające łzy utrudniały mówienie - … i kawę mi przynosił.

- No a reszta rodziny? Żona? – pytał zdziwiony lekarz

- Nnie.. nikogo nie było – odpowiedziała coraz bardziej drżącym głosem. Łzy płynęły jej po policzkach.

Młody lekarz zamyślił się i stanął wyprostowany.

Oczy Annabelle były przerażone. Spod lekarskiego fartucha tuż za głową zobaczyła… wystające skrzydła. Śnieżnobiałe skrzydła!

- Pan… nie jest lekarzem. Przypominam sobie… pub… dziwny barman… pan jest aniołem..

- Taaak – przytaknął zamyślony wciąż lekarz. – pani sobie przypomina i rozumie dlaczego tu jestem, ale nie będzie nic pamiętała.

- Błagam, proszę mi go nie zabierać! – Strach i rozpacz wymieszały się w tej krótkiej prośbie.
Jej ręka kurczowo zacisnęła się na lekarskim fartuchu.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Whistler61
Użytkownik - Whistler61

O sobie samym: Piernik to też ciacho ;) :)
Ostatnio widziany: 2016-09-26 10:44:11