Przechadzka - wiersz
Przechadzka
Zawrzało dzisiaj na ulicy Gdańskiej,
Przechadzając się jak zawsze, w bliżej nieokreślonym celu,
Ujrzałem część garderoby męskiej, bezpańskiej
- Pański kapelusz.
Rzekł młody mężczyzna podając mi ów rzecz.
Przyznałem się do posiadania kapeluszy wielu,
Ale ten mój nie jest – Idź precz!
-Z pańskiej głowy,
Przed chwilą strącił go wiatr.
Stwierdziła wścibska dziewczynka,
- Widział to i mój brat.
- Owszem. Niech pan przyjrzy się dobrze,
Kapelusz elegancki, różnokolorowy,
Rzadko spotykana rzecz.
Obejrzałem ze złością,
Aby dokończyć przechadzkę.
Wzór znany, szumną zażyłością,
Ale szew w okółkę, z boku dwie plamy,
Łypnąłem nieufnie, węsząc zasadzkę,
Lecz uległem, za namową damy,
Gospodarza pobliskiego domu,
Pana Adwokata, Szefa Kuchni
Narożnej restauracji,
Gospodyni Domowej
Ze świeżo odnowionej
XVIII wiecznej kamienicy,
Pana Nauczyciela,
Instruktorki tańca, i
Bliżej nie znanego mężczyzny, imieniem
Ksawery.
Pognałem do domu z nieszczęsnym kapeluszem.
Rozmówców miałem wielu,
Choć wiedziałem, co zrobić muszę,
Mój Drogi Przyjacielu,
Mam ciebie i inne nieznane Kapelusze.