Miasto między Zabrzem a Rybnikiem. Niedaleko stąd do Toszka, niemieckiego Tost, z wielkim domem wariatów. W latach wojny był tam obóz jeniecki dla Anglików. Uwieczniają go co najmniej trzy książki. Jedną z nich napisał sir P.G. Wodehouse. Potem funkcjonowało więzienie NKWD. Trzy tysiące ofiar. Tego się z Kundli nie dowiemy. Minęło ćwierć wieku. Miasto jest wysypiskiem rozbitków. Niepełne rodziny, podwójne tożsamości, poharatane dusze. Śląscy autochtoni, przesiedleńcy z Kresów, Żydzi, Romowie, Niemcy. A nad tym wszystkim – instancja narracyjna, która widzi wszystko osobno. Bo scalić się tego nie da. To miejsce, gdzie pękła więź języka i świata, gdzie króluje niekonkluzywność, a w codzienności otwiera się egzystencjalna otchłań. Proza Groniec balansuje na skraju tej przepaści - zwykłej i niezwykłej zarazem - ze sprawnością literackiego ucha i jezyka, jakiej zazdrości się nie tylko debiutantom. / Eliza Kącka
Wydawnictwo: Nisza
Data wydania: 2023-03-15
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 128
Język oryginału: polski
To już czwarta książka z pięciu nominowanych w tym roku do nagrody Gombrowicza. A ja mam wrażenie, że czwarty raz czytam tę samą książkę. Każda z nich w poetycki (absolutnie żaden powieściowy, fabularny) sposób opowiada o ludziach w Polsce wykluczonych - takim, którym w życiu nie wyszło, o biednych, głodnych, niewykształconych, chorych (z niepełnosprawnością fizyczną lub psychiczną), bezradnych, nieszczęśliwych itp. U Groniec to o ludziach ,,skundlonych" - nie moje określenie, tylko autorki. Słowo ,,kundel" w odniesieniu do jakiejkolwiek osoby nie niesie w sobie nic, co byłoby naznaczone szacunkiem. W naszym języku jest to określenie o mocno negatywnym zabarwieniu. Bohaterowie Groniec to (zgodnie z jej nazewnictwem) takie sobie istoty, które żyją, bo żyją, każdy ma jakąś historię, ale nikogo to nie obchodzi (Groniec obchodzi) i, z góry z racji środowiska, z którego pochodzą skazani na niepowodzenia życiowe. Tym razem to mieszkańcy Śląska, małej miejscowości Toszek. Ważną rolę oczywiście odgrywa tygiel kulturowy - Ślązacy, Niemcy, Żydzi, Romowie. Ich historie są fragmentaryczne, rozrzucone na kartach tej książki w porządku, który rozumie pewnie tylko autorka i trzeba je sobie poskładać. A najlepiej robić notatki i po zakończeniu książki przeczytać ją jeszcze raz. Mnie się one jakoś ułożyły, ale nie przyczyniło się to do większego docenienia tego zbioru epizodów z życia wielu bohaterów.
Po tych ,,gombrowiczowskich" literackich nominacjach, gdybym nie mieszkała w Polsce miałabym obraz kraju ,,nędzy i rozpaczy", zamieszkanego przez ludzi nieszczęśliwych, bez szans, bez możliwości, gdzie bieda wyłazi z każdego kąta, a co najmniej połowa społeczeństwa to niewykształceni potencjalni kryminaliści lub pacjenci szpitali psychiatrycznych. O co tym debiutantom chodzi? Nie rozumiem!
Katarzyna Groniec kojarzy mi się z osobą subtelną i jednocześnie charakterną. I taka też wydała mi się ta książka. Mnóstwo jest w niej delikatności i poetyckości, co nie wyklucza dosłowności czy wręcz dosadności. Autorka prowadzi nas przez losy mieszkańców miasteczka na Śląsku, czym pokazuje wielokulturowość miejsca, rys charakterologiczny bohaterów i ogólną specyfikę miasteczka. Czytało mi się to szybko i z ciekawością, chociaż Śląsk jest dla mnie zupełnie nieznany, żeby nie powiedzieć, że egzotyczny. Katarzyna Groniec traktuje opisane osoby z ogromną czułością, ale również nie wybiela ich i nie upiększa. Charakter książki wydał mi się podobny do nagrodzonej Nike powieści Zyty Rudzkiej, z tym że "Kundle" są napisane w stylu zdecydowanie bardziej literackim. Dla mnie było to bardzo ciekawa lektura i sprawiła mi sporo przyjemności.
Przeczytane:2025-03-28, Ocena: 4, Przeczytałam, Mam, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2025 roku, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu - edycja 2025, Insta challenge. Wyzwanie dla bookstagramerów 2025,
Bohaterami książki są osoby niejako odrzucone przez społeczeństwo, przez chorobę, pochodzenie czy inność. Są oni jak tytułowe "kundle" błąkające się po świecie, niczyje, wyobcowane. Łączy ich Śląsk i okolice Toczka. Spotkamy tu Żydów, Niemców, Rumunów, Polaków i Ślązaków z ich wyjątkową gwarą czy godką...
Nie ma tu konkretnego odniesienia w czasie. Historia toczy się w XX wieku meandrując to tu to tam...tak, że właściwie ciężko się połapać. Postacie i ich losy czasem splatają się ze sobą, czasem wracają w przeszłość, czasem w przyszłość i tak ciężko mi było to ostatecznie połączyć.
Książka nie jest długa...ma raptem 126 stron. Nie da się jej przeczytać szybcikiem, w biegu...trzeba się nad nią głębiej pochylić.
Sama nie wiem kto tutaj jest narratorem, czy to ta Cisza, czy któryś z bohaterów, czy jeszcze ktoś lub coś innego.
Wiecie, ja chyba nie dojrzałam jeszcze do tego typu lektur....one mają jakiś głębszy metafizyczny sens, przy którym wymiękam. Nie wszystko jest dla mnie zrozumiałe.
Jednak doceniam fakt, iż jest to debiut Pani Katarzyny, która na codzień zajmuje się muzyką i został nominowany do kilku nagród...niewątpliwie coś w tym jest..tylko,że ja jeszcze tego czegoś nie dostrzegam. Może kiedyś, za jakiś czas, jak na razie czyje jakiś taki dyskomfort.