Przejmująca powieść o rodzinie, którą porywa prąd wielkiej historii.
Mikołaj Łoziński powraca z kontynuacją bestsellerowego Stramera!
Dorosłe już dzieci Nathana i Rywki Stramerów rozdziela wojna. Wela z mężem przedostają się ze Lwowa do Warszawy, gdzie na różne sposoby próbują przetrwać. Nusek znajduje pracę w podwarszawskim Konstancinie i wsiąka w towarzystwo partyzantów, bimbrowników, antysemitów. Rudek i Rena trafiają do Stalińska na Syberii. Hesio zostaje wysokim rangą oficerem armii Berlinga. Salek działa we francuskim ruchu oporu. Córka Rudka, Róża, najmłodsza z rodziny Stramerów, ukrywa się u swojej przedwojennej opiekunki Babuni w pełnym okupacyjnych niebezpieczeństw Krakowie.
Wszyscy oni pragną choć namiastki normalności. Świat Stramerów to świat zwykłych ludzi, Żydów i Polaków, chcących przetrwać za wszelką cenę w obliczu toczącej się wokół wojny.
,,Mikołaj Łoziński pokazuje, że zwyczajne życie ludzi może być fascynujące jak sensacyjna historia. Świetnie napisana powieść!" Olga Tokarczuk o Stramerze
,,Mikołaj Łoziński doskonale opisuje sposób, w jaki nacjonalistyczna i nazistowska pętla zaciska się na Polsce, i kreśli fresk równie ujmujący, co zapierający dech w piersiach". ,,Le Monde" o Stramerze
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 2023-09-27
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 400
Powieść ,,Stramer" miała dla mnie jakąś świeżość, ciekawe było poznawanie życia żydowskiej rodziny w czasach przedwojennych. Na to samo liczyłam sięgając po ,,Stramerów". Niestety nie odnalazłam już tego klimatu. Mam dokładnie takie same odczucia co Monika Ochędowska, że jest to ,,płaski obraz bardzo podobnych do siebie postaci". To zbiór następujących po sobie raczej krótkich wydarzeń bez wnikliwych portretów psychologicznych bohaterów, bez zagłębienia się w ich motywację. Dlatego trudno ich odróżnić (poza miejscem, w której dzieje się akcja), trudno angażować się w ich losy. Wszystko jest tutaj skrótowe, powierzchowne, a momentami wręcz nijakie. To taka powieść, którą ,,powinno się" doceniać, bo podejmuje ważne tematy, ale nie można jej polubić, bo tych wiele opowieści zlewa się ze sobą, a styl pisarza jest tak jednostajne nużący, że wręcz zniechęca do zagłębienia się w lekturę. Najciekawsze było spotkanie rodziny po wojnie, ale niestety na tym wątku kończymy książkę. I znowu bez przedstawienia, jak doszli do tych stanowisk, jak znaleźli dla siebie miejsce w nowej politycznie rzeczywistości.
Uwikłani w Wielką Historię
W "Stramerze" Mikołaj Łoziński udowodnił, że potrafi zafundować swoim czytelnikom podróż w czasie. Autor ukazał świat, którego już nie ma, a zrobił to tak naturalnie i niewymuszenie, że nie sposób nie ulec tej magii. Dlaczego świat Stramerów zachwyca? Dlatego, że chociaż jest to saga rodzinna, daleko jej od banalnych, cukierkowych rozwiązań, a codzienność innej epoki - choć często szorstka i brutalna - staje się czytelnikom bliska i fascynująca.
Kontynuacje powieści często okazują się nieudane, a w przypadku "Stramerów" opinie czytelników są więcej niż podzielone. Najczęstszym zarzutem z jakim się spotkałam jest to, że najnowsza powieść Mikołaja Łozińskiego nie ma w sobie już tej magii i uroku, co "Stramer". Nie zauważyłam natomiast, by ktokolwiek doszedł do wniosku, że owa "utrata uroku" idealnie koresponduje z fabułą powieści. W momencie, gdy znów spotykamy rodzinę Stramerów dawnego Tarnowa już nie ma, a przez Europę przetacza się wojenna zawierucha, która doprowadza do rozproszenia członków tytułowej rodziny.
Już w "Stramerze" Mikołaj Łoziński traktował swoich bohaterów indywidualnie i pozwolił im opowiedzieć historię z własnej perspektywy. Podejrzewam, że dla wielu czytelników było to przystępne do momentu, w którym bohaterów łączyło miejsce akcji, czyli przede wszystkim Tarnów. W "Stramerach" zmiana obserwowanej postaci, oznacza nie tylko zmianę perspektywy, ale również zmianę miejsca i realiów, w których dany bohater żyje. Spotkałam się z opinią, że sposób narracji w "Stramerach" ma zbyt wiele wątków i jest nierówny, a moim zdaniem bardzo dobrze oddaje wojenny chaos.
Zanim sięgnęłam po "Stramerów", postanowiłam odświeżyć sobie pierwszy tom sagi i z pełnym przekonaniem stwierdzam, że obie części pod względem językowym trzymają bardzo wysoki poziom. Chociaż w najnowszej powieści Łozińskiego całkowicie zmienia się dynamika, to obie stanowią jedną, spójną całość, a wszystkie elementy, które nadają inny rytm powieści wynikają z fabuły.
