Bestseller New York Timesa
Druga i ostatnia część wyjątkowej serii Victorii Schwab. Potwory Verity powracają!
Kate Harker nie boi się ciemności. Poluje na potwory i robi to dobrze. August Flynn nigdy nie będzie człowiekiem, bez względu na to, jak bardzo kiedyś tego pragnął. Ma swoją rolę do odegrania i odegra ją za wszelką cenę. Minęło prawie sześć miesięcy odkąd ich ścieżki skrzyżowały się, a w tym czasie wojna między ludźmi i potworami rozgorzała na dobre. W Prawdziwości August przyjął rolę przywódcy, którym nigdy nie chciał być. W Dobrobycie Kate, w zupełniej zgodzie ze swoją naturą, stała się bezwzględną łowczynią. Tymczasem z mroku wyłania się nowy rodzaj potwora, który karmi się chaosem i wyciąga na powierzchnię najgłębiej skrywane lęki swoich ofiar.
źródło opisu:
źródło okładki: Czwarta Strona
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Data wydania: 2018-06-20
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 512
Tytuł oryginału: Our Dark Duet
Język oryginału: Angielski
Tłumaczenie: Agnieszka Brodzik
Pierwsza część nie była arcydziełem, ale to ten typ książek, który nie musi taki być, by się w niej zatracić. Byłam zauroczona Okrutną pieśnią, w pełni świadoma jej wad i z pełną premedytacją sięgnęłam po drugi tom. Nie żałuję.
Kate po wyjeździe z Prawdziwości znajduje się w Dobrobycie, by tam polować na potwory razem z grupą dzieciaków nazywającą się Strażnikami. Właściwie to Kate poluje na potwory, a Strażnicy siedzą za słuchawką w jej zdrowym uchu. Jej myśli jednak wciąż wracają do spraw sprzed sześciu miesięcy, kiedy podróżowała z Augustem, kiedy prawie umarli, kiedy Sunaj oddał się ciemności. W Prawdziwości padła sieć i Kate nie ma jak się dowiedzieć, co się stało z jej domem. Tymczasem w Dobrobycie pojawia się nowy potwór, Pożeracz Chaosu, który sprawia, że człowiek obraca się przeciw człowiekowi. I który wczepia się w umysł Kate. Żeby go zniszczyć, dziewczyna musi wrócić do domu. Do Augusta, który już sam nie wie, kim chce być i jaka jest jego rola. Do zagubionego chłopaka, który potrzebuje pomocy, by znaleźć swoją drogę. I do Sunaja, który odkrywa, że jego muzyka może nieść ukojenie.
Ta część, podobnie jak pierwsza, rozkręca się dosyć powoli, z tym, że akcja trwa już od początku. Ta właściwa jednak zaczyna się gdzieś koło dwusetnej strony i dopiero tutaj możemy mówić o jakimś wciągnięciu. Z początku byłam trochę zawiedziona i bałam się, że druga część wypadnie gorzej, ale potem już moje wątpliwości zniknęły i w końcu mogłam porządnie się wkręcić. Jeśli chodzi o nowe postacie, mam na myśli Strażników, to wprowadzenie ich uważam za zbędne. Są oni tylko w czasie pobytu Kate w Dobrobycie, a jako że w Prawdziwości nie ma sieci, to dziewczyna nie ma jak się z nimi skontaktować, więc właściwie po jej wyjeździe nie mamy o nich żadnych wieści. Rozpływają się. Nie było możliwości polubienia ich, zżycia się z nimi, więc czytelnik nie przykłada do początkowych sytuacji wielkiej wagi. Dlatego wiem i przyznaję, że z początku trudno wgłębić się w powieść i trzeba te dwieście stron jakoś przetrwać, żeby zaczęło się dziać coś istotnego.
Na szczęście pojawia się August i ratuje sytuację. Poważnie, nic nie mam do Kate, nie drażniła mnie, jedna z niewielu bohaterek, które da się polubić, ale była nudna. Nie jej rozdziały, ale ona sama. To dziewczyna z problemami, które na siłę próbuje ukryć za maską sarkazmu i obojętności. I właśnie ten zabieg stał się dla mnie już nudny, bo Kate ciągnęła to od pierwszej części. August znacznie bardziej przypadł mi do gustu i jego rozterki jakoś bardziej mnie urzekły. Potwór pragnął być człowiekiem, a teraz sam nie wie, którą drogę ma wybrać. Ludzie trzymają się do niego na dystans, w jego głowie cały czas odzywa się głos Leo, który go prowokuje do agresji, Ilsa, która nie może mówić i niewypowiedziane słowa wiszą między nimi oraz Soro, nowe Sunaju, nie uznające żadnej płci i nie potrafiące zrozumieć, dlaczego August walczy sam ze sobą. August sam tego nie rozumie.
