Rand, Mat i Perrin mieszkają w Polu Emonda, sennej wiosce gdzieś na końcu świata. Chłopcy wiodą monotonne życie, nieświadomi, że dni ich beztroski dobiegają końca. Oto do wioski przybywa tajemnicza kobieta imieniem Moraine. Jest ona członkinią potężnego zakonu kobiet władających Jedyną Mocą - Aes Sedai. Przynosi ze sobą ostrzeżenie przed mrocznymi siłami Czarnego, który budzi się z uśpienia, by zapanować nad wszystkimi istotami. Na potwierdzenie jej słów wioskę atakują krwiożercze trolloki - dzikie bestie, które wielu uważało za stwory wyłącznie z legend. Gdy Pole Emonda staje w ogniu, Moraine pomaga chłopcom w ucieczce, jest bowiem przekonana, że jeden z nich jest Smokiem Odrodzonym - wybrańcem, którego przeznaczeniem jest przeciwstawić się Czarnemu i stanąć kiedyś do Ostatniej Bitwy, Tarmon Gai'Don, od której wyniku zależą losy świata...
Wydawnictwo: inne
Data wydania: 2011-05-11
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 956
Tytuł oryginału: The Eye of the World
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Katarzyna Karłowska
Skąd pochodzą bohaterowie? Zewsząd. Dlaczego? Ponieważ zostać może nim każdy, jeśli tylko popchnie go ku temu kapryśne koło przeznaczenia.
Piękny sielski obraz życia na wsi dość szybko zostaje rozdarty przez niespodziewane zagrożenie, a kilkoro żądnych przygód bohaterów powieści, niby hobbici z Shire, muszą udać się w podróż i pokonać roztaczającą się nad światem ciemność.
Uważaj, czego sobie życzysz - jak to mówią. Naruszona nić losu tym mocniej swoimi drganiami napędza kołowrotek losu, a zamiast prostej koszuli pasterza owiec, utkana zostaje szata wojownika.
Autor nawiązuje w powieści do wielu innych, legendarnych wręcz dzieł. Wprawne oko czytelnika wyłapie odwołania chociażby do twórczości Tolkiena, legend arturiańskich czy motywów biblijnych.
Pozycja spodoba się fanom opisów przyrody, bo tych jest tu naprawdę wiele i niekiedy cała akcja staje dęba, żeby czytelnikowi zarysowany został obraz wiejskiej krajobrazu. Zaraz później przyspiesza z pełną mocą, dostarczając wrażeń miłośnikom mocniejszych wrażeń. Mi osobiście bardzo podobał się nurt nieustającego pościgu i motyw osaczenia. Kogo przez co lub przez kogo - tego nie zdradzę, żeby nie psuć zabawy.
Czy książka była według mnie szalenie odkrywcza? Nie. Niemniej, ciekawym rozwiązaniem było wprowadzenie kilku praktycznie równorzędnych bohaterów głównych i jako takie ukrycie potencjalnego ,,wybrańca" aż do ostatnich stron powieści. Były momenty, które mnie wciągały, były takie, które mnie szalenie nudziły i zmuszałam się do doczytywania kolejnych stron cyfrowego zapisu.
Motyw podróży klimatem bardzo przypominał mi powieść ,,Miecz Shannary", więc jeśli spodobała wam się kiedyś ta pozycja, ,,Oko świata" również może. Nie zniechęcajcie się długimi opisami, nawet jeśli za nimi nie przepadacie. Sama historia jako całokształt jest naprawdę ciekawa.
,, Nie dam ci umrzeć, zanim tego nie pojmiesz. Kiedy będziesz konał, swą ostatnią myślą uchwycisz pełnię własnej porażki, jej doskonałość i nieodwracalność. O ile w ogóle pozwolę ci umrzeć".
