Cinder to hit, który zachwycił czytelników na całym świecie. Ta baśniowo-futurystyczna adaptacja opowieści o Kopciuszku zachwyca, wprawia w osłupienie, porusza i oczarowuje, a imponująca wizja świata odmalowana piórem Marissy Meyer na zawsze zapisze się w historii literatury.
Ulice Nowego Pekinu zapełniają ludzie i androidy. Szaleje śmiertelna zaraza. Bezlitośni księżycowi ludzie patrzą z kosmosu, czekając na swoją okazję. Nikt nie wie, że los ziemi spoczywa w rękach jednej dziewczyny…
Cinder, utalentowana mechanik, jest cyborgiem. Tym samym należy do obywateli drugiej kategorii. Jej przeszłość to tajemnica. Macocha jej nienawidzi i wini ją za chorobę przyrodniej siostry. Ale kiedy jej życie splątuje się z życiem przystojnego księcia Kaia, Cinder nagle wpada w sam środek międzygalaktycznej wojny i doświadcza zakazanego zauroczenia. Rozdarta pomiędzy obowiązkiem a pragnieniem wolności, lojalnością a zdradą, musi odkryć prawdę o swojej przeszłości, by uratować przyszłość świata.
Przeczytaj także Bez serca Marissy Meyer – ekscytujący prequel Alicji w Krainie Czarów.
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Data wydania: 2017-11-22
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 450
Tytuł oryginału: Cinder
Są książki, do których czasem wracamy. Niezależnie od tego czy przez sentyment, czy z sympatii. Dla mnie taką książką jest właśnie "Cinder", którą jak na razie czytałam dwukrotnie.
Jest to historia Kopciuszka w dość futurystycznej wersji. Autorka zabiera nas do Nowego Pekinu, w którym żyje tytułowa bohaterka. Na świecie szaleje śmiertelna zaraza, a bezlitośni Księżycowi śledzą wydarzenia na ziemi, czekając na okazję, która pozwoli przejąć im władzę na Ziemi.
Cinder jest uzdolnionym mechanikiem, jednak na jakość jej życia wpływa fakt, że jest cyborgiem. To powoduje, że w swojej społeczności spotyka się z niechęcią i dyskryminacją, ponieważ należy do obywateli drugiej kategorii. Jej przeszłość jest owiana tajemnicą, a macocha Cinder darzy ją dozgonną nienawiścią oraz wini ją za chorobę przyrodniej siostry. Jednak w pewnym momencie jej życie odmienia się za sprawą księcia Kaia, przez co dziewczyna wpada w sam środek międygwiezdnych intryg. W pewnym momencie nasza główna bohaterka musi wybrać między lojalnością wobec swojego władzy i kraju a pragnieniem wolności.
Kiedy czytałam po raz pierwszy tą historię bardzo przypadła mi do gustu. Wtedy potrzebowałam właśnie takiej lekkiej i niewymagającej lektury, przy której nie będę musiała się wysilać. Dlatego też, gdy już zdecydowałam się na powrót po latach to miałam wobec niego ogromne oczekiwania. I faktycznie powyższa powieść okazała się być świetną rozrywką. Jednak tym razem do powyższej książki podeszłam dużo bardziej krytycznie, a co za tym idzie jej treść bardzo mnie zaskoczyła.
To co mi się podobało to pomysł na nową wersję baśni, świat oraz głównego antagonistę (i bynajmniej nie jest nią macocha Cinder). Jednakże ze zdziwieniem odkryłam, że cała ta historia jest dużo bardziej banalna i przewidywalna niż to pamiętałam.
Zacznijmy od relacji Cinder i księcia Kaia.
Tych dwoje poznaje się w warsztacie Cinder, kiedy to Kai przychodzi do niej w sprawie naprawy swojego androida. Książę zauroczył się dziewczyną praktycznie od razu i niebawem zaprasza ją na bal. Odniosłam wrażenie, że książę zachowuje się jak chłopczyk z ludu, który dopiero co wkracza w okres dojrzewania i tak naprawdę myśli tylko jedną częścią ciała - z tą tylko różnicą, że jest to ubrane w romantyczną i naiwną historię. Kai myśli o Cinder tylko w kontekście balu, jakby interesowało go tylko, aby pokazać się z nią wśród ludzi i zagwarantować sobie spokój od innych dziewczyn walczących o jego uwagę. No i, żeby nie było, że ceni ją tylko za wygląd co jakiś czas stwierdza, że jest najlepszym mechanikiem w okolicy - tak jakby to była jedyna jej zaleta.
To wszystko sprawiło, że odniosłam wrażenie, że cała relacja Cinder i Kaia jest mocno naciąganą wydmuszką, za którą nic nie idzie. W końcu przez większość powieści ona do niego wzdycha, a on usiłuje zaprosić ją na bal - zadziwiające jest to, że w ich relacji niewiele więcej się dzieje.
Ochrona kraju i rodziny królewskiej.
Miałam wrażenie, że autorka w budowie całej tej historii zapomniała o uwzględnieniu obronności nie tylko Wschodniej Wspólnoty, ale również Ziemi. W całej tej historii praktycznie nie ma wzmianki o żadnym wojsku czy służbach specjalnych Ziemian. To zadziwiające, że wszystkie wspólnoty, które zawiązały się po IV wojnie światowej ufają sobie na tyle, że nie mają wojsk i uzbrojenia - a przynajmniej nigdzie o tym nie wspomniano. Odniosłam wrażenie, że autorka wszystko oparła na dyplomacji, która i tak mocno kuleje.
Poza tym przynajmniej kilkakrotnie wspomniano o tym jak duże zagrożenie stanowi królowa Księżycowych. Jednak w kontekście konfliktu z ludem z Księżyca nadal mowa jest tylko działaniach dyplomatycznych. Zero uzbrajania się i szkolenia wojsk czy chociażby agentów specjalnych wykrywających Kiężycowych ukrywających się na ziemi - tak jakby postawiono wszystko na jedną bardzo marną kartę. Naprawdę zadziwiające.