To nie jest historia, która obudzi mnóstwo emocji, choć zakończenie mnie zgniotło i nie wybaczę tego Schwab. Jest to jednak zaskakująca i wciągająca powieść, która będzie bardzo przyjemnym towarzyszem na samotne wieczory. Czytanie idzie bardzo szybko i nawet się nie zorientowałam, kiedy miałam za sobą już połowę. Mimo że wciąż nie jest to niewiadomo jak dobre dzieło, to bardzo polubiłam się z całą historią, pomysłem i bohaterami. Były poruszające momenty i historia ma w sobie pouczające akcenty, skupia się na rodzinie, miłości, przyjaźni oraz odnajdywaniu samego siebie, co jest ogromnym plusem. Dla mnie to dobra, nie zobowiązują, lekka książka, która umili nam chwilę wolnego czasu. Przyznam, że z chęcią przeczytałabym kolejną część i szkoda, że autorka zaplanowała tylko dwie. Mimo to uważam, że było to dobre posunięcie, bo wszystko zostało idealnie zamknięte w dwóch książkach, bez zbędnych zapychaczy i przeciągnia. Od siebie jak najbardziej polecam.
Okrutna pieśń była jedną z tych książek, które czyta się bardzo przyjemnie, które są napisane dość dobrze i opowiadają dość ciekawą historię. Dlatego, kiedy otrzymałam propozycję przeczytania tomu drugiego, długo się nie zastanawiałam. Oczekiwałam po raz kolejny czegoś przyjemnego, lekkiego i idealnego na tę porę roku, do poczytania na kocyku. Otrzymałam natomiast coś innego...
[...]
Więcej można przeczytać na blogu :)
http://nerdprostozksiazki.blogspot.com/2018/07/zaspiewajmy-okrutna-piesn-w-mrocznym.html#more
Szokujące wydarzenia z pierwszego tomu, zmieniły dotychczasowe życie bohaterów. Kate opuściła Prawdziwość i znalazła nowy dom, jednak dziwny i nieznany potwor zmusza ją do powrotu. Minęło pół roku i Kate nie wie, czego może się spodziewać, lecz nie sądziła, że August tak bardzo się zmieni. Sunaj przyjął rolę przywódcy i teraz niesie na barkach wielki ciężar. Oboje mają ten sam cel, lecz potwory przejęły większość miasta. Czy uda im się wygrać tę wojnę?
Pierwszy tom połknęłam na raz i niecierpliwie wyczekiwałam tej części. Oczekiwania wysokie, lecz po skończonej lekturze, czuje mały niedosyt.
Seria Świat Verity to dylogia i po finałowym tomie spodziewałam się czegoś więcej. Lubię styl Victorii Schwab. Skupia się na konkretach i nie roztrząsa mało istotnych spraw. Przez jej książki dosłownie się płynie! Autorka stworzyła świat, w którym każdy zły czyn przyczynia się do powstania potwora, a dusza jest bezpowrotnie splamiona. Sunaje pochłaniają takie dusze i postrzegają świat, jako czarny lub biały. Jednak z czasem nawet oni zauważają, że nie wszystko jest takie proste.
Tym razem zacznę od minusów. Początek jest obiecujący. Kate odnalazła się w Dobrobycie, do którego powoli przenikają potwory. Dziewczyna ma przyjaciół i cel w życiu, lecz okoliczności zmusiły ją do powrotu do domu. Świetny wstęp, a bohaterowie to wielki i niestety niewykorzystany potencjał! Ludzie naprawdę w porządku, lecz gdzieś tam zaginęli i po prostu koniec. Tak cudowne postaci zniknęły w tłumie i ubolewam nad niemożnością ich poznania!
Pojawienie się nowego potwora jest aż nazbyt wygodnym rozwiązaniem, a jego powstanie nie zostaje ujawnione. Wiele tajemnic i to bez odpowiedzi. Autorka skupia się na Auguście i Kate, to oni są najważniejsi i im czytelnik kibicuję! Miałam swoje wyobrażenia odnośnie przyszłości bohaterów, lecz się nie spełniły. Męskie grono ucieszy się, że wątku miłosnego brak. Inni bohaterowie również zasługują na uwagę i z chęcią poznałabym ich lepiej. Niestety i w tym przypadku autorka porzuciła te wątki.
