Idę kiedyś na targ warzywny w Brukseli. Kupuję to, śmo, owo, wreszcie pęczek marchewki od jakiejś kobity. Zorientowała się po akcencie, że jestem nietutejsza, i pyta, skąd pochodzę. Ja, że z Warszawy. ,,To w Rosji, prawda?" ,,Nie", mówię, ,,w Polsce". ,,W Polsce? A nie w Rosji?" ,,Nie, w Polsce." ,,A tak", dodaje po dłuższym zastanowieniu, ,,może i w Polsce. Słyszałam, że wojna to was nie oszczędziła". ,,Cóż, rzeczywiście, sporo wycierpieliśmy", odpowiadam. A ona na to: ,,Tak, tak. A i u nas w Brukseli co to się działo! Jakie straty. Tylko
Idę kiedyś na targ warzywny w Brukseli. Kupuję to, śmo, owo, wreszcie pęczek marchewki od jakiejś kobity. Zorientowała się po akcencie, że jestem nietutejsza, i pyta, skąd pochodzę. Ja, że z Warszawy. ,,To w Rosji, prawda?" ,,Nie", mówię, ,,w Polsce". ,,W Polsce? A nie w Rosji?" ,,Nie, w Polsce." ,,A tak", dodaje po dłuższym zastanowieniu, ,,może i w Polsce. Słyszałam, że wojna to was nie oszczędziła". ,,Cóż, rzeczywiście, sporo wycierpieliśmy", odpowiadam. A ona na to: ,,Tak, tak. A i u nas w Brukseli co to się działo! Jakie straty. Tylko