Dodatkowo jeżeli chodzi o ochronę księcia Kaia...no cóż. Ona leży i kwiczy tak samo mocno jak obronność zarówno Wschodniej Wspólnoty, jak i Ziemi. Aż dziw, że chłop się uchował. Kai - pomimo całego tego zamieszania, które dzieje się wokół wszędzie łazi sam. To znaczy niby w największej konspiracji, ale nadal hasa samopas jak zwyczajny nastolatek. I niby wspomina, że ochrona zawsze wie gdzie jest, ale nigdy nic nie zagroziło jego bezpieczeństwu - nawet najmniejsze zamieszki czy atak jakiegoś wrogo nastawionego poddanego.
A skoro jesteśmy już przy księciu Kaju to przyjrzyjmy mu się nieco bliżej...
Kai jest najważniejszą osobą we Wschodniej Wspólnocie - szczególnie po śmierci jego ojca. Dodatkowo można się domyśleć, że jest jedynym dzieckiem swojego ojca, a co za tym idzie jedynym dziedzicem oraz następcą tronu. Mimo to tak jak wspomniałam wyżej sam wybiera się na eskapady po mieście (a przynajmniej tak można wywnioskować z tekstu) i na to wygląda, że dobrze je zna, skoro odnajduje stragan mechanika w jakiejś małej uliczce miasta. Pałacowa ochrona i doradcy księcia się nie mieszają w jego sprawy, zatem książę właściwie robi co chce, czyli chadza swoimi drogami i niewiele przejmuje się sprawami swojego kraju. Mam wrażenie, że Kai na wszystko reaguje doraźnie, a co za tym idzie oddaje odpowiedzialność za swoich poddanych innym ludziom - a to samo w sobie jest ryzykowne i umożliwia wszelakie machlojki i działania na niekorzyść jego państwa, na którym podobno mu zależy.
Poza tym, że mimo tego, iż książę ma wiele zalet to momentami wykazuje się ignorancją i brakiem spostrzegawczości. Dziwi go chociażby fakt, że w jego królestwie mogą przebywać księżycowi zbiedzy. I tu znów nasuwa mi się pytanie - gdzie są jakiekolwiek służby czy ktokolwiek, kto miałby pod kontrolą to co dzieje się we Wschodniej Wspólnocie? Dodatkowo odniosłam wrażenie, że Kai w ogóle nie odebrał jakiejkolwiek edukacji i nie był przygotowywany do roli cesarza. Uważam tak dlatego, że odniosłam wrażenie, że zdaje się być zagubiony w swoim świecie - tak jakby na jego miejscu postawić randomowego poddanego z Wschodniej Wspólnoty, który ledwo orientuje się w polityce swojego kraju.
W tym wszystkim jest jeszcze coś co mnie mocno zadziwia. A mianowicie jego żałoba po ojcu. Ja wiem, że musiał dość szybko się pozbierać i zmierzyć z rzeczywistością. Ale Kai nieobecność ojca zauważa tylko przy pustym stole lub w momencie, w którym musi zająć jego miejsce w trakcie konferencji z innymi przywódcami. Tak to szlaja się po pałacu lub mieście. W tym wszystkim nie było żadnej refleksji...chociażby o tym, że Kai żałuje, że jego ojca już nie ma i nie może go spytać o radę czy coś w tym stylu. A szkoda, bo myślę, że takie rzeczy dodałyby księciu nieco więcej charakteru i nie byłby taki papierowy.
Pandemia
W tej historii cała ta epidemia właściwie nie ma większego wpływu na to jak funkcjonuje społeczeństwo. Jak dla mnie zarażenia są dość randomowe i właściwie nie wiadomo jak ta choroba się przenosi. Dodatkowo poza szukaniem leku na chorobę to nie zostają podejmowane żadne inne działania - żadne obostrzenia, czy cokolwiek, co mogłoby przynajmniej ograniczyć rozprzestrzenianie się choroby, która podobno jest bardzo zaraźliwa. No, ale nic w końcu bal na dworze oraz festiwal w mieście są ważniejsze.
Nastroje społeczne.
Odniosłam wrażenie, że społeczeństwo nic nie robi sobie zarówno z pandemii, jak również realnej groźby kosmicznej wojny wiszącej gdzieś w powietrzu. Obecność księżycowej królowej na dworze i to przez dłuższy czas jakby nie wzbudza żadnych podejrzeń i poza jedną maleńką demonstracją właściwie nie dzieje się nic... A jedyne o czym myślą ludzie to zbliżający się bal, który ma mieć miejsce na dworze. Normalnie istna oaza szczęśliwości i kraj dobrobytu.
~*~
Jak widzicie mam dość sporo zastrzeżeń co do historii i postaci wykreowanych przez autorkę. I szczerze mówiąc to sama się dziwię, że tak dobrze czytało mi się tę książkę. Myślę, że w tym przypadku kupił mnie pomysł na fabułę i lekki styl autorki. Z ciekawości sięgnę również po kolejne części tej serii - tym bardziej, że mam je już na półce. Jednakże w moim przypadku będzie to raczej coś w stylu guilty plasure niż sięganie po daną książkę dlatego, że jest doba lub podejmuje temat, który mnie interesuje.
Czy znacie baśń o Kopciuszku, dziewczynie wykorzystywanej przez macochę i przyrodnie siostry? Jestem pewna, że znacie. Ale mało kto wie, a ja dowiedziałam się tego przekopując Internet, że najstarszy tekst, który wykorzystuje typowy dla tej baśni schemat powstał w połowie IX wieku w Chinach i przedstawia historię Ye Xian. Najstarsza wersja europejska La Gatta Cenerentola Giambattisty Basilego z bohaterką Zezollą pochodzi z 1634 roku. Dopiero na kolejnych miejscach znajdują się te najbardziej znane wersje Kopciuszka: Cendrillon Charlesa Perrauila (1697) oraz Aschenputtel Wilhelma i Jacoba Grimmów (ostatnie zmodyfikowane przez nich wydanie datowane jest na 1857 rok).
