Intymny pamiętnik nastolatki cz.33 - wiersz
Muszę wracać do domu pod mamy skrzydełka,
razem z Olim idziemy, bo obawa wielka.
Pociesza mnie głupawo: – Iga, będzie lanie.
Odgryzam się, że zaraz na drodze dostanie.
W rodzinnych progach oddech i – ze strachem dzwonię.
Na plecach skóra cierpnie, drżą spocone dłonie...
Tato porwał i uniósł jak dziecko na rękach,
zrobiło się wesoło, nie musiałam klękać.
Padło kąśliwe mamy: – Córka marnotrawna.
Szybko zrzedła jej mina, tato o to zadbał.
Sypały się całusy, miał świetny humorek,
powiedział mi: – Chłopaka puścimy wieczorem.
Musiał się w łaski wkupić partyjką remika,
zamiast wojny domowej – ja nogami fikam,
a on błyszczy talentem w kuchni niewyżytym,
kiedy podaje kawę, podziwiam zachwyty.
W najprostszy sposób łapie punkty u teściowej,
zaczyna go uwielbiać, będę miała problem.
Gramy w karty śledzeni czujnym okiem mamy,
nawet pod stołem widzi, kiedy się trącamy.
Przegrywamy z kretesem skończyły się nudy,
długo nie potrafiłam swej radości ukryć,
gdy uśmiechnięty tato wpadł na dobry pomysł,
żeby przespał się u nas zamiast biegać w nocy.
Ciesząc się, z lekkim sercem oddałam mu pokój,
żartowałam, by został do Nowego Roku.
Śliczną pościel wybrałam w czerwone serduszka,
szkoda, że na dobranoc miałam tylko usta.
W sypialni znowu mama uszczypliwa dla mnie:
– Zabujana po uszy i trudne rozstanie.
Wcisnęłam się do środka jak dziewczynka mała,
krzycząc: – Mej mamie kiedyś też Amora strzała
gdzieś na randce przeszyła serce bardzo młode.
Jestem efektem strzału – stwierdziłam z chichotem.
Leżąc w łóżku, jak dzieci harce wyczyniamy,
gdy podziwiam policzki purpurowe mamy,
popiera mnie mrugając zachwycony tatko.
ona dziwny komentarz: – Skończ już z tą dzierlatką,
wydziwia niczym dziecko, chociaż jest dorosła.
Chwyciłam ją za język: – Wreszcie chwila wzniosła!
Skacząc jak zwariowana, oświadczyłam: – Tato,
od dzisiaj już nie jestem malutką smarkatą,
niedługo dziewiętnastka i tort trzeba upiec.
Usłyszałam jej cierpkie: – Więc powinnaś również
dorosnąć już do ciasta, bo to sprawa prosta.
Tak w rewanżu za żarty chciała utrzeć nosa.
Uciekłam zezłoszczona i zasnąć nie mogę,
najchętniej to bym dała z tego łóżka nogę,
już nie wiem, gdzie ułożyć te oporne ręce,
a tęsknota narasta jest jej coraz więcej.
Męczę się i przewracam, godziny się dłużą,
szarpię się nawet wściekle ze swoją poduszką,
jak ścienny zegar bije zakochane serce,
do niego się wyrywa, bez przerwy się wiercę.
Cuda potrafi zdziałać bliskość drogich osób,
ciągnie mnie niczym magnes, odbierając rozum.
Mama przyszła z pomocą jak lek na bezsenność,
po cichu przygarnęła, nocą szepcząc ze mną.
Usypiała jak dawniej, kiedy byłam mała,
tuliła niczym dziecko – ze szczęścia płakałam.
Pocieszała jak mogła: – Cierpliwa być musisz.
Koiła kołysanką w ramionach mamusi.
cdn.