STYCZEŃ - wiersz
Wychłodzone drzewa nie czują Szopena
wychudzone wrony przechodzą mutację
po blaszanych dachach ciągnie się poemat
komin bucha dymem snując deklamację
Wnikliwi badacze lubelskich zaułków
zgłębiają historię patrząc oknom w oczy
roi się od szeptów, muśnięć, pocałunków
pełnomocnik księżyc latarnie rozzłocił
Cisną się do knajpek zakochane pary
stół myślnikiem dzieli na odległość tchnienia
nad filiżankami odprawiają czary
po szybach kroplami spływa biżuteria
Jątrzą się żółcienie na tle przedwieczoru
brukiem pan spóźnialski z wychudzoną twarzą
może ktoś go czeka w maleńkim pokoju
a może i kocha wbrew wszelkim zakazom
Paczą się framugi – ludzkie charaktery
my co wieczór starsi niż byliśmy wschodem
przesuwamy w palcach różańcowe perły
co to połyskują jak słońce na mrozie