Jak widać Kopciuszek przez wieki miał liczne warianty ludowe i literackie oraz filmowe. Do dzisiaj twórcy wykorzystują motyw Kopciuszka nader często. Trzeba przyznać, że to dość popularny i w pewnością wdzięczny temat.
Większość dziewczynek uwielbia samą baśń, jak i postać Kopciuszka. W swoich małych serduszkach potrafią zjednoczyć się z dziewczyną, współczuć jej, a później cieszyć jej szczęściem. Zdarza się, że w starszym wieku chciałybyśmy przeżyć taką przygodę, a przynajmniej spotkać na swojej drodze księcia, który odmieni nasz los. Niestety w normalnym życiu bajki nie stają się naszym udziałem.
Tym przydługim wstępem chciałam wprowadzić was w klimat książki, którą przeczytałam. Książki, która swoją popularność „przeżywała” kilka lat temu. Cinder to opowieść, w której autorka sięgnęła po znany wszystkim schemat. Jednak klimat jaki nadała wymyślonej przez siebie historii, mnie akurat nie przekonuje.
Ziemia, 126 lat po IV wojnie światowej. Akcja książki przenosi nas do Nowego Pekinu, stolicy Wspólnoty Wschodniej. Bohaterką jest Cinder, dziewczyna mieszkająca z macochą i dwiema siostrami. Nie jest jednak kimś na kształt służącej. Cinder jest najlepszym mechanikiem w mieście i ciekawostka – jest androidem (szczerze powiem, że czegoś takiego się nie spodziewałam). No i nie może być inaczej, jest też książę. Czyli magia baśni działa, ale w mocno futurystycznej odsłonie. Przypuszczam, że nie każdego będzie to przekonywać. Ja nie jestem piszczącą nastolatką i do mnie pomysł Marissy Meyer nie trafił. Zdecydowanie wolę pozostać przy tradycyjnej formie baśni.
Muszę jednak oddać sprawiedliwość autorce i napisać, że stworzyła ten świat całkiem nieźle. Bo oto nie otrzymujemy tylko kolejnej opowieści o Kopciuszku czy jak kto woli retellingu tejże, ale mamy okazję przenieść się do przyszłości, która w moim odczuciu, lepiej żeby się nie wydarzyła. Mamy świat targany wieloletnim konfliktem międzygalaktycznym, zdziesiątkowany przez zarazę. Ludzie - Ziemianie kontra Lunarzy – mieszkańcy Księżyca, władający magią. Mamy również najnowocześniejszą technologię, w której prym wiodą, oczywiście Lunarzy.
Chyba nie ma sensu żebym jeszcze coś dodawała, bo sądzę, że na przestrzeni tych kilku lat od wydania książki, została przeczytana i opisana przez wiele osób i moja jedna opinia w tym tłumie nic nie zmieni. Przeczytałam, nie z chęci jej poznania, ale dlatego, że pasowała mi do wyzwania; w innym przypadku chyba odpuściłabym sobie jej lekturę.
Cinder to pierwszy tom Sagi księżycowej skierowanej do nastoletniego odbiorcy. Myślę jednak, że bez względu na wiek można dobrze odebrać tę historię. To, że mnie nie przekonała i zdecydowanie wolę oryginalną baśń, nie znaczy, że powieść Meyer jest zła. Oznacza to tylko tyle, że to ja nie bardzo czułam się w tym futurystycznym świecie, gdzie Kopciuszek okazała się w jakiejś części organizmem wspomaganym technicznie.
"Cinder" jest powieścią, która bazuje na wszystkim znanej bajce o Kopciuszku. Autorka jednak postanowiła przedstawić historię w nieco innym świetle. Marissa Meyer osadziła powieść w świecie, w którym medycyna jest na bardzo wysokim poziomie, a ludzie, którzy ulegli wypadkowi, stają się cyborgami ze sztucznymi kończynami, tak jak tytułowa Cinder. Niemniej jednak w tym nowym świecie lekarze nie potrafią poradzić sobie z jedną chorobą, która przybyła do nich z kosmosu od Księżycowego ludu.
Alternatywny świat jest zdecydowanie ciekawym zabiegiem, który pozwala przedstawić dobrze znaną historię w nieco innym klimacie. Z początku miałam ogromne obawy, że takie połączenie nie spodoba się mi, bo jednak cyborgi i kosmos nie są moimi ulubionymi tematami poruszanymi w powieściach. Na szczęście autorka pokazała, że cyborg nie musi być strasznym robotem, który nie ma mózgu, a wzmianki o kosmosie nie są mdłe.
"Łatwiej jest przekonać innych o swojej urodzie, jeśli samemu nie ma się co do niej wątpliwości. Lustra mają jednak nieprzyjemny zwyczaj przekazywania prawdy."
Sama główna bohaterka okazała się dla mnie ogromnym zaskoczeniem, ponieważ jest połączeniem człowieka z cyborgiem. Jest to coś nowego, co w sumie spodobało się mi, a Cinder okazała się być niesamowicie mądrą dziewczyną. Poza tym chociaż była służącą macochy, to jednak potrafiła postawić się jej, a z jedną z sióstr miała ciepłe relacje. Nie spodziewałam się takiej zmiany głównego wątku. Tak samo ciekawe okazały się relacje na stopie Cinder - książę, które były zachwycające i nieoczekiwane, bowiem główna bohaterka nie ulegała księciu tak jak to miało miejsce w Kopciuszku i to co działo się na balu, było dalekie od historii, na której wzorowała się autorka.