Książka może nie jest idealna, ale z całą pewnością wciąga. Oryginalna fabuła, zachwycający rozwój wypadków. Kate mnie nie zaskoczyła i chyba bardziej ją lubię niż w parszej części, choć początkowo zachowuję się zbyt lekkomyślnie. August stał się przywódcą i surowym sunajem. Mój piękny sunaj o gołębim sercu, który marzy o byciu człowiek, przerodził się w bezwzględnego żołnierza. Akcja jest zawrotna, a dzięki temu czyta się bardzo szybko.
„Mroczny duet” to finał przygody Kate i Augusta, ich niebezpiecznej historii życia. Z łatwością zżyłam się bohaterami i już za nimi tęsknie. Wiele kwestii pozostało w stanie zawieszenia, a szkoda. Świat Verity można było wykorzystać lepiej. Autorka nie skupia się na relacjach między bohaterami i liczą się tylko potwory. Mimo wszystko lubię te serii i polecam wszystkim fanom fantastyki i Urban Fantasy. Polecam 7/10!
Victoria Schwab ma to do siebie, że nie cacka się z czytelnikami, dlatego też nie czułam się ani odrobinę zdziwiona, kiedy fabuła „Mrocznego duetu” wystartowała z grubej rury, nie pozwalając nawet na wzięcie głębszego oddechu. Z miejsca wrzucono mnie w wir dzikich, szalonych wydarzeń, gdzie towarzystwo potworów (Za którymi ani odrobinę nie tęskniłam... No dobra... Za Sunajami tak, ale za pozostałymi – nie!) stanowiło najistotniejszy element. Jednak nie przypuszczałam, że to dopiero wstęp do czegoś znacznie mocniejszego. Czegoś, co można śmiało określić zabawą w „kotka i myszkę”...
Nie wiadomo, kiedy powstała skomplikowana sieć intryg, a każda ze stron starała się dokładnie przewidzieć kolejne ruchy przeciwnika. A to stanowiło nie lada wyzwanie. Przecież zarówno ludzie Flynna, jak i same krwiożercze, nieobliczalne w czynach potwory mieli słynne asy w rękawach, gdzie ich przedwczesne wyłożenie zaskutkowałoby zakończeniem „zabawy”, pozwalając przy tym zdobyć nieprzyjacielowi upragnioną przewagę. Niestety przesiąknięci planowaniem kolejnych strategii nawet nie zdołali dostrzec, że na ich terytorium wkradł się znacznie gorszy przeciwnik, czerpiący z pochłaniającego Miasto Prawdy chaosu nie tylko pożywkę, ale również dziką satysfakcję. Nawet najgorsze potwory mogłyby mu pozazdrościć umiejętności siania totalnego zniszczenia oraz nieuchwytności. Tym samym wprowadził jeszcze większą głębię mroku i strachu, które w duecie wywoływały u mnie nie tylko dreszcze, ale także ogromną chęć rozświetlenia całego domu (Chociaż był środek dnia!) i wyposażenia się w metalowe przedmioty, aby uniknąć spotkania z kreaturami prześladującymi mieszkańców tamtej rzeczywistości. Oczywiście, wszystko to sprowadzało się do spektakularnego finału, który... wycisnął ze mnie łzy. Ryczałam jak głupia, chociaż doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że mam przed sobą fikcyjnych bohaterów, a nie ludzi z krwi i kości. Ale wiecie co? Może i mam przez to złamane serce, które po tylu turbulencjach już nigdy nie odzyska swojej pierwotnej formy, jednak uważam takie zakończenie za satysfakcjonujące. Zapewne wielu z was teraz pomyśli, że w trakcie pisania tej recenzji musiałam się mocno uderzyć w głowę, ale nie mogę zmienić zdania. Po prostu udowadnia ono, że wszelkie wojny zbierają swoje żniwa, a możliwość powodzenia misji może ściśle wiązać się z utratą czegoś (lub kogoś) w imię lepszego jutra.
Aby nie było, że jedynie rozpływam się nad fabułą, pozwolę sobie pojęczeć na temat pewnego, dość istotnego – jak dla mnie – elementu „Mrocznego duetu”. Mam tutaj na myśli Dobrobyt, w którym toczyła się jakaś część zdarzeń. Nie, nie mam za złe pani Schwab ukazania tego miasta, bo, jakby nie patrzeć, byłam go ogromnie ciekawa, ale to, co otrzymałam... Nie! Zdecydowanie nie kupowałam tego minimalizmu informacyjnego. Rozumiem, że dzięki skrawkom wspomnianych scenerii powinna zadziałać nam wyobraźnia, ale bez przesady. To tak, jakby dano nam skosztować przystawkę, a pozostałe potrawy mogliśmy jedynie powąchać, mając przy tym przewiązane czymś oczy. Nieładnie, pani Schwab, bardzo nieładnie!
