Za łby i ukręcać! (fragment wspomnień)
Historia... nieodłącznie przeplatająca dzieje naszych rodzin z historią polskiego narodu. Właściwie powinienem napisać odwrotnie - to historia naszego narodu wpływała na dzieje Polaków. Nie ominęła moich rodziców i ich najbliższych...
Rodzina ojca mieszkała przed wojną we wsi Polany, niedaleko kilkunastotysięcznego, powiatowego miasta Oszmiana, około pięćdziesiąt kilometrów na południowy wschód od Wilna. Rodzina mamy też żyła w tamtym rejonie, w miasteczku Ostrowiec. Przyszła wojna... i nagle, nie ruszając się z chałup, wszyscy mieszkający na Wileńszczyźnie Polacy co chwila dowiadywali się, że żyją już w innym państwie. Urodzili się i żyli w Polsce, a potem jak przekładaniec – we wrześniu trzydziestego dziewiątego wkroczyła Armia Czerwona; większość zagarniętego województwa Stalin oddał Litwie. Po kilku miesiącach Rosjanie wkroczyli do krajów nadbałtyckich, przy okazji zajmując już całą polską, przedwojenną Wileńszczyznę. Po roku ziemie te zajął Hitler, następnie w czterdziestym czwartym ponownie „wyzwolił” je Stalin. Podzielił byłe województwo wileńskie, jak chciał, narysował nowe granice administracyjne. Powiat oszmiański znalazł się nie na Litwie, ale już na Białorusi, tuż przy republikańskiej granicy z „Litewską Socjalistyczną Republiką Radziecką”. I to wszystko w ciągu tylko pięciu lat...
W czasie okupacji hitlerowskiej ojciec, podobnie jak wielu innych młodych chłopaków z okolicznych wsi, wstąpił do lokalnego oddziału Armii Krajowej. W okresie letnim przeważnie przebywali w lesie, na zimę dowódca rozpuszczał ich do domów. W czasie jednego z takich letnich pobytów rejon, w którym ich partyzancki oddział stacjonował, został otoczony przez oddziały niemieckie. Zostali unieruchomieni, odcięci od wiosek, zaopatrzenia i zbierania informacji. Blokada trwała dłuższy czas, zapasy żywności kończyły się. Nie mogli nawet rozpalać większych ognisk, aby się ogrzać w nocy czy zjeść ciepły posiłek, gdyż codziennie nad lasem przelatywał niemiecki samolot obserwacyjny „Storch”. Wprowadzony przez dowódcę nakaz zachowywania ciszy i całkowity zakaz używania broni palnej nie pozwalał też zapolować na zwierzynę leśną czy ptactwo. Zaczęli głodować; został im tylko worek grochu i... konwia bimbru. W czasie okupacji samogonu nigdy nie brakowało; był często traktowany jako waluta wymienna.
Uratowała ich zmyślność, a właściwie doświadczenie gajowego, który był również w oddziale. Zameldował się u dowódcy:
– Panie poruczniku, znam stary sposób. Może uda się coś upolować bez wystrzału. Potrzebuję tylko wiadra grochu i bimbru.
Dowódca długo się nie namyślał, nawet nie spytał się o ten sposób. Nie metoda, tylko efekt się liczył. Żarcie. Żarcie dla żołnierzy! Polecił kwatermistrzowi wydać podwładnemu, czego ten potrzebował. Gajowy wsypał groch do wiadra, zalał bimbrem i zostawił na noc. O brzasku rozsypał nasączony już groch na jednej z polan. Potem zaległ w lesie na jej skraju, wraz z kilkoma partyzantami:
– Chłopaki, tylko cicho leżta, co by nie spłoszyć.