Wątek choroby, która była nieco podobna do nowotworu, był dobrym pomysłem, który nadał książce świeżości. Niemniej jednak wprowadzenie Księżycowych niekoniecznie spodobało się mi. Byli dla mnie tacy nieciekawi. Z jednej strony super, że było coś nowego, ale to jak został poprowadzony wątek związany z przybyszami z kosmosu już niekoniecznie zachwycał. Autorka postanowiła zrobić z Cinder superbohaterkę...
hociaż Marissa Mayer stworzyła coś nowego, to jednak jej książka była przewidywalna od samego początku. Sądziłam, że skoro miała to być historia opierająca się na ogólnym schemacie Kopciuszka tzn. dziewczyna służąca, macocha, książę itp., to jednak nie będzie tak przewidywalna i pojawią się momenty zaskoczenia, a nie tylko pewne ulepszenia.
Sam styl autorki jest dla mnie nieco irytujący i mdły, za dużo zbędnych opisów, które niczego nie wnoszą do całości oraz brak polotu i lekkości w jej piórze. Zabrakło mi również humoru, który w książkach uwielbiam. Lubię pośmiać się podczas czytania, czytać książkę z przyjemnością i lekkością, a tego tutaj niestety zabrakło.
Cinder jest książka ciekawą, którą fajnie jest przeczytać, ale jak dla mnie jest to powieść na jeden raz. Nie jestem pewna, czy sięgnę po kolejne tomy, bo jak na razie nie czuję się zachęcona poprzez schematyczność, ale Was zachęcam do sięgnięcia po książkę i wyrobienia własnego zdania na jej temat.
Cinder jest najlepszym mechanikiem w Nowym Pekinie, tak dobrym, że sam książę szuka u niej pomocy. Zepsuty android posiada tajne informacje, wielki bal zbliża się wielkimi krokami, śmiercionośna zaraza zbiera coraz większe żniwo, a okrutna Królowa Księżycowych przybywa na ziemię. W tym chaosie musi odnaleźć się Cinder, mechanik i cyborg bez praw, jednak z wielkimi uczuciami. Kopciuszek opowiedziany na nowo? To za mało powiedziane! „Cinder” to porywająca baśń, osadzona w dalekiej przyszłości, która skradnie serca wielu czytelników!
„Cinder” przeczytałam cztery lata temu. Dopiero upływ czasu uświadomił mi, jak piękna i wartościowa jest to historia. Książka należy do tych, których nigdy się nie zapomina! Jestem wielką fanką powieść młodzieżówek, ale rzadko trafiają się piękne, nie skarżone seksem i wulgaryzmami lektury, które pomimo swojej niewinności, mogą spodobać się również starszym odbiorcom. „Cinder” jest wyjątkową książką, akcja jest zawrotna i w całości pochłania czytelnika. Choć nie znajdziecie tu namiętności buchającej z każdej strony, ta historia ma urok, któremu trudno się oprzeć.
Autorka stworzyła piękne tło i zabiera czytelnika w odległą przyszłość. Androidy można spotkać na każdym kroku, autoloty są głównym środkiem transportu, a życie na księżycu jest możliwe. Tak prezentuję się świat po czwartej wojnie światowej. Układ polityczny uległ zmianom, tak samo jak zasoby ziemskie. Szerząca się zaraza nie ułatwia sprawy! Książka napisana jest prostym językiem i pomimo liczny nowych nazw, czyta się szybko i przyjemnie. Słownictwo i nowa terminologia dodatkowo uwydatniają upływ czasu i rozwój technologii. A wszystko to, wypadło bardzo naturalnie.
Cinder jest wspaniałą bohaterką. Targają nią emocje! Odtrącona przez ludzi, którzy powinni ją kochać. Poniżana i wyzyskiwana. Czasami mówi rzeczy, których do końca nie przemyśli, jednak rozumiem ją i z chęcią dołożyłabym kilka słów od siebie, by odgryźć się macosze. Dziewczyna jest lojalna względem bliskich jej osób. Twarda, odważna, na pewno nie idealna, ale potrafi przykuć uwagę czytelnika! Drugim bardzo ważnym bohaterem jest Książę Kai, na którego barkach spoczywa wielka odpowiedzialność. Jest jeszcze młody, ale stara się postępować w odpowiedzialny i przemyślany sposób. Narracja jest trzecioosobowa, dzięki czemu poznajemy losy Cinder oraz Księcia. Nawiązane do Kopciuszka jest dość duże, więc mamy jeszcze macochę i dwie siostry. Relacje rodzinne Cinder są burzliwe i wywołują masę emocji.
„Cinder” to nie tylko romans, tak naprawdę, uczucia bohaterów schodzą na dalszy plan. Zaraz jest na tyle poważna, by bohaterowie skupili się na istotniejszych kwestiach. Wisząca w powietrzu wojna z Księżycowymi i obecność bezwzględnej Levany dodatkowo przysłania romantyczny nastrój. Sytuacja Kaia i Cinder nie jest łatwa, a od ich wyborów zależy los całej Wspólnoty.
Zakończenie pozostawia wielki niedosyt, ale nie zmienia to faktu, że z „Cinder” przeżyłam jedną z najpiękniejszych przygód w moim życiu! I mam wielką ochotę na powtórkę!
Polecam! 9/10!
Jako zagorzała fanka baśni, podchodziłam nieco sceptycznie do unowocześnionej wersji „Kopciuszka”. Cyborgi, androidy, kosmos … A gdzie w tym wszystkim miejsce na wróżkę, karocę z dyni, czy też zgubiony pantofelek??
Ulice Nowego Pekinu zapełniają ludzie i androidy. Szaleje śmiertelna zaraza. Bezlitośni księżycowi ludzie patrzą z kosmosu, czekając na swoją okazję. Nikt nie wie, że los ziemi spoczywa w rękach jednej dziewczyny…
Cinder, utalentowana mechanik, jest cyborgiem. Tym samym należy do obywateli drugiej kategorii. Jej przeszłość to tajemnica. Macocha jej nienawidzi i wini ją za chorobę przyrodniej siostry. Ale kiedy jej życie splątuje się z życiem przystojnego księcia Kaia, Cinder nagle wpada w sam środek międzygalaktycznej wojny i doświadcza zakazanego zauroczenia. Rozdarta pomiędzy obowiązkiem a pragnieniem wolności, lojalnością a zdradą, musi odkryć prawdę o swojej przeszłości, by uratować przyszłość świata.
