Dowód życia

Ocena: 5.33 (3 głosów)

Pełna świadomość, brak władzy nad ciałem Skazany na śmierć przez lekarzy i rodzinę Miał 24h, aby udowodnić, że żyje Kiedy własne ciało staje się śmiertelną pułapką... Praktycznie rzecz biorąc, on już nie żyje - ocenili lekarze, wnioskując o odłączenie Richarda Marsha od aparatury podtrzymującej życie. Jego żona Lili poprosiła o jeszcze jeden dzień do namysłu… Lekarze byli w błędzie - Richard żył i był w pełni świadomy wszystkiego, co się działo. W wyniku udaru utracił jednak zupełnie władzę nad własnym ciałem i możliwość jakiejkolwiek komunikacji ze światem zewnętrznym. W beznadziejnej sytuacji, skazany na śmierć, rozpoczął desperacką walkę o życie… Trzymająca za gardło prawdziwa historia, którą czyta się jak thriller. Mocny głos w debacie nad granicami współczesnej medycyny. Budujące świadectwo niepojętej siły przetrwania. Historia, która nigdy nie pozwoli o sobie zapomnieć!

Informacje dodatkowe o Dowód życia:

Wydawnictwo: WAM
Data wydania: 2015-06-07
Kategoria: Biografie, wspomnienia, listy
ISBN: 978-83-277-0188-6
Liczba stron: 276

więcej

Kup książkę Dowód życia

Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Cytaty z książki

Na naszej stronie nie ma jeszcze cytatów z tej książki.


Dodaj cytat
REKLAMA

Zobacz także

Dowód życia - opinie o książce

Avatar użytkownika - natanna
natanna
Przeczytane:2019-03-10,



Kiedy leżałem w szpitalu, a później w Ośrodku i w Care Meridian, moi bliscy buszowali po księgarniach w poszukiwaniu jakichś - jakichkolwiek - informacji na temat, czego mogą się spodziewać w nadchodzących miesiącach. Za każdym razem wracali z pustymi rękami. Przeszukiwania internetu okazywały się również frustrujące. Między innymi dlatego napisałem te książkę. To mój osobisty przewodnik, pisany z perspektywy człowieka patrzącego z wnętrza ciała na zewnątrz i z perspektywy bliskich mu osób, które usiłują zajrzeć do wnętrza.
Napisałem ją także po to, ażeby upowszechnić wiedzę na temat tego problemu. U ilu pacjentów z zespołem zamknięcia mylnie zdiagnozowano śmierć mózgu, uznano ich za "warzywa" i odłączono aparaturę podtrzymującą życie? Lekarze i krewni powinni mieć świadomość, że zanim wyciągnie się wtyczkę, zawsze trzeba sprawdzić jeszcze raz. A potem jeszcze raz i jeszcze raz, i jeszcze... [*]

