Kiedy staram się sobie wyobrazić, czym byłby postęp, gdyby połowy ludzkiego potencjału nie trzymano w ciemnościach, odmawiając kobietom prawa do edukacji, robi mi się tak smutno, że nie znajduję słów, by to opisać.
Póki trwał PRL, przeciętna Polka nie miała dostępu do nowoczesnej myśli feministycznej, a kiedy się skończył, blisko związana z kościołem opozycja demokratyczna uczyniła, co w jej mocy, by ten stan rzeczy się nie zmienił. Konsekwencje tego faktu odczuwamy do dziś.
Polki, których historia na tle reszt zachodniego świata jest wyjątkowo bolesna, są mistrzyniami w sztuce rzucania kłód pod nogi i podcinania skrzydeł innym kobietom.
Kiedy kobieta rusza w życiu „po swoje", odmawiając dalszej subordynacji i spełniania społecznych obłudnych pseudonorm, z miejsca staje się celem groźnych i bolesnych ataków. Nie tylko ze strony nawykłych do rządzenia patriarchów w każdym wieku, ale i od innych kobiet.
Kiedy staram się sobie wyobrazić, czym byłby postęp, gdyby połowy ludzkiego potencjału nie trzymano w ciemnościach, odmawiając kobietom prawa do edukacji, robi mi się tak smutno, że nie znajduję słów, by to opisać.