Słuchajcie, to jedna z takich pozycji, którymi chcemy się delektować. Czytałam ją pięć dni, nie tylko ze względu na jej grubość, ale i na historię, która bałam się, że będzie miała swój koniec. To niebywałe, jak można tak doskonale zachęcić do czytania fantastycznym światem. Totalne pustkowie, nudni ludzie, a ich losy tak ciekawe i niepowtarzalne. Przez cały okres czytania odbierałam ją jako czytanie Pisma Świętego. Co prawda przeczytałam je tylko w jednej trzeciej, ale style językowe mieli bardzo podobne. Takie wyniosłe i wręcz nakazujące nam ją czytać. Jakby stał przed nami wielki mag i w czarodziejskiej kuli pokazywał losy naszego świata. Nie da się w nią nie wciągnąć. Historie nami zawładną, a my z wytrzeszczonymi oczami będziemy je pochłaniać.
Akcja wciąż nabiera tempa. Chwilami sami będziecie przerywać czytanie, by zaczerpnąć tchu. I te momenty, kiedy barwnym językiem wzbudzali nasze zainteresowanie.
,, Czy istnieje skała tak silna, że wiatr i woda nie mogą jej zniszczyć, ogień tak silny, że woda nie może go ugasić czy wiatr zdmuchnąć?"
Strasznie podobały mi się potajemne rozmowy między mieszkańcami. Czasem rozmawiali o rzeczach błahych, które były bardzo istotne dla dalszej historii, a chwilami strzelali tak mądrymi cytatami, aż budziły mój podziw. Wszystko tutaj było magiczne i niezwykle ciekawe. Wciąż coś się działo i nie dało się tak po prostu spocząć. Rozdziały kończą się niewiadomą, którą bardzo chcemy poznać. Niezwykle smutno się robi, kiedy wiemy, że z każdą kolejną stroną zmierzamy do końca książki. I to napięcie, kiedy wiemy, że będzie część druga, a nie trzymamy jej jeszcze w swoich dłoniach!
Piękna, wciągająca i trzymająca w napięciu. Przed ta historią trzyma się respekt. Chylę czoła autorowi i będą pierwszą, która zrobi wszystko, by obejrzeć serial, który ma powstać!!!
Koło Czasu obraca się
obraca się
tak jak chce
I plącze nicie naszych
żyć
Musimy iść, uciekać w dal
ze złym się bić
Koło Czasu obraca się
obraca się
niezmiennie
według woli swej
I plącze wątki
losy splata
musimy być
światłością świata
Koło Czasu obraca się
musimy iść
nim pęknie życia nić
Wszystko ma początek
i swój kres
Koło Czasu obraca się
Pierwszy tom monumentalnego cyklu Koło Czasu Roberta Jordana "Oko Świata" jest prawdziwą literacką ucztą, nie tylko dla fanów fantastyki, ale także dla tych, którzy uwielbiają opasłe tomiszcza i ilość stron do przeczytania ich nie przeraża.
Głównymi bohaterami tego tomu są młodzi chłopcy z Pola Emonda, wioski położonej w Dwóch Rzekach. Ich spokojne i monotonne życie ubarwiają takie wydarzenia jak przyjazd handlarza czy barda z okazji corocznego święta Bel Tine.
Ich dotychczasowe życie zmienia się w ciągu jednej nocy, gdy po ataku stworów, trolloków, znanych im dotychczas tylko z legend i opowieści bardów, muszą uciekać z rodzinnej wioski. W ucieczce pomaga im tajemnicza kobieta, Moraine, która przybyła do wioski chłopców w dzień przed świętem Bel Tine. Ratuje ona Randa, Mata i Perrina, bowiem jest przekonana, że któryś z nich może być wybrańcem, Smokiem Odrodzonym, który stanie do walki z Czarnym, w której ważyć się będą losy świata.
Akcja powieści zawiązuje się więc klasycznie, mamy zwykłych, biednych ludzi, którzy okazują się wybrańcami, którzy muszą stanąć do walki ze złym charakterem. Czarny w "Oku świata" to taki Sauron we "Władcy Pierścieni" Tolkiena. Uwięziony przed laty, teraz przebudza się i pragnie rozlać ciemność nad całym światem. Rand jako pomazaniec Światłości ma go pokonać.