          Richard Marsh był aktywnym, pełnym sił witalnych,  sześćdziesięciolatkiem. Trzy razy w tygodniu bywał w siłowni a jego hobby była jazda na motorze. I nagle, wskutek udaru mózgu znalazł się sytuacji, gdy sam posiadając świadomość tego co się z nim i wokół niego dzieje nie potrafił, wskutek totalnego paraliżu całego organizmu, z nikim nawiązać kontaktu. Najgorsza w tym czego doświadczył była własna bezsilność, towarzysząca w pierwszych dwudziestu czterech godzinach sytuacji w jakiej się znalazł. Lekarze przekonani o śmierci pnia mózgu zasugerowali rodzinie, by odłączyć go od respiratora, który umożliwiał mu oddychanie a on w żaden sposób nie potrafił dać znaku, że żyje. Oczekując, jak na wyrok, na decyzję żony w zasadzie nawet pogodził się już ze śmiercią i w sumie  z przykrością przyjął, gdy poinformowała lekarzy, że rodzina nie wyraża zgody na odłączenie go od tego urządzenia. Ale, gdy w pewnym momencie okazało się, że może mrugać oczyma a co za tym idzie nawiązać kontakt z otoczeniem, które otrzymało sygnał, że w tym bezwolnym  ciele jednak ktoś jest wstąpił w niego nowy duch, duch walki o powrót do życia......nawet gdyby się okazało iż nigdy nie powróci do dawnej sprawności i może życie spędzi na wózku. 
          Richard Marsh przebył długa drogę, naznaczoną ogromnym wysiłkiem połączonym z cierpieniem i chwilami zwątpienia w powodzenie. Dzięki jednak lekarzom, rehabilitantom oraz niezwykłemu hartowi ducha i wsparciu najbliższych, wpierw poruszając się na wózku, później z balkonikiem a wreszcie z laską aż w końcu i ją zamknął w lamusie, zaczął poruszać się samodzielnie. To był ogromny zespołowy sukces a Richard miał ogromne szczęście w swym nieszczęściu, że w pewnym momencie lekarz dostrzegł w jego nieruchomych oczach coś co sprawiło, że wezwał do pomocy neurologicznego konsultanta, który po nawiązaniu z nim "mrugającego" kontaktu oznajmił : "Wydaje mi się, że tam ktoś jest."[ **]
          Książka "Dowód życia" przyciągnęła mój wzrok swym wymownym okiem na okładce, gdy przeglądałam zawartość regaliku z książkami w sypialni, w której miałam spać w czasie wizyty u krakowskiej rodziny mojego męża. Jak to ze mną bywa nim przyłożyłam głowę do poduszki musiałam zobaczyć jakie też książki obok łóżka można znaleźć, a gdy zobaczyłam tę i poczytałam informacje zawarte na okładkach od razu ją sobie odłożyłam, by pożyczyć. I nie zawiodłam się. Książkę, która zawiera szczegółowy i bardzo rzeczowy zapis wydarzeń i odczuć jakich doświadczał  współtwórca a zarazem bohater książki od momentu zaistnienia choroby aż do wyzdrowienia czyta się jak  świetny, trzymający przez długi czas w napięciu thriller medyczny. A poza tym jest w niej mowa o sile uczuć rodzinnych, o oddaniu i wzajemnej serdeczności wynikającej z miłości, która potrafi przezwyciężać największe problemy i nigdy się nie poddaje. 
A na dodatek czytając ją poznajemy system opieki zdrowotnej w Ameryce, który nie pozbawiony jest bezduszności  i przedmiotowego traktowania pacjenta mimo horrendalnych kosztów leczenia.
            Polecam to emocjonujące studium przypadku człowieka zamkniętego przez długie godziny we własnym ciele, które pobudza również do refleksji nad własnym życiem, jego kruchością i nieprzewidywalnością zdarzeń, których bohaterem przecież każdy stać się  może. Warto przeczytać. 


___________________________________
* R.Marsh J.Hudson, Dowód życia, przeł. Z. Kasprzyk, WAM, 2015 r., str.272
** tamże, str.133

Link do opinii
Avatar użytkownika -

Przeczytane:2016-07-25, 52/2016,



Kiedy leżałem w szpitalu, a później w Ośrodku i w Care Meridian, moi bliscy buszowali po księgarniach w poszukiwaniu jakichś - jakichkolwiek - informacji na temat, czego mogą się spodziewać w nadchodzących miesiącach. Za każdym razem wracali z pustymi rękami. Przeszukiwania internetu okazywały się również frustrujące. Między innymi dlatego napisałem te książkę. To mój osobisty przewodnik, pisany z perspektywy człowieka patrzącego z wnętrza ciała na zewnątrz i z perspektywy bliskich mu osób, które usiłują zajrzeć do wnętrza.
Napisałem ją także po to, ażeby upowszechnić wiedzę na temat tego problemu. U ilu pacjentów z zespołem zamknięcia mylnie zdiagnozowano śmierć mózgu, uznano ich za "warzywa" i odłączono aparaturę podtrzymującą życie? Lekarze i krewni powinni mieć świadomość, że zanim wyciągnie się wtyczkę, zawsze trzeba sprawdzić jeszcze raz. A potem jeszcze raz i jeszcze raz, i jeszcze... [*]

