Zemsta
Najpierw huknęło tak ogłuszająco, że zawstydzony zgiełk uliczny umknął do studzienek kanalizacyjnych, przez co władzę w centrum Warszawy przejęła mrożąca krew w żyłach cisza. Zaraz potem potężne tąpnięcie skorupy ziemskiej w ciągu sekundy rozbiło tysiące związków szyb z ramami okiennymi.
Prezes Jarosław kompletnie nie przejął się zjawiskami towarzyszącymi przybyciu rogatego jegomościa, odzianego w staromodny frak. Elegancik, który w kłębach cuchnącego siarką dymu zmaterializował się na kanapie, z rozbawieniem spojrzał na wyrysowany na podłodze pentagram oraz zarżniętą kurę ciśniętą w kąt salonu.
- Wystarczyło zadzwonić – mruknął, wyciągając z kieszeni płonącą wizytówkę.
Zmieszany pan prezes, usiłując ukryć w spodniach poradnik dla młodych satanistów pod tytułem „Jak wezwać diabła”, zbierał się chwilę w sobie, by w końcu wycedzić przez zaciśnięte zęby:
- Chcę się zemścić za Smoleńsk…
Wraz z tymi słowami na diabła poleciały hektolitry jadu i gdyby nie był nieśmiertelny, z pewnością padłby trupem z poparzoną twarzą.
- A jak by ta zemsta miała wyglądać? – zapytał pan czeluści piekielnych, ocierając lico rękawem.
Prezes Jarosław zaśmiał się tak szyderczo jak nigdy dotąd i na dźwięk tego przeszywającego niczym igła Singera rechotu rybki w akwarium potopiły się ze strachu.
Diabeł, dla którego ludzie byli jak otwarte księgi, zadrżał na myśl o tym, co stojący przed nim człowiek pragnął uczynić.
- Nie unicestwię całego kraju – odparł po namyśle. – Twoja dusza nie jest aż tyle warta. Ale mam pewien pomysł. Niewielkim nakładem sił i środków wywołam w Rosji małe zamieszanie. Dać im jakoś dyskretnie znać, przez kogo zostali pokarani?
Szelmowski uśmiech ozdobił oblicze prezesa, a rogaty jak nagle się wcześniej pojawił, tak nagle teraz zniknął.
Zdziwienie rosyjskich archeologów oraz wojskowych nie miało granic. No bo jak racjonalnie wytłumaczyć fakt, iż na kraj nie spadł fragment meteorytu ani amerykańska rakieta dalekiego zasięgu, ale grad niezwykle twardych i śmiercionośnych kartofli?