"Oko świata" to dopiero początek, wprowadzenie w świat stworzony przez Jordana. Musicie przygotować się na powolną wędrówkę wraz z bohaterami, przeplataną momentami akcji, starć z wysłannikami złego. Autor niespiesznie prowadzi czytelnika przez kolejne etapy podróży, a raczej ucieczki przed sługusami Czarnego, głównych bohaterów. Nie ukrywam, że początek książki potrafi zniechęcić czytelnika. Powolne tempo, brak akcji, brak ciekawych zdarzeń, a dodatkowo bardzo widoczne podobieństwa do prozy Tolkiena nie zachęcają do dalszej lektury. W pewnym momencie, a dokładniej pisząc, gdy dobrnęłam do 70 strony, zastanawiałam się czy nie odpuścić, może fantastyka to gatunek nie dla mnie, byłam zirytowana i rozczarowana, bo nastawiłam się na tę powieść jak szczerbaty na suchary, a teraz mam dość jej po 70 stronach. Takie myśli przewijały mi się przez głowę. Ale na całe szczęście nie poddałam się i czytałam dalej, i akcja nabiera rumieńców, wreszcie coś się dzieje ! Niestety nie zmienia to faktu, że opisy nadal są rozwlekłe, akcja zwalnia by za chwilę na moment przyspieszyć, a wszystko napisane jest w konwencji powieści drogi.
Mam mieszane uczucia co do tego tomu, bo z jednej strony zachwyca on światem kreowanym przez autora, starożytną mową, przeróżnymi stworami, potworami, podziałem na krainy, tym, że prym w powieści wiodą kobiety, nie tylko we wsi Randa, ale także podczas wędrówki, zachwyca wyobraźnia autora, ale nie da się ukryć uczucia "ale to już było". Czuć w opowieści Jordana fascynację prozą Tolkiena, podobno w dalszych tomach te podobieństwa zanikają, ale w "Oku świata" jest ich sporo i trochę to przeszkadza w odbiorze książki. Jak dla mnie powieść jest także za bardzo rozwleczona, niby stron dużo, ale akcji nie dostajemy za dużo. Akcja całego tomu jak Koło Czasu biegnie powoli i powoli, czasem przyspiesza, ale nie wiem czy ktoś mniej cierpliwy nie podda się i nie porzuci tej powieści. Przytłacza też ogrom informacji, jakie dostajemy na temat tych dobrych i złych frakcji, dobrze, że umieszczony na końcu książki glosariusz rozjaśnia trochę w głowie i wyjaśnia pokrótce zawiłości świata przedstawionego. Zastanawiam się czy czytać dalej, inni czytelnicy piszą, że kolejne tomy są lepsze, natomiast inni nie polecają tego cyklu. Opinie są zróżnicowane. Ja jeszcze się zastanowię, czy sięgnę po drugi i trzeci tom i kolejne, ale niczego nie narzucam Wam. Jeśli kochacie rozbudowane cykle fantastyczne, nie nużą Was opisy i powolna, niespieszna akcja, jeśli fantastyka to wasz ukochany gatunek literacki, to sięgajcie i czytajcie "Oko Świata" i cykl Koło Czasu, bo tylu czytelników na świecie go pokochało, to jest duża szansa że i wasze serca zdobędzie, a ja nie zamykam jeszcze drzwi i być może powrócę do świata Randa, Mata i Perrina.
Co do wydania, jest piękne i solidne, ale bardzo nieporęczne w czytaniu ;)
Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka.
W OKU TOLKIENA
Dobre fantasy, oprócz tego, że musi być porządnie napisane, powinno być także odpowiednio rozległe, epickie – również jeśli chodzi o objętość tomów. Cykl „Koło Czasu” ten drugi warunek spełnia już na pierwszy rzut oka. I to aż za dobrze, bo nie dość, że otwierający go tom liczy niemal tysiąc stron (a czcionka do gigantycznych nie należy), to jeszcze całość składa się z piętnastu części (wliczając w to prequel). A jak pogrzebiecie (czyt. zajrzycie do spisu podanego na początku książki), wiele z nich jest tak grubych, że w polskiej edycji podzielono je na dwa tomy. Epicko więc jest, ale czy dobrze? Tak. Nie wybitnie, bo Robert Jordan nie jest drugim Tolkienem (choć stara się nim zostać, jak tylko może) ale dostatecznie znakomicie, by czytelnik ani się nie nudził w trakcie lektury, ani też nie żałował poświęconego jej czasu.
