Agent Stephen Rozdział III
* * *
Zbliżał się wieczór. Wszyscy zebraliśmy się pod sztabem i generał rozdzielił kolejno zadania. Naszej brygadzie przypadło najgorsze. Mamy wraz z sąsiednią grupą żołnierzy określić miejsca stacjonowania broni niemieckiej, która ma poprowadzić ostrzał, kiedy reszta będzie forsowała wzgórze. Nikt z naszej grupy się tego nie przeraził, nawet powiedziałbym, że jesteśmy zaszczyceni powierzonym zadaniem. Poszedłem się przygotować. Zabrałem zapas amunicji, karabin, nóż, pistolet i jeszcze kilka ważnych rzeczy. Za godzinę mieliśmy zacząć akcję. Poszedłem się przespać, ponieważ nikt nie wiedział ile ma trwać forsowanie wzgórza i czy w ogóle się to wszystko powiedzie. Może nie wyjdę z tego cały? Nie, nie mogłem dopuścić tej myśli do swojej świadomości. Trzeba być twardym, powtarzałem sobie w głowie. Zasnąłem. Śniła mi się młoda kobieta. Blondynka o zielonych oczach i zgrabnych nogach. Mówiła coś do mnie lecz ja nic nie słyszałem. Siedzieliśmy w znanym dla mnie parku, który znajdował się w Polsce. Słońce świeciło prosto w moją twarz. Nagle coś poczułem i się obudziłem. To był Piotr, kazał mi wstawać, ponieważ za kwadrans miał zacząć się atak. Wstałem opornie i przygotowałem się do wymarszu. Z obozu mieliśmy kawałek drogi do wzgórza. Wyruszyliśmy w stronę klasztoru. Przedzieraliśmy się przez krzaki i zarośla. Na niebie zrobiło się jasno, ponieważ nasze armaty zaczęły swoje zadania. My biegliśmy przez las. Po chwili znaleźliśmy się u stóp wzgórza.
- Sławek weź kilku chłopaków i uderzcie z prawej flanki ! Ja z resztą spróbuje się przebić od lewej. Gdyby coś szło nie tak jak powinno wycofaj się i o wszystkim mnie informuj przez radiostację. Powodzenia !
- Dobrze Karolu. Trzymaj się !
Każdy pobiegł w swoją stronę ja z kilkoma chłopakami ruszyłem na lewo. Wtem rozległy się serie strzałów z karabinów maszynowych.
- Na ziemię !! Szybko, gleba !! – krzyknąłem do towarzyszy.
Wszyscy jak jeden mąż runęliśmy na grząskie błoto. Próbowaliśmy się czołgać pod górę, ale i to okazało się bardzo trudne. Wyciągnąłem granat zza pasa i odbezpieczyłem go. Rzuciłem w stronę dobiegających mnie strzałów. Serie wystrzałów ucichły. Skuleni zaczęliśmy przesuwać się pod górę. Kiedy znaleźliśmy się w pobliżu pierwszego z bunkrów kazałem Kubie i Frankowi oczyścić go, gdyby znaleźli jakieś ważne dokumenty mieli je ze sobą zabrać. Później mieli podłożyć ładunki wybuchowe i jak najszybciej uciec. Ja z resztą miałem czekać na nich kilkanaście metrów wyżej. Biegłem pod górę, kiedy znów Niemcy dali popis swojego oręża. Rozpoczęli strzelać z RKM – ów i rzucać granaty. Przeprawa w stronę następnych bunkrów była bardzo trudna. Na niebie robiło się już jasno. Słońce wstawało i oświetlało klasztor. Nagle usłyszeliśmy wybuch. Pomyślałem, że to chłopaki i rzeczywiście nie myliłem się. Po kilku minutach Franek i Kuba przyczołgali się pod naszą skromną osłonę składającą się z resztek krzaków i gruzu.
- Zadanie wykonane ! A tutaj są jakieś dokumenty, nie umiemy niemieckiego dlatego wzięliśmy wszystkie jakie były.
- Kiedy wrócimy przedstawię te dokumenty generałowi.
Atakowaliśmy bez ustanku ale siły niemieckie były zbyt mocne i po kilku godzinach nieustających walk zdecydowaliśmy się na odwrót.
- Przynajmniej wykonaliśmy swoje zadanie – pomyślałem.