„Zawsze zakładała, że będzie rozkoszować się wolnością, jednak okazało się inaczej – samotność traci swój urok, kiedy nie ma się wyboru”.
Znacie to uczucie, kiedy nie widzieliście się z dobrym znajomym jakiś szmat czasu, a gdy dochodzi do upragnionego spotkania, ciężko wam uwierzyć, iż macie do czynienia z jedną i tą samą osobą? Właśnie to przeżyłam, ponownie stykając się z Kate oraz Augustem. Wprost nie mogłam przyjąć do wiadomości, jak bardzo się zmienili!
Pragnąca dotąd tego, aby ojciec ją docenił panna Harker porzuciła swoje dotychczasowe życie i przeniosła się do Dobrobytu. To właśnie tam, pod fałszywym nazwiskiem, służyła jako pogromczyni potworów nękających tamtejszych ludzi. A pomagali jej w tym nowo poznani znajomi, którzy – dzięki swoim hakerskim zdolnościom – umieli zdobyć cenne informacje, gdzie dziewczyna umiejętnie je wykorzystywała. Natomiast pan Flynn pozostał w Mieście Prawdy, gdzie przejął dawne obowiązki swojego brata. Pochłonięty służbą (oraz obecnością kogoś, kto nie dawał mu o sobie zapomnieć), zaprzestał prób upodobnienia się do człowieka. Tym samym zniknął nieporadny Sunaj, który przyjął maskę twardego i nieustępliwego „Alfy”. Patrząc jednak przez pryzmat tego, co przeżyli i z czym aktualnie mają do czynienia, nie ma się co dziwić, iż to wpłynęło na ukształtowanie nowych tożsamości. Ale! Pomimo nabrania nowych cech osobowości, nadal tkwił w nich duch dawnego „ja”, który z czasem nabrał wyraźnych kształtów, dzięki czemu odetchnęłam z ulgą, bo nie utraciłam swoich starych, dobrych znajomych. I to się ceni! Także ogromną przemianę przeszła Ilsa, która również dostała wiele kopniaków od życia. Jak wcześniej pozostawała zamkniętą w swoim świecie Sunajką, tak teraz jej najbliżsi mieli utrudnione zadanie, aby do niej dotrzeć. Jednak czy ona naprawdę tak przeżywała to, co zgotował dla niej nieprzyjaciel? A może to była tylko gra, by zmylić przeciwnika? Tego już nie mogę zdradzić.
Jak to w życiu bywa, skoro upadnie jeden antagonista, to dość szybko znajduje się ktoś, kto z chęcią zajmuje jego miejsce. A co się z tym wiąże? Pogłębienie masakryczności strategii, która za czasów jego poprzednika nie odniosła wymarzonego skutku, by tym razem poszło jak z płatka. A kiedy współpracuje się z równie pragnącym rozlewu krwi wroga (a dokładniej jednej osoby) potworem, to raczej nic nie wskazuje na to, aby tym razem. A muszę przyznać, że oboje mieli głowy na karku, coraz lepiej grając na nosach ludziom najstarszego pana Flynna, oraz jemu samemu. Ale nie ma tego złego! Tak, wiem... dziwnie to brzmi, ale do walki dołączyła kolejna istota, która swoją postawą udowadniała, że zadarcie z nią to jak dotknięcie umazanymi paluchami stron książki kogoś, kto dba o ich wygląd. Także możecie sobie wyobrazić stopień zagrożenia, prawda?
Inaczej sprawy się miały ze znajomymi Kate, którzy zamieszkiwali Dobrobyt. Niestety Victoria Schwab przedstawiła ich jedynie powierzchownie. Cóż... Także ciężko jest mi uwierzyć w to, że są wyśmienitymi w swoim fachu mistrzami wkradania się do cudzych baz danych. Owszem, wielokrotnie posłużyli pomocną dłonią pannie Harker, ale skoro ciekawiła ich jej osoba, to jakim cudem jej nie sprawdzili? Dlaczego pozwolili się jej okłamywać? A może oni wiedzieli, kim ona jest i tylko czekali, aż sama się do tego przyzna? Ciężko to stwierdzić, ale i tak uważam ich za najsłabiej wykreowanych bohaterów. Takich, którzy zaistnieli tylko po to, by zapełnić pustkę.