Było ich trzech, Rand, Matrim i Perrin, mieszkali na zadu… w sennej wiosce Pole Emonda i raczej nie przejmowali się tym, co dzieje się w świecie. Żyli sobie spokojnie, aż do chwili, kiedy w okolice zawitała władająca Jedyną Mocą członkini kobiecego zakonu, Moraine, przynosząc ze sobą wieści, że oto budzi się Czarny i będzie chciał zapanować nad wszystkim, co żyje. Tak zaczyna się nasza opowieść. Gdy Pole zostaje zaatakowane przez stwory z legend, Rand, Matrim i Perrin zmuszeni są uciekać. Pomaga im Moraine, która wierzy, że jeden z nich jest wybrańcem mogącym stawić czoła Czarnemu i ocalić świat…
Całość recenzji na moim blogu: https://ksiazkarniablog.blogspot.com/2019/05/koo-czasu-1-oko-swiata-robert-jordan.html
Bardzo ciekawa historia choć może nieco zbyt rozciągnięta momentami i pomimo nieustannych akcji mogłaby być napisana krócej. Niemniej to klasyka którą warto poznać ;)
Nieuchronnie zbliża się czas ostatecznej rozprawy z Czarnym i jego sługami. Mat ucieka z Ebou Dar wraz z Córką Dziewięciu Księżyców, jednak wciąż grozi...
Elaida, obecna Zasiadająca na Tronie Amyrlin, trafnie przepowiedziała ból, który przyniesie Rand al'Thor, i rozpoznała ukrytą w nim ciemność. Nic na świecie...
Przeczytane:2019-05-05,
Moją przygodę z fantasy zaczęłam prawie 25 lat temu. Pierwszą książką, jaką przeczytałam, był "Hobbit. Czyli droga tam i z powrotem". Dziś troszkę żałuję, że zaczęłam od klasyki. Kiedy na samym początku przeczytamy coś, co stało się inspiracją dla wielu twórców i uznawane jest za bestseller, ciężko jest potem trafić na książkę, która dorówna ideałowi. Oczywiście w swojej karierze czytelniczej, trafiałam na perełki,jak chociażby pisana przez lata saga "Pieśń lodu i ognia" Georga R.R Martina, zwana potocznie "Grą o tron", czy właśnie cykl "Koło czasu" Roberta Jordana. Pamiętacie te cieniutkie książeczki z rysunkowymi okładkami, na których swoje muskuły prężył długowłosy barbarzyńca? Tak, zgadliście, mowa tutaj o Conanie, wojowniku z Cymerii. Jeśli mnie pamięć nie myli doczekaliśmy się ponad 60-ciu tomów. Z początku nie mogłam uwierzyć w to, iż autor tego popularnego cyklu, napisał również epickie dzieło na miarę twórczości Tolkiena, zwane "Kołem czasu". Jest to z pewnością saga, która zostanie w waszych sercach na zawsze, która spokojnie może zawalczyć o podium w kategorii fantasy. W mojej pierwszej trójce oczywiście już się znajduje.
Rand, Mat i Perrin mieszkają w Polu Emonda, sennej wiosce gdzieś na końcu świata. Chłopcy wiodą monotonne życie, nieświadomi, że dni ich beztroski dobiegają końca. Oto do wioski przybywa tajemnicza kobieta imieniem Moraine. Jest ona członkinią potężnego zakonu kobiet władających Jedyną Mocą - Aes Sedai. Przynosi ze sobą ostrzeżenie przed mrocznymi siłami Czarnego, który budzi się z uśpienia, by zapanować nad wszystkimi istotami. Na potwierdzenie jej słów wioskę atakują krwiożercze trolloki - dzikie bestie, które wielu uważało za stwory wyłącznie z legend. Gdy Pole Emonda staje w ogniu, Moraine pomaga chłopcom w ucieczce, jest bowiem przekonana, że jeden z nich jest Smokiem Odrodzonym - wybrańcem, którego przeznaczeniem jest przeciwstawić się Czarnemu i stanąć kiedyś do Ostatniej Bitwy, Tarmon Gai'Don, od której wyniku zależą losy świata.
