Coś się we mnie kłóciło, mocno gryzło i nie potrafiłam zdefiniować ani zdecydować, w którą stronę pójść. Z jednej strony był Kostek, z drugiej Mikołaj, który pojawił się znikąd.
Uwielbiałam seks z domieszką bólu. Nakręcał mnie, stawałam się wtedy demonem, nieokiełzaną duszą z ognistym temperamentem
Czasami byłam złą kobietą. Niczym sól posypana na rany. Piekłam do żywego i wrzynałam się głęboko. Ale pieprzyć to – pomyślałam. Byłam solą i już!
Pragnęła, jak większość kobiet, motyli w brzuchu i miłości aż po grób. Czekała na księcia z bajki, który oczywiście mógł nigdy nie nadejść.
Gdy ktoś kocha, przeważnie staje się miękki i beznadziejny. Nie ma skorupy, tylko daje się chłostać, a potem płacze i żali się, że mu się nie układa. Nie. To nie dla mnie. Wolałam konkrety. Szybkie zaspokojenie. Odrobina romantyzmu i uniesień, owszem, ale bez przesady.
Ja zdecydowanie wolałam podporządkowywać sobie facetów. Może dlatego moje związki utrzymywały się maksymalnie kilka miesięcy? Mężczyźni się przy mnie peszyli. Poza tym nie miałam dla nich zbyt dużo czasu.
Czasem zapominała, że należałam do takiego właśnie grona osób. Może inaczej – nie ja, tylko moi rodzice. W sumie, odkąd pamiętam, faktycznie wyżej srali niż dupę mieli, ale to w sumie dzięki nim mieszkałyśmy w wynajętym trzypokojowym, wyremontowanym mieszkaniu z balkonem, niedaleko centrum.
Poczułam dziwną bezradność i przygnębienie. Ja, taka silna, teraz wpadałam we własną zasadzkę fizycznych potrzeb i pragnień.
Coś się we mnie kłóciło, mocno gryzło i nie potrafiłam zdefiniować ani zdecydować, w którą stronę pójść. Z jednej strony był Kostek, z drugiej Mikołaj, który pojawił się znikąd.
Książka: Pieprz i sól