Już w trakcie lektury „Okrutnej pieśni” Victoria Schwab zdołała mnie zauroczyć swoim kunsztem pisarskim, gdzie z pomocą – pozornie przeciętnych – słów zdołała wyczarować mroczny, przesycony do granic możliwości intrygami, mrożący krew w żyłach świat, ale to, co uczyniła przy „Mrocznym duecie”... Mistrzostwo! Chociaż niektóre elementy fabularne mnie parzyły, także ponownie natknęłam się na parę słynnych schematów, to i tak jestem zdania, że dopiero tutaj pokazała – według mnie – na co ją stać i że wystarczy dosłownie niewiele, aby wstrząsnąć człowiekiem, a jego emocje wcisnąć na czytelniczy rollercoaster! Pani Schwab... cóż to pani ze mną wyprawia, hę?
Co się tyczy kwestii błędów, wydawnictwo wzięło sobie do serca wypowiedzi blogerów, którzy wypominali niezbyt dokładną korektę „Okrutnej pieśni”, którzy wyraźnie sugerowali, że będą mieli na baczności poprawność tekstu w „Mrocznym duecie” (a ja byłam jednym z nich). Nie powiem, zdarzały się drobne potknięcia w postaci zagubionych półpauz w kwestiach dialogowych (lub nadprogramowych), ale cała reszta – moim zdaniem – jest nieskazitelnie czysta, za co, załogo Czwartej Strony odpowiedzialna za jakość tej książki, zasługujecie na jedno słowo: dziękuję! Taka mała rzecz, a cieszy.
Podsumowując, „Mroczny duet” wprowadza znacznie głębiej w ten mroczny, przesiąknięty okrucieństwem i walką o przetrwanie świat, nie pozostawiając nas obojętnymi na los wyimaginowanych bohaterów. Nawet nie wiadomo, kiedy zostajemy pochłonięci przez fabularnego potwora i wypluci dopiero wraz z kropką oznajmiającą koniec. Doprawdy, ciężko będzie mi się pogodzić z faktem, że nie będzie kolejnych części...
Już 20 czerwca premiera drugiej części serii Świat Verity - „Mroczny duet". Po przeczytaniu „Okrutnej pieśni" nie mogłam się doczekać, pierwszy termin premiery drugiego tomu miał być na jesieni, jednak dzięki uprzejmości wydawnictwa książka pojawi się na wakacje. Teraz dla wszystkich, którzy nie mogą się doczekać, mam przedpremierową recenzję! Zapraszam!
Od rozstania Augusta i Kate minęło sześć miesięcy. August objął stanowisko przywódcy oddziałów OSF w Prawdziwości, Kate walczy z potworami w Dobrobycie,a Sloan i Alice tworzą plan, by zaatakować siedzibę OSF i zdobyć władzę.
Tymczasem w cieniu pojawia się nowe zło, atakuje ono zarówno ludzi OSF, jaki i Sloana. Również Kate doświadcza spotkania z nowym monstrum i zostaje z nim związana w tajemniczy sposób, dodatkowo od tamtej pory zaczyna mieć wizję. W jednej z nich dostrzega Augusta i postanawia wrócić do Prawdziwości, by ostrzec swojego przyjaciela.
„Życie jest takie łatwe, kiedy można kłamać. "(*²)
AKCJA I FABUŁA
„Mroczny duet" pod względem akcji i fabuły rozwala (w sensie pozytywnym) system. Od pierwszych strony Schwab umiejętnie dawkuje napięcie,by w kulminacyjnym momencie doprowadzić do eksplozji tego, co gromadziło się przez całą książkę. Z początku książka ma trzy wątki, autorka oddzielnie opisuje los Augusta, Kate i Sloana, z czasem dopiero zaczyna łączyć je ze sobą, choć osobno też są dobrze prowadzone i nie ma jakiegoś chaosu, który mógłby się pojawić.
STYL I JĘZYK
Tu autorka odwaliła kawał dobrej roboty, język którego użyła, wciąga od samego początku. Opisy urzeczywistniają świat Verity i po wciśnięciu się w książkę, ma się uczucie udziału w wydarzeniach, które mają miejsce.
POSTACIE
AUGUST I KATE
Tych postaci nie da się oddzielnie opisać. Dlaczego? Moim zdaniem nie potrafią bez siebie funkcjonować. Szkoda, jednak, że autorka poskąpiła im większych uniesień miłosnych, bo naprawdę pasowali do siebie. Mimo tego, że oboje twierdzą, że każde z nich się zmieniło, to widać, że nie stało się to do końca.