To było świetne! Naprawdę.
Autorka zaskoczyła mnie niezwykle przemyślaną fabułą, która była dopracowana w każdym, nawet najmniejszym detalu. Marissa Meyer stworzyła oryginalną historię, która na długo zostanie w mej pamięci.
Początkowo miałam niewielkie problemy z zrozumieniem tych wszystkich technologiczno – kosmicznych pojęć. Ciężko było mi wyobrazić sobie wykreowany przez autorkę świat, nie mniej jednak z każdą kolejną stroną było coraz lepiej. Ogólnie rzecz biorąc, ten rodzaj fantastyki: skupiony wokół kosmosu, w dalekiej przyszłości, gdzie technologia całkowicie zawładnęła światem, nie do końca jest tym, co lubię czytać. „Cinder” jest jednak tak świetnie skonstruowane i napisane, że nie da się nie wciągnąć w tą historię.
Niektóre wątki zostały przeze mnie rozszyfrowane już na początku, co nie oznacza, że wpływało to na zmniejszenie mojej ciekawości. Wręcz przeciwnie. Z każdą kolejną stroną zastanawiałam się czym jeszcze autorka mnie zaskoczy.
Dużym plusem są główni bohaterowie. W końcu nie musiałam męczyć się głupiutką nastolatką, czyli schematycznie stworzoną bohaterką, z jaką ostatnimi czasy, mam coraz częściej do czynienia w tego typu „młodzieżówkach”. Moje serce skradła również Peony. Wciąż nie do końca rozumiem, dlaczego autorka postąpiła z tą postacią tak, a nie inaczej.
Oczywiście, jak to we wszystkich powieściach dla młodzieży, w „Cinder” również mamy do czynienia z wątkiem miłosnym. Od razu jednak muszę ostrzec wszystkie wielbicielki romansideł. Będziecie wzburzone tą minimalną ilością wątku romantycznego.
Pierwsza część „Sagi Księżycowej” została zakończona w dość kulminacyjnym momencie, przez co moja ciekawość wobec kontynuacji jest jeszcze większa. Miejmy nadzieję, że Wydawnictwo Papierowy Księżyc nie będzie zbyt długo trzymać nas w niewiedzy.
Oczywiście jako klasyczna okładkowa sroka, na koniec muszę wspomnieć o pięknym wydaniu tej historii. Książka ta została wydana w twardej i oryginalnej oprawie graficznej, która niebywale „cieszy” oko.
Podsumowując, „Cinder” jest świetnym początkiem dobrze zapowiadającej się serii dla młodzieży. Co najlepsze, napisana jest w taki sposób, że sięgnąć po nią mogą zarówno młodzież jak i dorośli. Jestem przekonana, że sięgnę po dalsze części tej serii, gdy tylko ukażą się na rynku. Polecam!
Moja ocena: 9/10 kochajacaksiazki.blogspot.com
Nie jest tajemnicą, że uwielbiam retellingi. Moda na nie jest spełnieniem moich dziecięcych fantazji w dorosłym wydaniu. Więc, kiedy pojawia się nowy tytuł moje serce bije szybciej, uśmiech rozjaśnia twarz, a portfel choć pusty sam się otwiera. Saga księżycowa już dawno kusiła swoją zagraniczną wersją, ba! nawet zakupiłam "Cinder" w wydaniu wydawnictwa Egmont, ale jak tylko dowiedziałam się, że nie wydadzą 3 i 4 części odłożyłam na półkę bez czytania (jak tak można!). I chwała Papierowemu Księżycowi, że zdecydował się wydać tę sagę, w dodatku tak zjawiskowo! Wracając jednak do "Cinder", po małym researchu okazuje się, że Kopciuszek (myślę sobie -ok, fajnie lubię,) w futurystycznej wersji- (jakoś to przeżyję) jest cyborgiem... Kopciuszek cyborgiem? Byłam pewna, że to nie może się udać! Ale nie mogę oceniać bez spróbowania, tak więc dałam jej szanse, usiadłam popołudniu z książką w ręce- skończyłam nad ranem. Oj jak bardzo lubię się mylić!
"Łatwiej jest przekonać innych o swojej urodzie, jeśli samemu nie ma się co do niej wątpliwości. Lustra mają jednak nieprzyjemny zwyczaj przekazywania prawdy."
FABUŁA:
Marissa Meyer zabiera nas na ulice Nowego Pekinu, gdzie ludzie żyją wspólnie z androidami, a w mieście szaleje śmiertelna zaraza, która nie oszczędza nikogo - ukochanego nawet cesarza. Jakby tego było mało do wszystkich nieszczęść dołączają również księżycowi- bezlitośni mieszkańcy księżyca, na czele ze swoją śmiertelnie niebezpieczną królową, którzy jakby tylko czekali aż będą mogli przejąć władze na planecie. W środku, tych niezbyt radosnych okoliczności mieszka Cinder- która jest cyborgiem i mechanikiem. Zresztą jednym z najlepszych w Nowym Pekinie. Jako cyborg dziewczyna jest traktowana znacznie gorzej niż mieszkańcy, którzy nie posiadają w sobie cyfrowych złączy. Choć jako jedyna zarabia na utrzymanie macochy i dwóch sióstr, to nie może oczekiwać na wdzięczność, macocha jej nienawidzi. Jedynie android imieniem Iko i jedna z przyrodnich sióstr i darzy Cinder sympatią, ale i to nie trwa długo. Wszystko zmienia się, kiedy pewnego dnia stragan dziewczyny cyborga odwiedza następca tronu, młody książę Kai. Serce Cinder zabije mocniej, nie ma jednak pojęcia, że to zdarzenie wywoła lawinę innych, którym niczego nie świadoma Cinder będzie musiała stawić czoła. Czy uda znaleźć się lek na Litumozę? Czy księżycowa królowa Levana osiągnie swój cel? Czy jest jakaś szansa, żeby uratować Ziemię? Na te i całą masę innych pytań odpowiedzi znajdziecie w 1 tomie sagi księżycowej.
