Wiera jeszcze spała, zmęczyło ją to życie, co już było za nią, i spała na zapas, żeby mieć siły do życia, które ją czeka. Jak gdyby dla kobiety nigdy nie było za mało snu. Rozłożyłem palamidy na papierze, przez szklaną ścianę po raz ostatni świeciło na nie słońce, słońce, które całymi latami je żywiło i dodawało im sił. Byłem niecierpliwy jak każdy rybak, który wraca z obfitym połowem. Pocałowałem ją w czoło. Otwarła powieki i ujrzała przy swoim łóżku ten przedranny połów. Powiedziała:
Wiera jeszcze spała, zmęczyło ją to życie, co już było za nią, i spała na zapas, żeby mieć siły do życia, które ją czeka. Jak gdyby dla kobiety nigdy nie było za mało snu. Rozłożyłem palamidy na papierze, przez szklaną ścianę po raz ostatni świeciło na nie słońce, słońce, które całymi latami je żywiło i dodawało im sił. Byłem niecierpliwy jak każdy rybak, który wraca z obfitym połowem. Pocałowałem ją w czoło. Otwarła powieki i ujrzała przy swoim łóżku ten przedranny połów. Powiedziała: