Z Pamiętnika Krzysztofa C
prezę, zajał więc nasz kucharz specjalne miejsce podczas kolacji; na stole oraz na pierwszej pozycji menu.
Zabrakło wody ( tuz po zagryzce...) śpimy ze strachu z otwartymi oczami po tym jak nasz bosman który cierpąic na chroniczne zaniki pamieci zapomniał dać komende: ROZWINĄC ŻAGLE! Kiedy wiało. Stoimy teraz w miejscu miejąc nadzieję iż obecne teorie na temat świata są błędne i ląd sam prydryfuje do nas...
Próbwaliśmy zabić nudę organizując quaziolimpiadę; wśród konkurencji zanalazły się:
- strzał w sedno sprawy
- bieg na sto procent
- rzut ripostą
- wyskok w siną dal (lub za burtę)
W trakcie obchodu spotkałem na mostku naszego tłumacza... Ze zdumieniem spostrzegłem iż jest głuchoniemy. Nie wiem czy płakałem ze szczęścia czy złości... Mam spore zarzuty co do organizacji tej wyprawy...
Po południu ze zdziwieniem znalzłem w czasie obchodu KORNIKA... dziwne, przysiągłbym że zjedliśmy wszystkie...
Bunt przerasta moje siły. Sam jestem sobie winny. Obiecałem załodze że w trzydni dopłyniemy do lądu. Miałem powiedziec 30, ale coż, stało się... nie wiem co mnie napadło...
po dwoch dniach...
na horyzoncie ziemia!
Wreszcie będziemy mogli coś zjeść! Ciekawe tylko dlaczego tubylcy przyglądają się naszym ciałom z piana na ustach....
Zostało nas kilku...
Zabraliśmy się za szerzenie demokracji . Zrownaliśmy z ziemiż wioski odmawiajace zwierzchnictwa, pokazaliśmy naszym braciom uroki niewolniczej pracy dla białego czlowieka...
Tak po cichu mamy nadzieję iż cała wyprawa nie poszła na marne. Że wyrośnie na tej ziemi nacja szerząca na świecie uroki i walory wolności, rowności i zdrowej żywności!
Wasz
Krzysztof C.