Zimowit jesienny cz.3
- Wiesz, że Eleonora zaszła w ciążę?! Po raz trzeci! - Mówiła Pani Bieler zawzięcie, uporczywie gestykulując - A Państwo Kowalscy? Drugi raz byli w to samo ubrani idąc do teatru! Niedorzeczne! Albo Jacek, mój kochany sąsiad! Śpiewać mu się zachciało po kieliszku zdrowej wódeczki. Jak otworzył tę gębę to przecież Ernest musiał iść w nocy i go uciszać! - Stefanie jak zwykle się rozgadała, nie zwracając uwagi na ludzi wokół. Czasem tylko lekko klepnęła Elzę, lub głośniej się zaśmiała. Nie należała ona do osób wykształconych, jej życie kręciło się wokół plotek.
Elza przewróciła oczami i zamyśliła się. Ta baba zapewne książek nie czyta, więc nie ma nawet potrzeby pytać czy posiada cokolwiek autorstwa Jane Austen. Phi, jeszcze by rozpowiedziała to na mieście- parsknęła. W jej głowie nagle pojawiło się wydarzenie z zeszłej nocy, zesztywniała. Nigdy wcześniej nie spotkała się z tak dziwną sytuacją. Życie Elzy na ogół było łatwe, monotonne, bez rewelacji. Kto podrzucił ten skrawek papieru? Może był on tam przez cały czas? Nie… to niemożliwe, tyle razy wertowałam tę książkę.
Dzisiejszego poranka, podczas gdy Zuzanna- gosposia domowa czyściła biblioteczkę, Pani Zimmermann podeszła do niej, pytając czy otwierała jakąkolwiek z tych książek. Zdezorientowana dziewczyna wrzuciła szmatę do wiadra z wodą i przecząco kiwnęła głową. Elza dogłębnie przejrzała swymi oczami gosposię, lecz prócz strachu nie widziała w niej nic więcej. Zostawiła ją przy biblioteczce i wyszła. Zuzanna była jedyną osobą jaką podejrzewała.
Jakże dziwnym wydarzeniem związanym z Krystyną Ceynową znajdującą się w „Rozważnej i Romantycznej” nie podzieliła się z nikim innym, jak z własnym obliczem w lustrze. Elza nie ufała nikomu, a rozwiązanie zagadki powierzyła sobie samej.
- Och, Zimmermann! Mogliby czarownicę na stosie palić, a ty byś nie usłyszała! - Stefanie gwałtownie kiwała dłońmi przed twarzą Elzy. - Czy ty mnie w ogóle słuchasz, halo?!
Zielona suknia zawiła się przeraźliwie, gdy Elza obudziła się i porzuciła świat myśli. Mrugnęła, a jej oczy zalały się ciemną mgłą, spojrzała groźnie na plotkarę.
- Co ty powiedziałaś?! - Warknęła, niczym zwierze.
Pani Bieler z wrażenia cofnęła się o krok do tyłu, jej wzrok nagle stał się wyłupiasty, a usta rozwarły się lekko. Zaniemówiła, wpatrywała się w fizjonomię Elzy i stała bez ruchu.
-Spytałam, co powiedziałaś?- powtórzyła, nieco lżej.
Mogliby czarownicę na stosie palić.
Mogliby czarownicę na stosie palić.
Mogliby czarownicę na stosie palić.
Słowa zabłądziły w głowie Elzy i odbijały się od siebie, niosąc echo, tak denerwujące.
- Ja… - Zająknęła się, odbierając atak złowrogiego spojrzenia. - nic… ja nic nie wiem Zimmermann. Tak tylko… - Rozejrzała się po Rynku - Anno! Anno! Chodź tu prędko! - Zawołała.
Anna po dłuższych nawoływaniach przybiegła i z pytającym wyrazem twarzy podeszła do matki.
- Anno! Musimy już iść. Pożegnaj się z Panną Zimmermann i jej córką. - Anna zrobiła to, o co prosiła ją matka i odeszły pośpiesznie.
- Stefanie Bieler! - Zawołała Elza. Lecz ta nie odwracając się za siebie pognała w stronę dorożek.
Elzie nie pozostało nic innego jak wziąć głęboki wdech i spojrzeć na Rachel. Ta nie miała odwagi spytać, co się stało. Chwilowo zauważyła słaby błysk w oku matki. Błysk dezorientacji.
[1] Ja mutti (niem.)- tak mamusiu