          Richard Marsh był aktywnym, pełnym sił witalnych,  sześćdziesięciolatkiem. Trzy razy w tygodniu bywał w siłowni a jego hobby była jazda na motorze. I nagle, wskutek udaru mózgu znalazł się sytuacji, gdy sam posiadając świadomość tego co się z nim i wokół niego dzieje nie potrafił, wskutek totalnego paraliżu całego organizmu, z nikim nawiązać kontaktu. Najgorsza w tym czego doświadczył była własna bezsilność, towarzysząca w pierwszych dwudziestu czterech godzinach sytuacji w jakiej się znalazł. Lekarze przekonani o śmierci pnia mózgu zasugerowali rodzinie, by odłączyć go od respiratora, który umożliwiał mu oddychanie a on w żaden sposób nie potrafił dać znaku, że żyje. Oczekując, jak na wyrok, na decyzję żony w zasadzie nawet pogodził się już ze śmiercią i w sumie  z przykrością przyjął, gdy poinformowała lekarzy, że rodzina nie wyraża zgody na odłączenie go od tego urządzenia. Ale, gdy w pewnym momencie okazało się, że może mrugać oczyma a co za tym idzie nawiązać kontakt z otoczeniem, które otrzymało sygnał, że w tym bezwolnym  ciele jednak ktoś jest wstąpił w niego nowy duch, duch walki o powrót do życia......nawet gdyby się okazało iż nigdy nie powróci do dawnej sprawności i może życie spędzi na wózku. 
          Richard Marsh przebył długa drogę, naznaczoną ogromnym wysiłkiem połączonym z cierpieniem i chwilami zwątpienia w powodzenie. Dzięki jednak lekarzom, rehabilitantom oraz niezwykłemu hartowi ducha i wsparciu najbliższych, wpierw poruszając się na wózku, później z balkonikiem a wreszcie z laską aż w końcu i ją zamknął w lamusie, zaczął poruszać się samodzielnie. To był ogromny zespołowy sukces a Richard miał ogromne szczęście w swym nieszczęściu, że w pewnym momencie lekarz dostrzegł w jego nieruchomych oczach coś co sprawiło, że wezwał do pomocy neurologicznego konsultanta, który po nawiązaniu z nim "mrugającego" kontaktu oznajmił : "Wydaje mi się, że tam ktoś jest."[ **]
          Książka "Dowód życia" przyciągnęła mój wzrok swym wymownym okiem na okładce, gdy przeglądałam zawartość regaliku z książkami w sypialni, w której miałam spać w czasie wizyty u krakowskiej rodziny mojego męża. Jak to ze mną bywa nim przyłożyłam głowę do poduszki musiałam zobaczyć jakie też książki obok łóżka można znaleźć, a gdy zobaczyłam tę i poczytałam informacje zawarte na okładkach od razu ją sobie odłożyłam, by pożyczyć. I nie zawiodłam się. Książkę, która zawiera szczegółowy i bardzo rzeczowy zapis wydarzeń i odczuć jakich doświadczał  współtwórca a zarazem bohater książki od momentu zaistnienia choroby aż do wyzdrowienia czyta się jak  świetny, trzymający przez długi czas w napięciu thriller medyczny. A poza tym jest w niej mowa o sile uczuć rodzinnych, o oddaniu i wzajemnej serdeczności wynikającej z miłości, która potrafi przezwyciężać największe problemy i nigdy się nie poddaje. 
A na dodatek czytając ją poznajemy system opieki zdrowotnej w Ameryce, który nie pozbawiony jest bezduszności  i przedmiotowego traktowania pacjenta mimo horrendalnych kosztów leczenia.
            Polecam to emocjonujące studium przypadku człowieka zamkniętego przez długie godziny we własnym ciele, które pobudza również do refleksji nad własnym życiem, jego kruchością i nieprzewidywalnością zdarzeń, których bohaterem przecież każdy stać się  może. Warto przeczytać. 