"36,28 procent. W takim stopniu nie była człowiekiem."
BOHATEROWIE:
Cinder jest absolutnie wspaniała! W kanonie YA i NA, gdzie zbyt często można spotkać bohaterki nijakie, głupiutkie czy infantylne, albo co tu dużo mówić mocno denerwujące swoim zachowaniem, Cinder wymiata. Byłam przekonana, że jej cechy cyborga będą mi przeszkadzać, w końcu to miał być Kopciuszek! Całe szczęście Marissa Meyer tylko lekko zainspirowała się historią Kopciuszka, i uwierzcie mi tu nie będzie cukierkowo. Cinder jest mądra, zaradna i waleczna. Choć doświadczyła nie wiele miłości w swoim życiu to jest w stanie poświęcić wszystko dla tych, których kocha. Jej uczucie do księcia jest szczere i piękne. Dziewczyna ma bolesną świadomość tego, że jako cyborg jest obywatelką drugiej kategorii i nigdy nie będzie godna Kaia.
"- Skoro już jesteśmy przy operacji oczu, czy wiesz, że brakuje ci kanalików łzowych?
- Czego? Naprawdę? A myślałam, że jestem po prostu emocjonalnie upośledzona."
Kai również zaimponował mi swoją dojrzałością i stanowczością, kiedy musiał podejmować ważne dla swoich rodaków decyzje, nie dziwę się, że Cinder darzy go uczuciem.
Mamy tu całkiem nieźle nakreślone relacje między bohaterami, lubimy ich bądź darzymy wręcz odwrotnym uczuciem. Cinder i Kai pokazują nam jak każdego dnia poświęcają wszystko co mają i walczą o lepsze jutro, a czeka ich bardzo ciężka walka.
KSIĄŻKĘ POLECAM JEŚLI:
+lubicie retellingi
+chcecie zawalczyć wraz z Cinder i Kaiem o losy Ziemi
+macie ochotę na inne podejście do klasycznych baśni
KSIĄŻKI NIE POLECAM JEŚLI:
-nie przepadacie za fantastyką/sci-fi
- retelling to nie Wasza bajka 😉
PODSUMOWANIE:
Pióro Marissy Meyer jest lekkie i niesamowicie szybko czyta się tę historię. Czy ma wady? Ależ oczywiście, i nie mam zamiaru zaprzeczać. Brakowało mi opisów miejsc, Nowy Pekin miał taki potencjał, tyle chciałam się o nim dowiedzieć, i czułam lekki niedosyt. Z drugiej strony czy wadą jest to, że było mi mało? To nie jest wiekopomne dzieło literackie, ale cudowna historia o walce o lepsze jutro i miłości ponad podziałami. Podejdźcie do niej z otwartym umysłem, i po prostu dajcie się porwać do Nowego Pekinu, i poznajcie historię Cinder. Ja dałam jej szansę i przeżyłam wspaniałą przygodę. Nie mogę się doczekać kolejnego tomu!
http://ksiazkaibestia.blogspot.com/2018/01/cinder-marissa-meyer.html
Są momenty, kiedy potrzebuję takiej właśnie książki: lekkiej, porywającej, która napisana jest na tyle ciekawie, że pozwala nie zwracać uwagi na niedociągnięcia w kreacji świata czy bohaterów. Do tego retelling baśni i cyborgi? Kupuję z miejsca!
Przy Cinder po prostu odpoczęłam. Łyknęłam tę książkę na jedno (długie) posiedzenie i skończyłam usatysfakcjonowana. Bo dostałam dokładnie to, czego akurat oczekiwałam: lekką historię z nienachalnym romansem w tle, osadzoną w ciekawych realiach, nie wymagającą ode mnie specjalnego wysiłku. A że na baśniowe motywy jestem łasa, to tym lepiej się czytało. Bo co znalazłam w Cinder?
Daleka przyszłość – 126 lat po IV wojnie światowej, a ludzkość skolonizowała Księżyc, gdzie nawet wyewoluowała w nieco odmienną rasę. Bohaterka to szesnastoletnia cybrog-sierota, adoptowana przez rodzinę żyjącą w zatłoczonym Nowym Pekinie, cyniczna i nie mająca złudzeń co do życia. Jest najlepszym mechanikiem w mieście. Zła macocha (chociaż mająca uczucia, co sprytnie pokazano) i siostry przyrodnie, dobra i niedobra. Androidy wszędzie <3 Zaraza tocząca ludzkość. Intryga Księżycowych, by zdobyć władzę na Ziemi. Przystojny książę na progu katastrofy państwowej. Wszechobecny rasizm – cyborgi traktuje się nie jak ludzi, ale czyjąś własność, przedmiot.Czyli jest na czym pracować!
Cinder – głupiutke, ale świetnie się czyta
Ogółem Marissie Meyer ta książka wyszła. Tradycyjną baśń o Kopciuszku przerobiła na lekką, młodzieżową opowieść o nieszczęśliwej dziewczynie z robotycznymi częściami, ostracyzowaną przez społeczeństwo, która przypadkiem staje się częścią międzyplanetarnego konfliktu.
Jest tu kilka nieścisłości, jak wspomniałam we wstępie. Z jednej strony zastanawia, dlaczego wszystkie cyborgi traktowane są – dosłownie – przedmiotowo, nawet gdy cyborgizacja dotyczy jedynie np. stopy. Ba, czemu w ogóle? I jak to jest z cyborgizacją Cinder, skoro ma w mózgu przełączniki, które mogąją wyłączyć?