POZOSTAŁE POSTACIE
Reszta postaci dobrze odegrała swoją rolę, choć nie które z nich (Soro, czy Alice) wypadały się niepotrzebne w tej książce. Może i w jakiś sposób urozmaicały fabułę i podkręcały akcje, ale wydaje się, że nawet gdyby ich nie było to, książka też byłaby świetna.
„Zawsze był pełen upartej nadziei.
Upartej nadziei — właśnie tak to ujął"(*³)
„Mroczny duet" wywołał u mnie ekstrakcje, napięcie, ale też pod sam koniec smutek, bo TA KSIĄŻKA NIE POWINNA SIĘ TAK SKOŃCZYĆ!! Ale, jak się skończyła, Wam nie zdradzę.
Tak jak mój szósty zmysł mi mówił, tak jak plotki odnosiły to zajebiście (*¹) napisana książka i ekscytujące zakończenie serii Świat Verity.
Teraz pozwolę sobie podsumować właśnie tą serię.
„Okrutna pieśń" wraz ze swoją drugą częścią tworzą jedną z najlepszych serii z gatunku urbanfantasty, dzieje się to dlatego, że autorka przelała na papier 110% potencjału pomysłu, jaki przyszedł jej do głowy. Moje serce zdobyła już pierwszym tomem, jednak „Mroczny duet"okazał się być tym, co na zawsze sprawiło, że Schwab stała się jedną z moich ulubionych autorek.
Ta książka złamała mi serce swoim zakończeniem. Przez cały czas czułam, że ta historia nie skończy się dobrze, recenzje w internecie też ostrzegały ale nie sądziłam że napięcie dojdzie do takiego momentu, że się popłaczę. A jednak! Nieszczęśliwa, nie mająca szans miłość łącząca Augusta i Kate została zakończona zanim się tak na dobre rozpoczęła. Moment śmierci Kate wzruszył mnie maksymalnie ale najwyższa ocena dotyczy całości a nie tylko zakończenia. Postaci są zbudowane bardzo wyraziście tak jak w części Okrutn Pieśń jednak Mroczny Duet jest o wiele bardziej krwawy, bezlitosny... Wykreowany świat bardzo mi się podobał, podziwiam autorkę za to, że jest spójna i nie ma u niej miejsca na nudę.
Na początku szczerze mówiąc było nudne jak "flaki z olejem", ale mniej więcej od połowy rozkręca się. Szkoda tylko że na koniec umiera....
Drugi tom, po "Okrutnej pieśni", opowiadający o życiu w rzeczywistości, w której potwory rodzą się jako efekt ludzkiej przemocy. W drugim tomie poznajemy nowy rodzaj potworka, nazwanego "Pożeraczem Chaosu", który nastawia ludzi przeciwko sobie i zmusza do zabijania siebie nawzajem. Kate po spotkaniu tego stwora zostaje przez niego "zarażona" i rusza za nim, by go unicestwić.
Mi osobiście dużo bardziej podobał się pierwszy tom serii. W tym w zasadzie nie dzieje się nic oprócz kolejnych rzezi. Zła ta książka nie była, wybitna też nie, ale skończyłam czytać chyba tylko ze względu na to, żeby wiedzieć, jak się ta historia skończy. Niekoniecznie dla przyjemności czytania jej.
Nie jest to zła książka, nie jest również wybitna. O ile w przypadku "Okrutnej Pieśni" miałam jakieś oczekiwania, ale również i podejrzenia, że książka może być przereklamowana (i była), tak tutaj od razu wiedziałam, żeby nie nastawiać się na cuda...
I z jednej strony miałam rację, z drugiej trochę się przejechałam...
"Mroczny Duet" jest bardzo nierówny i chaotyczny. Sporo rzeczy po prostu mi się nie kleiło. Akcja była albo praktycznie uśpiona, albo gnała jak szalona, bez większych wyjaśnień co się właściwie dzieje.
Fabuła jest opisywana z 3 punktów widzenia - Kate, Augusta i Sloana. I o ile części Sloana były zawsze nudne, to Kate i August 'byli nudni' na zmianę.
Ale na czym tak naprawdę się przejechałam? Na swojej reakcji... Mimo, że całą książkę czytałam na zasadzie "odbębnij to i miej już ten cykl za sobą", to nie byłam w stanie jej odłożyć i przeczytałam ją dosłownie za jednym zamachem.