___________________________________
* R.Marsh J.Hudson, Dowód życia, przeł. Z. Kasprzyk, WAM, 2015 r., str.272
** tamże, str.133

Link do opinii
Avatar użytkownika - jeke5
jeke5
Przeczytane:2015-06-08, Ocena: 6, Przeczytałam,
Richard Marsh przez 25 lat pracował jako policjant w Napa Valley w Kalifornii, w Cape Cod w Massachusetts i jako szeryf Clay County w Nebrasce. Pomimo niebezpiecznej pracy bez uszczerbku na zdrowiu udało mu się przejść na emeryturę w wieku 55 lat i poświęcić swój czas na spokojniejsze zajęcia: pracę w niepełnym wymiarze godzin w szkole średniej ucząc kryminalistyki, czytanie książek, granie na gitarze, przejażdżki harleyem, ćwiczenia na siłowni i uprawę ogródka. Zdrowie było dla niego najważniejsze i zawsze o nie dbał. Ćwiczył ciało i zdrowo się odżywiał. Nie przypuszczał, że po wielu latach narażania swojego życia zawodowo tak naprawdę stanie oko w oko ze śmiercią rano w swoim domu, a jego wysportowane ciało stanie się jego najgroźniejszym wrogiem. Richard Marsh rano, zaraz po wyjeździe żony Lili do pracy dostał udaru niedokrwiennego mózgu. Stracił panowanie nad swoim ciałem, nie kontrolował go, nie mógł porozumiewać się z otoczeniem w żaden sposób, nie poruszał nawet gałkami ocznymi, przestał samodzielnie oddychać i przełykać ślinę. Przy życiu podtrzymywała go aparatura medyczna. Dla rodziny i personelu medycznego był nieprzytomny, był jak,, warzywo,, ale tak naprawdę wciąż żył i był wszystkiego świadomy. Nadal słyszał, widział to co było w zasięgu nieruchomych oczu, czuł zapachy i ból. Na obwolucie książki wydawca napisał, że tę prawdziwą historię czyta się jak thriller i całkowicie się z tym zgadzam, bo to co przeżywał Richard Marsh jest przerażające, jak pogrzebanie żywcem. Był zamknięty w swoim ciele, które nie funkcjonowało i patrzył od ,,wewnątrz,, na to co przeżywa jego żona, córki, przyjaciele. Bliscy natomiast próbowali dostrzec jego świadomość, wnętrze, odnaleźć jakiś okruch życia, który dałby im nadzieję, że do nich wróci. Lekarze poinformowali rodzinę, że ciało Richarda ,,przestało działać, funkcje organów wewnętrznych podtrzymywane są mechanicznie, a mózg właściwie już się wyłączył, ponieważ nie dostawał tlenu,, i zaproponowali odłączenie go od maszyn podtrzymujących życie. Nie zdawali sobie sprawy, że pacjent ma zespół zamknięcia, że nadal myśli. Słyszał, że chcą go odłączyć, zabić, KRZYCZAŁ, aby tego nie robili, ale nikt go nie słyszał. Żona Lili- zawodowa pielęgniarka poprosiła o czas do namysłu, a Richard musiał zrobić coś, aby dać bliskim znak, że wciąż żyje, myśli o nich, kocha... Ilu pacjentów z zespołem zamknięcia zostało uznanych za ,,rośliny,, i odłączonych od aparatury podtrzymującej życie? Medycyna nie zna odpowiedzi na wszystko, wciąż się rozwija, a przykład Richarda Marsha pokazał, że są jeszcze niezbadane obszary i człowiek może w nadludzki sposób walczyć o przetrwanie. Bohaterowi tej prawdziwej historii udało się, a przy pomocy Jeffa Hudsona napisał książkę i podzielił się swoimi bardzo intymnymi przeżyciami z innymi ku przestrodze. Przeczytajcie tę wspaniałą książkę, zapewniam że nie oderwiecie się od niej dopóki nie poznacie całej historii Richarda Marsha. http://magiawkazdymdniu.blogspot.com
Link do opinii
Avatar użytkownika - Karou22
Karou22
Przeczytane:2016-03-20, Ocena: 6, Przeczytałam,
Avatar użytkownika - agusia97
agusia97
Przeczytane:2015-09-20, Ocena: 4, Przeczytałam, 52 książki 2015, Mam,
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Katar duszy
Joanna Bartoń
Katar duszy
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Klubowe dziewczyny 2
Ewa Hansen ;
Klubowe dziewczyny 2
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy