Zawsze będziesz w moim sercu cz.5
Rozmowa z ojcem Natalii trwała ponad cztery godziny i tak naprawdę nic mu nie dała – nie zwróciła mu jej. Wiedział, że musi zacząć walczyć, tylko brakowało mu sił. Nie miał w sobie nic z super bohatera, za jakiego uważali go wszyscy dookoła. Może powinien posłuchać Tadeusza i zacząć wychodzić do ludzi, przestać zaszywać się w domu? Bez zastanowienia wyciągnął telefon z kieszeni i wybrał numer swojego najlepszego przyjaciela.
-Cześć Tymek – zaczął niepewnie – co robisz dzisiaj?
Czekał na odpowiedź z mieszanymi uczuciami.
-No nareszcie stary – wesoły ton głosu przyjaciela podniósł go na duchu – myślałem, że już nigdy się nie odezwiesz. Wiem, że nie było mnie na pogrzebie Natalii i bardzo cię przepraszam, ale musiałem jechać na lotnisko po Julkę.
Julka była żoną Tymka, kłócili się codziennie o wszystko i często zastanawiał się, jak jego przyjaciel wytrzymuje z tą kobietą. On dawno by już ją zostawił. Julka była kompletnym przeciwieństwem jego Natalki – zbyt głośna, zbyt wygadana, zbyt prowokująca – taka femme fatale niszcząca na swojej drodze wszystko, co nie było po jej myśli. Robiła, co chciała i kiedy chciała często nie uwzględniając w swoich planach Tymka, który pomimo wszystko cały czas ją kochał i skoczyłby za nią w ogień.
-Rozumiem, nic się nie stało – oczywiście, że się stało, nie chciał się jednak kłócić – masz dziś czas wieczorem?
-Jasne, tam gdzie zazwyczaj? – i nie dając dojść do słowa, zakończył rozmowę telefoniczną.
Z ociąganiem wyszedł z biura. Śnieg przestał padać, pozostawiając po sobie ogromne zaspy, przez które trzeba było przeskakiwać, by dostać się na chodnik.
Podziemny parking w budynku należącym do jego firmy był w generalnym remoncie, musiał więc tymczasowo parkować kilka ulic dalej, co w taką pogodę, było sporym utrudnieniem – zanim dotrze, do samochodu zmarznie, czas zacząć brać ze sobą kurtkę z domu, marynarka w kolorze kawowym, była stanowczo zbyt lekkim ubraniem. Gdyby Natalia żyła, z pewnością nie wyszedłby tak z domu. To ona odkąd zaczęli być razem dbała o niego i przypominała mu o tym, o czym sam zapominał, lub nie brał tego pod uwagę, mówiąc, że nie jest to aż tak ważne, aby musiał mieć to na uwadze. Jego motto „żyć tu i teraz” kolejny raz nie zdało egzaminu – powinien je zmienić jak najszybciej.
W drodze do samochodu, jego uwagę przykuła kobieta. Szła szybkim krokiem, przed nim. Zaczął biec za nią.
-Natalia ! – krzyknął.
Gdy się nie odwróciła, przyspieszył bieg, złapał za ramię, odwracając ją twarzą do siebie.
Wystraszona kobieta, szybko wyjęła słuchawki z uszu – była pewna, że coś się stało.
-Ja przepraszam panią – wydukał speszony.
Co się z nim działo? Jak mógł pomylić swoją kobietę z inną? Być może dlatego, że miała taki sam płaszcz na sobie, albo dlatego, że kolor i długość włosów była mu tak bardzo znajoma? Lub też dlatego, że stukot jej obcasów przypominał o ciszy panującej w jego mieszkaniu.
Powoli zaczynał tracić rozum. Z bezsilności osunął się na ziemię i klęcząc, na środku chodnika modlił się o jakiś znak, że jeszcze kiedyś będzie dobrze.
-Nic panu nie jest? – kobieta, którą chwilę wcześniej szarpnął za ramię nadal przy nim stała. Miała zatroskany wyraz twarzy. Nie chciał nawet myśleć, co sobie o nim pomyślała.
Jakiś wariat szarpie ją za ramię, a chwilę później klęczy na śniegu, odmrażając sobie kolana.
W milczeniu pokiwał przecząco głową. Chciałby, już sobie poszła i nie patrzyła na niego takim wzrokiem. Bez słowa wzięła jego dłoń i wcisnęła w nią swoją wizytówkę.
-Jeżeli zechce pan z kimś porozmawiać, to służę pomocą.
Powiedziała to tak, jak by była jakimś psychologiem lub psychoterapeutą, o ile ktoś taki istnieje i w tym momencie spojrzał na trzymaną w ręku wizytówkę. „Psychiatra – Malwina Majer”.