Sporo kwestii wydawało mi się zbędnych, a inne z kolei nie były w ogóle wyjaśniane. "Okrutną Pieśń" czytałam już dłuższą chwilę temu, ale miałam wrażenie, że sporo pamiętam - ale skąd wziął się ten najnowszy potwór? To mi po prostu umknęło (albo nie było w ogóle wyjaśnione...).
Przyznam, że polubiłam Kate i Augusta i życzyłam im dobrze, ale jakoś podskórnie od razu czułam, że ta seria nie skończy się dobrze - kwestią było tylko kogo przyjdzie nam pożegnać... I to był największy minus tej książki - nie samo zakończenie, ale to, że od razu wiedziałam, jak to będzie wyglądać... Bo jednak chyba lepiej gdy czytelnik nie spodziewa się zwrotu akcji?
Nie jest to najsłabsza seria młodzieżowa jaką czytałam, ale wiem, że nie będę sobie zaprzątać nią głowy. A po takim zakończeniu, autorka chyba chciała nieco wstrząsnąć czytelnikiem? Cóż - może ja jestem już za stara, ale na mnie ten chwyt nie podziałał. Ten cykl to takie książki do przeczytania na raz. I tak właśnie je traktuję - było (względnie) miło, ale się skończyło.
Potwory wróciły. Nie spodziewałam się, że do tego stopnia wciągną mnie powieści z gatunku urban fantasy. Zazwyczaj jestem sceptycznie nastawiona, a tu okazało się, że całkiem niesłusznie. Autorka stworzyła świat pełen zagrażających życiu ludzkiemu stworów, połączyła niezwykłą przyjaźnią Kate, córkę pana z Miasta Północy z Augustem, synem pana Miasta Południowego. I chociaż początki ich znajomości nie były łatwe, to znaleźli wspólny język, wspólny cel i wspólnego wroga.
Akcja "Mrocznego duetu" rozpoczyna się pół roku po zakończeniu "Okrutnej pieśni". Kate mieszka w Dobrobycie i jest okrutną, bezwględną łowczynią. August wraca do domu i jest przywódcą. Ich drogi rozchodzą się, ale nie potrafią o sobie zapomnieć. W mieście pojawia się nowy potwór - Pożeracz Chaosu. Zagraża on nie tylko ludziom, ale też potworom. Kiedy Kate odkrywa jego istnienie, ucieka ze swojej bezpiecznej przystani i pragnie go unicestwić. August nie spodziewa się powrotu córki Harkera, tym bardziej że Sloan wbrew powszechnie panującej opinii żyje, ma się całkiem nieźle i planuje atak na OSF. Poza nim pojawia się jeszcze jeden Malchaj, a w zasadzie Malchajka - Alice, którą stworzyła... Kate. Oczywiście dziewczyna o tym nie wie, więc przeżywa niemały szok, kiedy stają oko w oko podczas jednej z bitw.
Trudno wyczuć, kto z kim walczy. Następuje przetasowanie ról, żołnierze zabijają swoich kolegów z tego samego oddziału, potwory czyhają na ludzi, a ludzie nie potrafią odpowiedzieć sobie na pytanie, kto tak naprawdę im zagraża. Wydaje się, że Pożeracz Chaosu jest potworem niemal idealnym, bo przy niewielkim nakładzie sił wprowadza ogromne zamieszanie i wzbudza chęć do walki. Przenika do głębi i potrafi patrzyć oczyma tych, których zaatakował. Jeden z bohaterów ma z nim zbyt bliskie spotkanie. Jakie poniesie w związku z tym konsekwencje?
Calluma Harkera już nie ma, a Flynn, chociaż słaby i schorowany, to stara się dalej wypełniać swoją misję. Ryzykuje swoje zdrowie i życie, żeby rozwiązać konflikty i przywrócić stary porządek. Kate i August podchodzą nieufnie do nowej sytuacji, jednak gdy zostają sami, to przypominają sobie o relacji, która ich łączyła. Powraca dawna swoboda, sposób, w jaki rozmawiali, znów czytają w swoich myślach. Martwią się o siebie, troszczą się o swój komfort.
Victoria Schwab pisze świetnie, ma niesamowitą wyobraźnię, więc te dwie powieści czyta się naprawdę dobrze. Może nie do końca przekonał mnie sposób prowadzenia akcji, myślałam, że to nowy potwór odegra kluczową rolę, a tak się niestety nie stało. Zabrakło mi rozbudowania wątku Ilsy, która przez całą powieść się jedynie przemyka, a także Alice, która ma niezwykły, a w zasadzie niezwykle niewykorzystany potencjał. I chociaż odgrywa kluczową rolę w finale, to jednak w książce jej obecność jest niewielka. A szkoda. Za to fantastycznym potworem okazuje się Soro. Przekonuje mnie do siebie w tych momentach, w których wykazuje się wyrozumiałością i uczuciowością, a przecież potwory nie czują, a już na pewno nie czują w ten sposób, co ludzie.