Cykl "Koło czasu" zaczęłam czytać w języku angielskim i było to bardzo intensywne i ciekawe przeżycie. Kilkanaście lat temu dopiero uczyłam się języka, więc lektura była niczym innym jak randką ze słownikiem. Irlandzki wydawca podzielił dzieło Jordana na ponad dwadzieścia części, jednak z tego co pamiętam nie wszystkie były dla mnie osiągalne. Kiedy w moje ręce trafiło polskie wydanie byłam wprost zachwycona. Cieszę się z faktu, że Zysk postawił na prostą a jednocześnie symboliczną okładkę, o wiele lepszą od poprzednich, rysunkowych. Jednak tym co zrobiło na mnie największe wrażenie była grubość książki : prawie 1000 stron. 1000 stron niesamowitej przygody, w których zakochujemy się już od pierwszego tomu. Okazało się, iż pomimo kilkunastu lat, które upłynęły od mojej pierwszej styczności z tym cyklem, nadal bardzo dużo pamiętam. A wiecie co to znaczy? Znaczy ni mniej ni więcej, iż jest to dzieło wybitne, gdyż inne książki zazwyczaj zapominam po paru tygodniach. Jeśli to was nie przekona, to już chyba nic tego nie zrobi.
Całość zaczyna się podobnie do innych książek tego gatunku. Od samego początku widać inspirację twórczością Tolkiena, jednak sam styl i sposób budowania świata i fikcyjnej rzeczywistości, jest u Jordana zupełnie inny. Mamy więc młodego chłopca, odpowiednika Frodo, który staje przed szansą uratowania całego świata przed zagładą. Podobnie jak u Tolkiena, nasz bohater, "dobiera" sobie drużynę, z którą wyrusza na wielką bitwę. Póki ten scenariusz się sprawdza to nie mam nic przeciwko. "Oko czasu" to typowa powieść fantasy w której zło walczy z dobrem, jednak odcieni szarości znajdziemy tutaj sporo, co sprawia, że nie do końca wiemy którym postaciom możemy zaufać, a które z miejsca należy znienawidzić. U Tolkiena wszystko było mniej skomplikowane. To właśnie on sprawił, że elfy uważamy za istoty z natury dobre, krasnoludy mężne i waleczne, niziołki bohaterskie i rodzinne a orki mordercze i na wskroś złe. U Jordana pojawiły się postacie do tej pory nieznane. Z początku większość z nich wydawała mi się enigmatyczna, chociażby Aes Sedai czyli kobiety, które mogły przenosić jedyną moc. Większość ludzi się ich bała, uważała za zło. Wiadomo, to co obce i nieznane wzbudza w nas strach. Jako czytelnik nie wiedziałam czy istoty te chcą pomóc naszym bohaterom czy może ich zamiarem jest ich wykorzystać? A może wszystko po trochu? Dopiero zagłębiając się w lekturę poznawałam psychikę naszych bohaterów, ich cele i dążenia, talenty i słabości. "Oko świata" to pierwsza część cyklu, której celem jest zapoznanie czytelnika z nowym realmem i rządzącymi nim regułami. Przedstawia ona również metamorfozę, którą musieli przejść nasi bohaterowie. Choć czytelnik wie, że to Rand jest "wybrańcem" , wiedza ta jest niedostępna dla trójki przyjaciół. Każdy z nich myśli, że to on może być tym, kto zaważy o losach świata. I każdy z nich na swój sposób musi radzić sobie z tym ciężarem. Choć jest to książka fantasy , autor we wspaniały, metaforyczny sposób, przedstawia czym jest dojrzewanie. Po 1000 stronach widać przemianę w naszych bohaterach, choć nadal nie uważam by byli gotowi na ostateczne starcie, tak na pewno stali się bardziej dojrzali i doświadczeni.