Zastanawia także, kiedy książę Kai mógł zakochać się w Cinder – bo już przy drugim spotkaniu był dla niej wyjątkowo miły, a część narracji prowadzona z jego strony nie dotyka tematu dziewczyny w ogóle. Jedyny ślad zainteresowania młodzieńca to jego zachowanie w jej obecności. Wygląda to nienaturalnie i przeszkadzało w lekturze.
Takich mniejszych i większych zahaczek jest kilka – ale ogólnie można nad nimi przejść do porządku dziennego.
Trochę mniej ulgowo muszę ocenić tłumaczenie/redakcję. Generalnie dostałam do przeczytania wersję recenzencką – wysłana 5 listopada, premiera 22 listopada, więc możliwe, że to wersja już ostateczna. Dlatego martwi mnie, że sporo w niej literówek, błędów stylistycznych i frazeologicznych oraz dziwnych sformułowań (np. książę nakłonił się w jej stronę). Wydwnictwu należy za to pogrozić palcem – nie powinny się zdarzać takie przypadki w takim nagromadzeniu!
Czy warto sięgnąć po Cinder?
Warto. Jeśli macie ochotę na historię lekką, łatwą i przyjemną, nieskomplikowaną, za to w ciekawych realiach i z wątkiem romantycznym schowanym pod społeczno-politycznym, a nie odwrotnie – na pewno się Wam spodoba. W tej klasie powieści jest naprawdę niezła. Jedyny problem to to, że to dopiero pierwszy tom… Good Reads podpowiada, że Meyer stworzyła już 4 części tej opowieści plus kilka historii pobocznych. Miejmy nadzieję, że Papierowy Księżyc szybko upora się z wydaniem reszty!
Recenzja pierwotnie ukazała się na blogu https://matkaprzelozona.wordpress.com/2017/11/10/marissa-meyer-cinder-czyli-robotyczny-kopciuszek-na-igrzyskach-smierci-recenzja/
"Cinder" Marissy Meyer to retelling historii Kopciuszka. Choć Cinder nie dość, że ma okropną macochę to do tego jest cyborgiem ?
Świat po Czwartej Wojnie, skolonizowany księżyc, plaga nieuleczalnej choroby. To świat, w którym musi żyć główna bohaterka.
Cinder dla jednych jest ciężarem, dla innych fascynacją, a może stać się dla wszystkich szansą na lepsze jutro.
Mechaniczka nie ma łatwego życia, ale promykiem w jej codzienności jest jej przybrana siostra Pearl oraz robot Iko. Niestety to w miarę stabilne życie burzy choroba przybranej siostry.
Świat Cinder wali się dosłownie i w przenośni. Choć udaje jej się stawić czoła przeciwnościom to nie jest w stanie uratować tych, na których jej najbardziej zależy.
Kiedy tajemnice z przeszłości Cinder wychodzą na jaw wszystko jeszcze bardziej się komplikuje, a jej jedynym ratunkiem pozostaje ucieczka...
Po "Cinder" sięgnęłam w formie audiobooka. Wcześniej nie spotkałam się z tą serią i nie miałam specjalnych wymagań. Książka jednak bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Futurystyczny świat wykreowany przez autorkę jest po prostu świetny. Wątek romantyczny nie jest nachalny, a tajemnica związana z pochodzeniem Cinder choć przewidywalna to jest świetnie przedstawiona!
Powoli staram się odchodzić od młodzieżówek, ale dzięki takim pozycjom ciężko jest mi się z nimi rozstać.
Zdecydowanie polecam "Cinder" jeśli jesteście gotowi wejść do świata cyborgów i robotów! ?
Zapamiętajcie tytuł książki, o której będę teraz pisała, czyli ,,Cinder. Saga Księżycowa" tom1 dlaczego? Ile tam się dzieje to głowa mała, a to dopiero pierwszy tom, więc, co będzie przy drugim tomie? Pochłonęłam ją w trymiga i oczywiście moją ulubienicą jest Cinder, czyli tytułowa główna postać. Nieraz pewnie oglądaliście filmy lub czytaliście książki o tym, jak mogłoby być w dalekiej przyszłości, gdzie np. części ciała będzie można zastąpić mechaniczną konstrukcja?! Wtedy nikt nie poczułby się gorszy, inny etc. ale czy aby na pewno? Ile to się mówi o samoakceptacji i nie słuchać innych trolli, którzy hejtują dla zaspokojenia siebie samego.
Poznajcie Cinder, która jest utalentowaną czasem nieszablonowym mechanikiem, ale przede wszystkim cyborgiem. Nasza bohaterka (ta, która jest na okładce) Udowodni, że słabość, nieporadność itp. jest w naszej głowie, a nie w ciele. Dziewczyna, która nie boi się wyzwań, ale przede wszystkim jest kimś, kto może uratować naszą planetę. Nie będę zdradzać fabuły, ale przypomina mi historie z Kopciuszkiem. Poznacie macochę i jej córki oraz pewnego kawalera, który... ok! Nic nie zdradzę. ;P Nowy Pekin, gwar na ulicach, choroba która robi spustoszenie wśród ludzi, księżycowi którzy z kosmosu obserwują ziemię, a co za tym idzie? Tego już dowiecie się z tej historii. Mamy coś starego w nowej odsłonie co według mnie przyciągnie wiele młodych, ale i tych starszych czytelników.
Androidy, cyborgi, człowiek, księżycowi modyfikacje ludzkiego ciała i wiele innych rzeczy przyprawione niezwykłym humorem i perypetiami bohaterów i oto mamy książkę, przy której zarwiesz noc. Szkoda, że serie nie są wydawane w szybszym tempie, bo już chce poznać kolejną część, no i oczywiście jak potoczą się dalsze losy naszej Cinder.
