Nie na wiść. - wiersz
Pojedyncze skrzypnięcie podłogi potrafi wyrwać mnie ze snu.
Po chwili dochodzi do wylewu, krew tak szybko wtłacza się do mózgu, że nie nadążam połykać śliny.
Skąd jej tak dużo?
Wtedy przypominam sobie każde kłamstwo, które musiałem przełknąć.
Zbiera mi się na wymioty, jak wtedy gdy nauczyłem się, by nie mieszać wódki z trawą.
Wyrzucę to z siebie i zacznę od nowa - pomyślałem.
Padłem na twarz przedawkując wolność, stróżka śliny łączy moje usta z podłogą.
Metaliczny posmak krwi daje mi wiarę w to, że jeszcze żyję. Paraliż postępuje bardzo szybko.
Powiedzenie "rusz głową!" stało się obrzydliwie śmieszne.
Dmucham delikatnie we włókna dywanu, wzbijający się kurz wygląda pięknie, jak gdyby tańczył w promieniach słońca tylko dla mnie.
Podchodzisz i kopiesz moje bezwładne ciało prosto w twarz, chrzęst
łamanego nosa wywołuje u Ciebie obrzydzenie, ale nie potrafisz
przestać.
Zabijałem Cię każdym moim słowem, dlatego nie masz litości, a ja
nie mam żalu, za paraliżujący dodatek do herbaty. Marzę tylko by ją
dopić nim wystygnie, bo nie ma nic gorszego, niż piana na zimnej
herbacie.