W losach Stramerów mogłoby odnaleźć się wiele rodzin rozdzielonych przez wojny i wielką historię. Mikołaj Łoziński bardzo umiejętnie ukazał, jakie skutki niesie za sobą rozluźnienie więzów rodzinnych, rozłąka i różnice doświadczeń. Choć z historii rodu Stramerów przebija się nostalgia oraz poczucie bezpowrotnej straty, autorowi udało się uniknąć górnolotnego tonu i prostych rozwiązań. "Stramerów" polecam, ale jeśli od lektury pierwszej części sagi minęło już trochę czasu, lepiej będzie wrócić do początków tej historii i przeczytać obie powieści razem, żeby uniknąć wrażenia braku ciągłości.
Nowa, długo oczekiwana książka laureata Paszportu ,,Polityki". Osobiste dramaty, miłości, zdrady i rozstania, świecące pustkami kieszenie i marzenia...
Nowa książka jednego z najbardziej cenionych polskich pisarzy młodego pokolenia!\r\nPo kilku latach milczenia Mikołaj Łoziński napisał książkę inspirowaną...
Przeczytane:2023-11-07, Ocena: 4, Przeczytałam, Mam, 52 książki 2023, Egzemplarz recenzencki, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2023 roku, czytam regularnie, Insta challenge. Wyzwanie dla bookstagramerów 2023, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu – edycja 2023,
Jak pisać o wojnie? Cały świat mógłby już nie pomieścić wszystkich książek, których akcja toczyła się w czasie wojny – co jeszcze nowego można powiedzieć, jaki wycinek rzeczywistości przedstawić, jakim językiem lub z czyjej perspektywy opowiadać, by uciec od wtórności? Nie ma zadań niewykonalnych, lecz to jest tej niewykonalności na pewno bliższe niż dalsze. Kiedy Mikołaj Łoziński w 2019 roku wydał Stramera, sięgnął wcześniej, omijając to, co zostało już tyle razy opowiedziane. Przedstawienie narastającego antysemityzmu w międzywojennej Polsce na przykładzie dużej i ubogiej żydowskiej rodziny w Tarnowie było czymś świeżym i niebanalnym już na poziomie konceptu, a w połączeniu z bardzo dobrym warsztatem pisarza zaowocowało klasyczną w formie, świetną powieścią. Czy Stramerowie mogli stanowić podobne doświadczenie?
Lubię czytać książki Łozińskiego, jego ładnie układające się zdania, tę gładkość frazy - jakoś tak estetycznie jest, nawet gdy przychodzi taplać się w błocie, siedzieć w zagrzybiałej piwnicy czy bawić się w zatęchłej mecie, popijając bimber. Lubię to, w jaki sposób buduje postaci, mają w sobie coś zwyczajnego, poczciwego; ich świat wydaje się faktycznie, nieudawanie codzienny, nawet w niecodziennych czasach. Lubię sposób, w jaki opisuje miejsca i ludzi, zwracając uwagę na detale, ale nie zapominając o panoramie – spojrzenie dobrego fotografa, który w kadrze ujmuje to, co chce, by było widoczne. I te wszystkie elementy pojawiają się w Stramerach – znane z wcześniejszej powieści postaci zostają pogłębione, część z nich dostaje więcej miejsca. Znów Łoziński pozwala swoim bohaterom żyć, popełniać błędy i nie śpieszyć się, robić rzeczy niewielkie i myśleć o sobie. Po raz kolejny dba o detale, które sprawiają, że świat przedstawiony wydaje się bardziej realistyczny, jest światem ludzi z krwi i kości, a nie z papieru i tuszu. A jednak...
Książka w moim odczuciu traci sporo z dwóch powodów. Pierwszym jest mimowolne porównanie do początku historii rodziny Stramerów, którego chyba nie da się uniknąć. Drugim natomiast jest opisany na wszelkie możliwe sposoby temat, który odbiera wiele z oryginalności prozie Łozińskiego - nie czuję wyjątkowości, doświadczam opowieści jednej z wielu. I nie ma wyrzutu w tym stwierdzeniu – rozumiem, że pociągnięcie ciągu dalszego stanowiło kolej rzeczy dość naturalną i spodziewaną. Niemniej pozostaje lekki posmak rozczarowania. Nie poszedł jednak autor po linii najmniejszego oporu - mógł napisać powieść zdecydowanie bardziej efektowną, co byłoby znacznie prostsze; mógł szokować, trwożyć i zabawić się z czytelnikiem i swoimi bohaterami w rosyjską ruletkę. Choć napięcie wielokrotnie narasta, osiągając wysokie rejestry, to Stramerowie należą do nadzwyczaj spokojnych powieści o wojnie, a pierwsze zdanie (tak naprawdę wypowiedzenie): “Wojna to nuda”, dobrze oddaje codzienność, w której żyją dzieci Nathana i Rywki.
Łozińskiemu udało się pokazać, jak ważną rolę odgrywa rodzina, nawet wtedy, gdy żyje w rozproszeniu – a może właśnie wtedy w szczególności. Każde ze Stramerów ma swoje cele i potrzeby, każde z nich zachowało odrębność pod względem charakterów i cech, a mimo to można odnieść wrażenie, że rzeczywiście są oni jedną rodziną, która trzyma ze sobą bez względu na życiowe czy historyczne zawieruchy. I tak Rudek nadal kocha najmłodszego Nuska, choć chciałby mu dać porządnie w zęby; Salek nie odwraca się od Hesia, choć jego zdaniem brat skręca politycznie w niewłaściwym kierunku, a Wela i Rena nie oddaliły się od siebie, choć ich doświadczenia tak bardzo się różnią. Pomimo mankamentów Stramerowie wydają mi się udaną powieścią, ale tylko tyle. A mogło być więcej.