Ciekawa propozycja. Bajka i fantastyka w jednej historii. Niby KOPCIUSZEK ale... I tu niespodzianka...
Marissa Meyer stworzyła niesamowitą i niebanalną historię o dobrze znanym nam kopciuszku, który tym razem zamiast szklanego pantofelka postanowił zgubić stopę. Naprawdę jestem pod wrażeniem pomysłu autorki na tą książkę. Nie spodziewałam się, że można tak unowocześnić tą historię, jednocześnie tworząc coś oryginalnego i zarazem dobrze nam znanego. „Cinder” to naprawdę wspaniała opowieść, która choć dłużyła mi się trochę na początku to potem nadrobiła to z nawiązką i pochłonęła mnie do takie stopnia, iż zaczęłam żałować, że dopiero teraz sięgnęłam po nią. Oczywiście nie jest to tylko zasługą wspaniałego pomysłu autorki, ale również świetnie wykreowanych bohaterów, których nie da się nie polubić. Główna bohaterka to jedna z tych postaci o bardzo silnej osobowości. Dziewczyna pomimo wielu trudności i kłód rzucanych jej pod nogi potrafi zawalczyć o swoje.
„Czy istoty twojego pokroju wiedzą, czym jest miłość? Czy ty w ogóle coś odczuwasz, czy to jedynie kwestia... oprogramowania?”
Najfajniejsze jednak w tej książce jest moim zdaniem zakończenie. Marissa Meyer postanowiła nie dawać czytelnikowi typowego, baśniowego happy endu i zamiast niego umieściła w zakończeniu punkt kulminacyjny całej historii, który bez wątpienia zaskoczy czytelnika i okrutnie złamie mu serce. Uważam, że był to rewelacyjny zabieg, ponieważ wzbudza w czytelniku pełną gamę emocji przez co nie może się doczekać dalszego rozwoju wydarzeń.
Jedyną rzeczą, którą mogłabym zarzucić tej książce to przewidywalność. Po kilku początkowych rozdziałach można się spokojnie domyślić kim w rzeczywistości jest główna bohaterka. Co prawda nie rzutuje to zbytnio na całokształt fabuły, jednak fajniej byłoby odkryć to trochę później.
Na sam koniec warto wspomnieć jeszcze o wspaniałej szacie graficznej, którą możemy podziwiać we wznowionym wydaniu „Cinder”. Bardzo się cieszę, że Wydawnictwo Papierowy Księżyc postanowiło tym razem wydać ją w twardej oprawie i to na dodatek z tą piękną, oryginalną okładką, która moim zdaniem idealnie odwzorowuje zawartość książki i niesamowicie cieszy oko każdej sroki okładkowej.
„Łatwiej jest przekonać innych o swojej urodzie, jeśli samemu nie ma się co do niej wątpliwości. Lustra mają jednak nieprzyjemny zwyczaj przekazywania prawdy.”
Jeśli kochacie baśnie tak samo jak ja to koniecznie sięgnijcie po pierwszy tom Sagi księżycowej. Marissa Meyer w naprawdę genialny sposób przeniosła dobrze znaną wszystkim opowieść o kopciuszku do magicznego świata fantastyki. Gorąco polecam!
Aleksandra
Wszystkie cytaty pochodzą z książki „Cinder” autorstwa Marissy Meyer.
Princess Winter is admired by the Lunar people for her grace and kindness, and despite the scars that mark her face, her beauty is said to be even more...
Nr 1 na liście bestsellerów New York Timesa. Bestseller USA Today oraz Publishers Weekly Śmiertelne niebezpieczeństwo. Tajemnicze zaginięcie. ...
Przeczytane:2024-08-04,
Q: Jesteście gotowi na reteling Kopciuszka w zupełnie innej odsłonie?
„Zgodnie z przepisami sama Cinder należała do Adri. Nie miała żadnych praw, żadnej własności. Była tylko cyborgiem”.
Cinder nie jest zwykłą dziewczyną, lecz cyborgiem, a przy okazji niezłym mechanikiem. Ukrywa swoją prawdziwą naturę, gdyż nie chce, by ludzie traktowali ją inaczej. Pewnego dnia jej nudne życie zamienia się w serię niebezpiecznych zdarzeń. A wszystko zapoczątkuje przypadkowe spotkanie księcia, który zleca Cinder naprawę swojego androida.
Cinder musiała będzie mierzyć się z wieloma problemami i odkryje rzeczy, o których nikt nie miał się dowiedzieć.
Czy uda jej się odnaleźć w nowej rzeczywistości? Jaką cenę za to zapłaci?
Nie słyszałam wcześniej o sadze księżycowej, więc nowe wydanie to była idealna okazja do zapoznania się z twórczością autorki. Do tego dochodzi nietypowa główna bohaterka, która nie jest do końca człowiekiem.
„Jej panel sterujący, sztuczna ręka i noga, kable prowadzące do podstawy czaszki aż do protez kończyn. Tkanka bliznowata w miejscu, gdzie ciało łączyło się z metale”.
Podobała mi się jej determinacja, aby osiągnąć swoje cele. Sekrety i tajemnice, które wraz z nią odkrywamy, są tylko początkiem całej przygody.
Domyśliłam się pewnej istotnej rzeczy, lecz nie przeszkadzało mi to w lekturze książki. Ciekawa natomiast byłam, jak dalej to się potoczy, czy plany autorki pokryją się z moimi domysłami.
Bywały momenty zaskoczenia, które przyspieszały bieg akcji. W końcowych rozdziałach dzieje się chyba więcej niż przez całą resztę. I ten finał, który daje obietnicę na wspaniały ciąg dalszy. Tak naprawdę, wszystko się dopiero zaczęło.
Spełniłam przyjemne popołudnie z Cinder i pozostałymi bohaterami. I już chciałabym wiedzieć, co będzie dalej. Nie wiem, czy wytrzymam, być może już teraz sięgnę po kolejny tom w starym wydaniu.