łowcy - wiersz
Ponura ciemna noc opętała świat,
W ciemności budzi się nieznany dotąd praświat.
Z przesiąkniętej wilgocią mogiły,
Wynurzają się zgliszcza zwłok przegniłych.
Zgniłe korpusy ciał żywią się ciemnością,
I radują się przerażliwą nocną wolnością.
wyczuwają zapach ludzkiej ciepłej krwi,
Żywią sie strachem i cierpieniem ludzi.
Kryją sie w każdym ciemnym zakamarku,
I wywołują zimny pot i oddech na karku.
Z każdym ich krokiem gniją rośliny,
A kto ich spotka robi się bladosiny .
Wejdą do domu każdą możliwą szczeliną,
Każdy ich wydech przesiąknięty jest formaliną.
Czujesz ich obecność w każdym ciemnym rogu,
Nieraz składałeś przez to modlitwy Bogu.
Zakradną się w najmniej oczekiwanym momencie,
Ale poczekają aż światło zniknie wszędzie.
Atakują we śnie jak człowieka sen zmorzy,
Niejeden już grzesznik świtu nie dożył.
Wyrywają wnętrzności z ludzkiego ciała,
Szepczą do ucha z łaciny "animam meam"
Po ofierze zostają tylko zakrwawione zgliszcza,
I zgniłe w pokoju doniczkowe igliszcza.
Nikt ich jeszcze na oczy nie widział,
Lecz wieczorami unikajcie zgniłych ciał.
Bo jeśli macie coś wielkiego na sumieniu,
Wyzbądźcie się tego, albo nie umkniecie ich łaknieniu.