Ci, którzy spotkali się już z twórczością Roberta Jordana wiedzą, że jego styl jest niezwykle wyrazisty i szczegółowy. Jeden z moich znajomych nazwał go czepliwym : bo jak się uczepi jakiegoś szczegółu, to może o nim pisać bez końca. Ja to uwielbiałam. Zazwyczaj najsłabszą stroną książek fantasy jest dla mnie niedokładny i mało wyczerpujący opis świata. Autorzy zapominają, że zabrali nas w podróż w nieznane i ich głównym celem jest służenie nam za przewodnika. Często zamiast wyjaśniać, każą nam się domyślać. U Jordana jest na odwrót. Każda postać posiada historię, która jest warta wzmianki albo nawet eseju. Każde z miejsc słynie z jakiegoś wydarzenia, na każdym kamieniu ktoś siedział. Nasz autor uwielbia snuć swoje opowieści i robi to z lekkością. Owszem momentami zdarzają się przestoje, zbędne retrospekcje i powtórzenia, jednak czytelnik traktuje je nie jako coś irytującego lecz "manierę" literacką, coś co wyróżnia Jordana. Kiedy nasi bohaterowie podróżują przez las, słyszymy jego szum i czujemy wilgoć, kiedy spoglądamy z wieży Aes Sedai uderza nas pęd powietrza a w oddali słychać szum magii. Opisy są liryczne, dosadne, rozbudowane. Jordan nie pisze lecz maluje słowem. Jego dbałość o szczegóły wyraża się również w tym, że nadał imiona koniom, w tym mojej ukochanej Beli. Mało kto zadaje sobie teraz trud by tak pisać. Zastanawiam się czy ostatnie części cyklu, napisane już przez innego autora, zachowały tę dbałość o szczegóły.
W jednej z recenzji przeczytałam, że przydługie opisy i rozbudowane retrospekcje sprawiają, że fabuła traci napięcie a moment zaskoczenia jest tak rozciągnięty w czasie, iż czytelnik traci zainteresowanie. Nie zgadzam się z tym. Jeśli udało wam się przeczytać niezwykle chaotyczny Sillmarilion Tolkiena czy jakąkolwiek książkę Sandersona, to pokochacie i styl Jordana. Jest on prawdziwie epicki.
Jak napisałam już wyżej, głównym założeniem tej książki jest zaznajomienie czytelnika z nowym światem. Jest swego rodzaju przewodnikiem gdzie tworzenie tła dla wydarzeń ma zdecydowany priorytet. Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że uwielbiałam każdą chwilę, każdy moment spędzony z tą powieścią. Rober Jordan zna wykreowany przez siebie realm na wylot. Choć ewidentnie widać tutaj inspirację tolkienowskim Śródziemiem, tak autor czerpał również z rzeczy znanym nam z życia codziennego : religii, historii, języków a nawet mitologii. Stworzył świat pełen niezwykłej wiedzy i oryginalnej magii. Jednak by w pełni cieszyć się lekturą, musicie podejść do tej książki z cierpliwością. Anglojęzyczni mówią na takie dzieła "slow burners". Mamy tutaj do czynienia z fabułą, która potrzebuje trochę czasu (głównie przez opisy i dodane historie) by się w pełni rozkręcić. Ciekawie robi się dopiero po przekroczeniu mniej więcej połowy książki, jednak od tego momentu ręczę, że nie będziecie mogli się od niej oderwać. Całe szczęście, że od ręki dostępne są kolejne tomy.
Kochani usiądźcie wygodnie i przygotujcie się na długą i satysfakcjonującą podróż. "Oko świata" może nie jest najoryginalniejszym początkiem serii fantasy, jednak zwiastuje niesamowitą, wielką przygodę, w której cieszę się, że mogłam wziąć udział. Potraktujcie tę książkę jak wino z dobrego rocznika, wybierzcie idealną okazję i rozkoszujcie się każdą kroplą. Dotarcie do dna butelki samotnie może okazać się wyzwaniem, jednak zdecydowanie warto się go podjąć. Obiecuję, że kaca nie będzie. Polecam z całego serca. Mój top 10.