Zakończenie zaskakuje, może wręcz zniesmacza i zasmuca. I nie jest to zakończenie, którego spodziewałabym się po finale serii. Może dlatego, że lubię oczywiste i piękne happy endy, a Victoria Schwab zupełnie nie to zaserwowała swoim czytelnikom. Jednak doceniam pomysł i myślę, że tym nieoczywiście pozytywnym finałem, wybrnęła w jedyny możliwy sposób z wydarzeń, które przeplatały się przez prawie 1000 stron w obu powieściach.
Polecam, świetna powieść dla młodszych i starszych czytelników, zwłaszcza tych, którzy lubują się w książkach tego gatunku. Dodatkowo uważam, że nie sposób nie wspomnieć o przepięknym wydaniu, cudownych okładkach, ładnie poskładanym wnętrzu. Niby nie ocenia się książki po okładce, ale jak wspaniale czyta się takie wydawnicze cudowności!
Autorka bestsellerowego „Niewidzialnego życia Addie LaRue” przedstawia niesamowitą opowieść o uniwersum, w którym ludzkie dusze spoczywają...
Życie – takie, jakim jest naprawdę – to walka nie między złym a dobrym, lecz między złym, a jeszcze gorszym. Victor i Eli poznali się na studiach...
Przeczytane:2018-07-16, Ocena: 4, Przeczytałam, Mam,
Więcej na : http://tygrysica.tumblr.com/ oraz https://www.instagram.com/tygrysicaa/
Od dłuższego czasu zastanawiam się co mam powiedzieć o „Mrocznym duecie” i szczerze powiedziawszy dalej nie mam pojęcia. Na początku było mi strasznie ciężko w ogóle wciągnąć się w tą historię, bo przez dobre pół książki nie działo się nic interesującego. Bohaterowie tylko zabijali potwory, a wszystkie inne wątki były spychane na dalszy tor i w konsekwencji tego często pozostawały bez wyjaśnienia, jakby autorka nagle traciła nimi zainteresowanie. Na szczęście w mniej więcej połowie, po przekroczeniu jakieś magicznej bariery, wreszcie zostajemy wrzuceni w wir wydarzeń. Od tego momentu fabuła zaczyna się rozkręcać, pojawia się coraz więcej zaskakujących zwrotów akcji, a Prawdziwość wreszcie zaczyna zasługiwać na miano miasta potworów. Jednak prawdziwych emocji dostarcza dopiero zakończenie „Mrocznego duetu”. Wierzcie lub nie, ale takiego obrotu spraw naprawdę nie można było przewidzieć.
„Życie jest takie łatwe, kiedy można kłamać."
Bohaterowie stworzeni przez Schwab to postacie, których trudno nie polubić. Autorka w ich przypadku naprawdę się postarała i stworzyła ciekawe, wyraziste i niezwykle realne postacie, które przez znaczną część książki pod wpływem różnych okoliczności przechodzą wewnętrzną przemianę. Na uznanie zasługuje także styl autorki. Język jakim się posługuje jest prosty, aczkolwiek niezwykle przyjemny i obrazowy. Czytając wewnętrzne monologi głównych bohaterów można poczuć targające nimi emocje. Bardzo spodobał mi się również pomysł z wykorzystaniem poezji współczesnej.
Niewątpliwym plusem tej dylogii jest też jej piękne wydanie. Każdy, nawet najmniejszy szczegół jest tutaj idealnie dopracowany. Widać, że wydawnictwo naprawdę się postarało.
„Zawsze zakładała, że będzie się rozkoszować wolnością, jednak okazało się inaczej- samotność traci swój urok, kiedy nie ma się wyboru. "
Podobnie jak w przypadku „Okrutnej pieśni” gdy przymkniemy oko na nużący początek odkryjemy, że Victoria Schwab wykreowała mroczny i intrygujący świat bez oczywistych schematów. Więc jeśli pokochaliście pierwszy tom „Świata Verity” to myślę, że się nie zawiedziecie i „Mroczny duet” również przypadnie Wam do gustu. Przygotujcie się jednak na to, że zakończenie Was powali, a ostatnie rozdziały niesamowicie zaskoczą.
Aleksandra
Wszystkie cytaty pochodzą z książki „Mroczny duet” autorstwa Victorii Schwab.