Wszyscy przecież znamy to, co nazywa się wyrzutami sumienia. To przedziwne, męczące uczucie, że zdradziliśmy coś w sobie czy nad sobą, że zanurzyliśmy się w jakimś bagnie czy w lepkiej mazi; to poczucie, że zrobiliśmy coś, za co musimy się nieustannie tłumaczyć komuś w nas, wokół nas czy nad nami, połączone ze świadomością, że im dłużej to robimy, tym mniej jesteśmy przekonani o słuszności naszej sprawy. Jest to stan głębokiej depresji, kontaktu z tym, co niektórzy filozofowie nazywają nicością.
Wszyscy przecież znamy to, co nazywa się wyrzutami sumienia. To przedziwne, męczące uczucie, że zdradziliśmy coś w sobie czy nad sobą, że zanurzyliśmy się w jakimś bagnie czy w lepkiej mazi; to poczucie, że zrobiliśmy coś, za co musimy się nieustannie tłumaczyć komuś w nas, wokół nas czy nad nami, połączone ze świadomością, że im dłużej to robimy, tym mniej jesteśmy przekonani o słuszności naszej sprawy. Jest to stan głębokiej depresji, kontaktu z tym, co niektórzy filozofowie nazywają nicością.